Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zapiszą księdza skrzętnie, wepną w segregator...

Na spotkaniu w kościele św. Ducha w Lublinie w 2001 r. zdradził, że największą satysfakcję w życiu dawała mu miłość. Skąd ksiądz tyle może wiedzieć o miłości - spytał ktoś z publiczności. No cóż... jestem starym kawalerem, ale i romantycznym staruszkiem
Poeta od bożych krówek i najważniejszych życiowych pytań. - On pisał tak, żeby każdy mógł zrozumieć, że ludzie są sobie potrzebni, że miłość do drugiego człowieka jest połączona z samotnością, że w cierpieniu jest nadzieja, bo kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno. Był taki sam jak jego wiersze. Dzień przed śmiercią byłam u niego ostatni raz w szpitalu. Nie rozmawialiśmy o jakichś wielkich rzeczach, ale o tych małych. Mówił, że napiłby się naleweczki, zjadł coś dobrego - opowiadała aktorka Anna Dymna. Od 1959 r. był rektorem kościoła Wizytek w Warszawie. Mieszkał skromnie; w pokoiku zwanym Kurzą Stopką. Łóżko drewniane z siennikiem. Surowe krzesła z desek z twardym siedzeniem. Zegar z kukułką i skrzypiąca podłoga. - Przy drzwiach stały w pogotowiu na baczność filcowe froterki. Siedział przy sekretarzyku z serdecznymi natchnieniami - wspomina ks. Janusz Kozłowski ze Świdnika. W 1991 r. odebrał na KUL doktorat honoris causa. Stał skulony w uroczystej todze, jakby ciążył mu biret i honory. - Zostałem księdzem w najgorszym czasie stalinowskim. Uważałem, że właśnie wtedy trzeba być księdzem i pisać wiersze o Bogu. Jestem księdzem szczęśliwym, więc i wiersze moje nie mogą być nieszczęśliwe. Ponieważ jestem już leciwym, także otoczony pleśnią, grzybami i honorami, nie wygłoszę wykładu, tylko powiem kilka słów, co chcę w tych wierszach powiedzieć. Niektórzy widzą w nich tylko biedronki, sikorki, motyle, ale chyba nie o to tu chodzi. Lubię wiersze serdecznie niemodne i szczęśliwie zapóźnione. Tęsknię za humorem, który uczy pokory, pozwala śmiać się z samego siebie. Bóg zapłać Panie Boże, bo podał mi łapę pies, co książek nie czyta i wierszy nie pisze - powiedział do auli pełnej studentów. I dostał huragan braw... Dziesięć lat później przyjechał do kościoła św. Ducha w Lublinie. Kościół pękał w szwach. Cichym głosem powiedział, że najwięcej radości w życiu daje mu miłość. Co ksiądz może wiedzieć o miłości? - spytał ktoś z publiczności. Podniósł głowę, spojrzał przez okulary na pytającą dziewczynę, uśmiechnął się i powiedział o swojej twórczości, że to są wiersze starego kawalera. A potem dodał: - Jestem takim romantycznym staruszkiem. I znów dostał huragan braw. W południe, 2 lutego, po raz ostatni spotka się z ludźmi. Jego zwłoki zostaną wystawione w warszawskim kościele Wizytek. Ks. Wiesław Niewęgłowski, duszpasterz środowisk twórczych, odprawi mszę. Przyjdą poeci, malarze, muzycy, księża i zwykli ludzie. Ciało księdza Twardowskiego zostanie złożone w Świątyni Opatrzności Bożej w krypcie dla zasłużonych Polaków. Złośliwi mówią, że na placu budowy. Nagle syn z Internetu niesie wieść nekrolog, że Ksiądz Twardowski zagasł, by płonąć inaczej. Niech wieczny odpoczynek Pan mu sprawić raczy. Bo trudził się niezmiernie, słów paciorki nizał. Napisał w wierszu poświęconym ks. Twardowskiemu Janusz Kukliński, tłumacz i przyjaciel Edwarda Stachury. - Zacytuję Edka z \"Anatemy na śmierć”: \"Byli tacy, co się rodzili, byli tacy, co umierali, byli tacy, którym to było mało”. Mógł wieść spokojny żywot księdza. Było mu mało - mówi Kukliński. I pokazuje ekslibris księdza Jana zrobiony przez Franciszka Maśluszczaka. Trafiony w setkę. Na którym ksiądz poeta podróżuje przez świat na mrówce. Zapiszą księdza skrzętnie, wepną w segregator. I tylko Jezusowi zakrwawiła blizna. - pisał dalej Janusz Kukliński. A mnie przypominają się słowa księdza Jana ze spotkania w kościele św. Ducha, że tam gdzie kończy się poezja, zaczyna się modlitwa...
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama