Wydawać by się mogło, że w latach powojennych, kiedy z hurra-entuzjazmem budowano socjalizm, nie ma miejsca na pracę pozytywistyczną, na inicjatywy jednostek i działania przeniesione niemal z ubiegłego wieku. Jednak okazało się, że takie niezwykłe osobowości znajdowały dla siebie miejsce, mobilizowały innych, swoją pracą wypełniały olbrzymią lukę, jaka postała w powojennej rzeczywistości – w obliczu zadań związanych z budową socjalizmu często zapominano o potrzebach najmłodszego pokolenia.
Niezwykłe małżeństwo
– Mówiliśmy o tym, jak dzieci i młodzież mieszkający w bloku przy ulicy 22 Lipca (dziś Norwida) walczyli o swoje podwórko, o przestrzeń dla zabaw, sportu, rozwijania zainteresowań – wyjaśnia Robert Och, historyk. – Jednak należy podkreślić, że to zaangażowanie młodego pokolenia wspieranego przez ich rodziców było z pewnością mądrze inspirowane i kierowane przez niezwykłych ludzi – panią Marię Kapturkiewicz-Szewczyk i jej męża Bogdana.
Maria Kapturkiewicz przyjechała do Puław w 1955 roku. Do tych Puław, które jeszcze były zniszczone po wojnie, senne, osadzone wśród lasu. W istniejącym już Powiatowym Domu Kultury pracowała jako plastyk. Szybko dała się poznać, jako osoba aktywna z inicjatywą, o szerokich horyzontach. Razem z Władysławem Klępką i Zbigniewem Pieleszkiem założyła grupę plastyczną \"Absolwent”, co było niezwykłe w tamtych, post stalinowskich czasach.
– Ale Maria Kapturkiewicz-Szewczyk zauważała też, że zmiany, jakie wkrótce w Puławach nastąpiły po decyzji o budowaniu Azotów, pozostawiły na uboczu ważną grupę społeczności Puław – najmłodsze pokolenie – dodaje Robert Och. – To ona potrafiła zmobilizować tę młodzież i skupić wokół siebie. Miała niezwykły dar pracy z dziećmi, a także wspaniałe pomysły na aktywizowanie ich. Nie podawała wszystkiego na tacy, a sprawiała, że młodzi chętnie pracowali dla siebie i tym bardziej cenili to, co zrobili.
To z jej inicjatywy powstała Grupa Podwórkowa. Ta, po latach przestała istnieć. Ale – pamiętajmy, że również z inicjatywy Bogdana i Marii Szewczyków powołano w Puławach Oddział Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii. To oni byli motorem starań o adaptację wieży ciśnień przy ulicy Filtrowej na obserwatorium astronomiczne, które pracuje do dziś.
Jest świetlica
– Wielkie budowy były ważniejsze, niż zaspokojenie potrzeb kulturalnych i wychowawczych – mówi Robert Och. – Pamiętajmy, że decyzję o budowie Domu Chemika podjęto dopiero w 1968 roku, po wybudowaniu kombinatu, a budowano go 16 lat. Dzieci tych, którzy zamieszkali nowe bloki i nowe osiedla, praktycznie nie miały gdzie się podziać. To właśnie Maria Szewczyk objęła opieką te, które mieszkały w bloku przy ul. 22 Lipca 6, ale też takie, które z sąsiedztwa chciały do niej się przyłączyć. Zajęcia plastyczne odbywały się u pani Marii Szewczyk w mieszkaniu. W Kronice Grupy Podwórkowej zauważają, że \"Jej dom stał się dla dzieci bloku nr 12 ich domem…”.
W 1966 roku Grupa Podwórkowa wysyła pismo do PMRN z którego wynika, że suszarnia przydzielona grupie na świetlicę została zajęta przez gospodarkę komunalną i trzymają tam łopaty, taczki, miotły etc. Mimo, że wywalczyli dla siebie to pomieszczenie, ktoś im zajął. Napisali \"Mamy na celu założenie świetlicy, biblioteki do której część książek już mamy…”.
– Ostatecznie uzyskali zgodę na adaptację piwnicy! – wyjaśnia R. Och. – I zabrali się do tego z zapałem. Dość powiedzieć, że sankami przewozili klepki na podłogę. Trzeba było włożyć w to mnóstwo pracy – całość odmalować, założyć instalację elektryczną, położyć podłogę, założyć nowe drzwi. Pomagali rodzice, pomagał pan Szewczyk, PSS dała pieniądze na zakup materiałów. 7 lipca 1968 roku nastąpiło uroczyste otwarcie tak odnotowane w Kronice Grupy Podwórkowej: \"Na uroczystość tę przybyli prezes PSS Zdzisław Filipek, pani Barbara Jagodzińska, pan Stanisław Jednacz, oraz kierownik Domu Kultury Dzieci i Młodzieży pan Krzewiński. Rozpoczęła się dyskusja na temat dalszej działalności Grupy Podwórkowej, do której włączyli się przybyli rodzice. Po dyskusji była herbata i ciastka dla dzieci i starszych”.
W świetlicy była biblioteka, działało kółko teatralne, plastyczne, modelarskie, małej gosposi i muzyczne.
Latawce w Radawcu
W 1968 roku w świetlicy obchodzono sylwestra.
\"W sylwestra urządziliśmy sobie bal, zrobiliśmy kanapki, sałatkę, ciastka, kawę i herbatę. Ze starszyzny nie było tylko Maryśki, Krysi i Ludki – poszły na prywatkę. Marek opowiadał takie kawały, że obrzydził sałatkę niektórym. Bawiliśmy się kulturalnie, ale za długo bo do 3 nad ranem i mamy miały pretensje”.
Dynamicznie działała grupa modelarska prowadzona przez Bogdana Szewczyka. Młodzież budowała latawce i modele samolotów. Zaczęli jeździć na zawody m.in. na lotnisko w Radawcu i Klikawie. Pierwsze zawody w Rudawcu przyniosły rozczarowanie. W kronice odnotują: \"Chociaż latawce w Puławach latały bardzo dobrze, to w Lublinie robiąc sobie odpoczynek bardzo słabo tak, że zajęliśmy końcowe miejsce”. Jednak na następnych, w Klikawie było lepiej: \"Widowisko było świetne. Latawce, które w Radawcu nie chciały latać osiągnęły niezwykłą wysokość bo aż 180 metrów”.
– To zainteresowanie modelarstwem samolotowym zaowocowało przystąpieniem w 1970 roku do akcji \"Eskadra Zwycięstwa”. Grupa Podwórkowa przyjęła własną nazwę jako Eskadra Polskich Orląt i miała określone zadanie – opowiada Robert Och. – Podjęła się \"wykonania i zamontowania gablotki na podwórku przed blokiem nr 12, powołania 3 osobowego zespołu redagującego i uaktualniania wiadomości i zdjęć w gablocie oraz przystąpienia do zawodów młodego szybownika”.
Komary i poziomki
Inną formą działalności grupy, taką, która cieszyła się ogromną popularnością, były biwaki, rajdy, wspólne eskapady. W pierwszych latach na miejsce zbiórki dzieciaki dowoził motorem Bogdan Szewczyk. W późniejszych już byli rodzice mający auta i \"biwakowiczów” dowożono dwoma warszawami.
– Pierwszy biwak był nad Kurówką – mówi Robert Och. – W początkach klat sześćdziesiątych jeszcze w niej woda była czysta i środowisko nieskażone. Dzieciarnia była zachwycona. W kronice zapisali: \"Dzieci do tego biwaku szykowały się przez cały tydzień. Ze sobą musiały wziąć koce, chleb i naczynia. Na miejsce biwaku dowoził dzieci pan Szewczyk z kolegą na motorach. Wieczorem po rozłożeniu namiotów na łące pogryzły nas komary i przeniesiono namioty na polanę do lasu, gdzie rozpoczęto gotować kolację. Herbatę zrobiono z poziomek, woda była z Kurówki, bardzo smakowała ponieważ okazja nadarzyła się by spróbować, jak smakują komary”.
W 1964 roku przygotowano biwak nad Wisłą. Jego uczestnicy mieli dużo szczęścia, że skończył się dobrze. Tak wspominali w kronice:
\"Rozłożyliśmy się na drugiej stronie Wisły naprzeciw stoczni, poniżej Jaroszyna. Jedna z grup poszła kupić truskawki, ale kazano nam sobie uzbierać bez pieniędzy. Pan Szewczyk śpiewał piosenki i grał na gitarze, ale część poszła siedzieć na łodzi uwiązanej do palika. Pan kazał wszystkim ubrać kapoki i na całe szczęście bo się urwała łódka i popłynęliśmy z prądem Wisły”.
Na szczęście udało im się dopłynąć do brzegu i skończyło się na strachu.
Oprócz biwaków organizowane były rajdy piesze. Pamiętajmy – w latach sześćdziesiątych ani nie było dobrego sprzętu biwakowego, ani do wędrówek pieszych. Ale młodych wcale to nie zniechęcało.
W 1969 roku rajd pieszy do Kazimierza Dolnego tak opisuje jeden z uczestników: \"W dniu dzisiejszym poszliśmy na rajd pieszy. Nie poszło nas wielu. Kazio zaspał i przez niego spóźniliśmy się i zabłądziliśmy. Ale duże brawo dla nas. Na trop trafiliśmy, tylko zamiast zrobić trasę 14 kilometrów zrobiliśmy 18 kilometrów”.
Kronikę Grupy Podwórkowej Maria Szewczyk przekazała Muzeum Oświatowemu w Lublinie. To niezwykły zapis tamtych czasów, pokolenia, które dziś już jest siwowłose. Dzięki pani Marii, dzięki kronice można powspominać.
Reklama
Historia. Jak Grupa Podwórkowa założyła świetlicę w piwnicy
O świetlicy w piwnicy w Puławach opowiada Robert Och, historyk.
- 30.04.2014 15:29

Reklama













Komentarze