Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

PTAKOLUB

- Czy da się z tego żyć? Ja próbuję - śmieje się Rafał Siek, inżynier technolog budowy maszyn, specjalista od wielkich odlewni. On, dziecko lubelskich murów, fotografuje przyrodę od lat. Najpierw amatorsko, później coraz bardziej profesjonalnie, ale zawsze z wielką pasją i przyjemnością. Dziś usiłuje się z tego utrzymać
- Ta praca zbyt mnie pochłonęła, żebym mógł ją traktować jako drugą. Tkwię po kilka dni i nocy w lesie, żeby zrobić parę ujęć - mówi. Drobnej budowy, niewysoki, taki o którym się mówi, że \"wszędzie się wciśnie”. To czasem pomaga, ale nie wtedy, kiedy trzeba wisieć kilka godzin na drzewie, na specjalnych szelkach albo wyładowywać ciężarówkę sprzętu. I nie wtedy, gdy ciężarówka ugrzęźnie w bagnie. - Zimą wyjeżdżam w nocy i czekam w ukryciu na wschód słońca. Na bieliki albo na krukowate. To najinteligentniejsze ptaki. Potrafią się bawić na śniegu jak małe dzieci. Kolega obserwował kruka, który złapał gałąź dziobem i huśtał się na niej jak na huśtawce. Wiosną, kiedy budzi się życie, Siek wybiera się nad ukochaną Wisłę. - Szukam puchacza, najtrudniejszego do sfotografowania. Jak komuś się to udało, to znaczy, że przeszedł chrzest bojowy. Często gniazduje na kępach w olchowych lasach. Komary tną, stoję po pachwiny w wodzie, której temperatura spada do zera. A ja nie mogę się ruszyć, bo puchacz ma niezwykły słuch i wzrok. Trwa to dobę. A czasami nawet dłużej. Mówi, że do takich miejsc musi go ktoś podprowadzić. Puchacz obserwuje wszystko. Jedna osoba zostaje w kryjówce, ale ptak widzi, że człowiek odchodzi. I wtedy wróci do gniazda. - A normalnie człowiek może liczyć tylko na siebie. Pamiętam, jak raptownie przybrała rzeka i musiałem szybko uciekać, żeby ratować sprzęt, a może i życie - wspomina. - Z wysokości kilku pięter też zdarzyło mi się spaść, ale na szczęście byłem w uprzęży. Potrzeby fizjologiczne? Wolę nie mówić. Przecież po kilku godzinach w ukryciu nie mogę nagle wyjść i zrobić siusiu - śmieje się. Albo takie kichanie. Też musiał opracować swój sposób. Ale wszystkiego nie da się przewidzieć. - Przygotowuję się kilka dni do wyprawy, mam zamówione fotografie, ładuję na ciężarówkę sprzęt, jadę, patrzę: a tu las właśnie wycięli! A jak lasu nie wytną, to Siek dostanie np. udaru. - Chciałem sprawdzić, jak rybitwy, które gniazdują na ziemi, radzą sobie podczas upałów. Piasek nad Wisłą miał wtedy 60 stopni. Dorosłe przylatywały z mokrymi brzuszkami i tak chłodziły pisklęta. A ja dostałem wtedy udaru. Dla Rafała Sieka kończą się już dobre dni, Lato, jak mówi, to dla niego nudny czas. Kolory płowieją, pisklęta wyszły z gniazd. - Za to jesień to prawdziwa erupcja barw! Przeloty ptaków, mgiełki... Wtedy najpiękniej jest na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim, na Roztoczu. Bo tam nawet ludzie są inni. Daleko od miast nikt nie pyta skąd jesteś i dokąd idziesz. Poczęstują mlekiem i pierogami, zaprowadzą na siedliska. - A ja się nie mogę doczekać, jak znowu wejdę w bagno. Wtedy będę w sercu przyrody. Maria Kolesiewicz

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama