Człowiek Elektrownia
Jest 2006 rok. Ralf Hütter, Florian Schneider i Jacek Kwiatkowski jadą na rowerach
przez
Polskę. Zatrzymują
się, wyjmują miniaturowe notebooki i wprowadzają kod, który rozpocznie koncerty w Londynie, Paryżu, Berlinie i Rzymie. W każdym z miast grupa czterech robotów zagra muzykę Kraftwerku.
Za chwilę na przenośnych ekranach zamigocze napis: alles OK
- 07.06.2006 21:19
Ralf Hütter i Florian Schneider z zespołu Kraftwerk uśmiechną się do Jacka Kwiatkowskiego. Człowieka, któremu przyśnił się wyżej opisany sen. Chłopaka z Chełma, który w dzieciństwie najbardziej lubił jeździć elektrycznym parowozem. Dziś ma największy zbiór płyt Krafwerku po tej stronie Wisły, towarzyszy zespołowi na koncertach i maluje industrialne kalendarze. Na przykład dla Bogdanki.
Czerwona koszula. Czarny krawat. Krótko ostrzyżone włosy. Siedzimy w jego pracowni, zagubionej w Lublinie na ulicy Górnej. Na ścianach plakaty zespołu Kraftwerk. Na środku telewizor, 5 głośników. Pokrętło mocy na maksa.
Kraftwerk (czyli Elektrownię) założyło w 1968 roku dwóch Niemców: Ralf Hütter i Florian Schneider. - Na pierwszej płycie słyszysz organy, flet, skrzypce, gitarę i perkusję. Na następnych kolejno syntetyzatory, komputery, odbiorniki radiowe, a nawet licznik Geigera - mówi z entuzjazmem Kwiatkowski. Porusza się jak w transie. Lekko się zacina. Jak robot. Owładnięty ideą Kraftwerk.
Jaka to idea?
- Maszyny produkują absolutny trans - tłumaczy Kwiatkowski.
Czyli?
- Instrumenty, których używają, potrafią grać same. Muzycy zmechanizowali i skomputeryzowali wyposażenie. To jest muzyka z taśmy produkcyjnej. Mogą włączyć wszystko i zejść ze sceny. Jeden z nich mówi: Kolesie grający w filharmoniach tracą swój czas oraz pieniądze podatników zamiast robić coś pożytecznego. My zmechanizowaliśmy wszystko po to, by mieć czas na robienie innych rzeczy. Tak, zrobiliśmy nawet mechaniczne reprodukcje samych siebie.
Z tego Kwiatkowskiego to niezły model - słyszę na Górnej.
Rzeczywiście niezły.
W wojsku malował kolegom najlepsze chusty do rezerwy. Najczęściej panienki w toplessie, małpę z bananami i cmentarz. To ostatnie to po ojcu, Edmundzie Kwiatkowskim, który robił nagrobki.
Jak nie było czarnej pościeli, to sobie białą farbował na czarno. W innym kolorze nie miał kolorowych snów.
W dekoratorni WPHW w Chełmie eksperymentował z modelami i modelkami; podczas nocnych sesji renowacji manekinów.
Za to z dzieciństwa najbardziej pamięta, jak po raz pierwszy wdarł się do wnętrza elektrycznego parowozu. - I noc w Lorecie - dodaje po chwili. - To ruiny kościółka na wodzie w Chodlu. Zamiast Madonny ktoś postawił mały manekin dziewczynki. Jak żywy. Teraz przychodzi do mnie w snach.
Po raz pierwszy zobaczył na żywo swoich idoli w 2002 roku.
Ale łatwo nie było: korek na autostradzie, zgubienie portfela z całą kasą. Potem bilet od konika (przepłacony 5 razy). - Na bramce przemyciłem mały aparat fotograficzny w... slipkach. Musiałem mieć ich zdjęcia. W pewnym momencie poczułem na sobie łapy ochrony. Wyrwali mi aparat. Błagałem, żeby nie wydzierali filmu, bo przyjechałem z Polski 1500 km.
Przedarł się pod samą scenę. Decybele zapierały dech w piersiach. Kiedy usłyszał:
Computer Welt
Computer Welt
Denn Zeit ist Geld
Denn Zeit ist Geld
Oszalał. To był elektryczny orgazm.
- Zgodnie z filozofią Ralfa: Każdy szuka transu w życiu, w seksie, w emocjach, w czymkolwiek... a maszyny produkują absolutnie perfekcyjny trans - mówi Kwiatkowski.
W Kazimierzu nad Wisłą, w Galerii Sztuki Sakralnej, mieszczącej się na nowej plebanii przy farze, pokazują swoje prace członkowie Kazimierskiej Konfraterni Sztuki. W tym Kwiatkowski.
Jedna praca to Kraftwerk na scenie.
Druga, intrygująca, to głowa manekina przekrojona na pół. W środku miga dioda.
- W głowę manekina wbudowałem serce płyty głównej od mojego komputera - tłumaczy Kwiatkowski.
Teraz chce robić manekina, który będzie recytował słowa śpiewane na polskim koncercie Kraftwerk w Sali Kongresowej:
Jestem sobie operator
Mam minikalkulator
Ja dodaję, odejmuję
Kontroluję, komponuję.
Na koncercie był.
Ten, jak duch z Loretu, też śni mu się po nocach.
W katalogach do swoich wystaw Kwiatkowski połączył swoją głowę z robotem.
- Chłopcy z Kraftwerk zrobili mechaniczne reprodukcje samych siebie. Na zdjęciach widnieją sobowtóry członków zespołu. Na konferencjach prasowych przed dziennikarzami siedzą cztery manekiny w czerwonych koszulach i czarnych krawatach. Zespół kręci się w pobliżu. W czarnych koszulach i czerwonych krawatach. W odróżnieniu od \"prawdziwego”: Kraftwerku - opowiada Kwiatkowski.
O prywatnym życiu muzyków nie wiadomo nic. Wciąż szuka w Internecie. Pomaga mu Darek Sternik.
Tylko to, że w wolnych chwilach nakładają czarne kombinezony i pedałują zawzięcie. Stosują dietę, mimo sześćdziesiątki na karku mają świetną kondycję.
A co robi \"prywatny” Kwiatkowski?
Głupie pytanie: kupił rower, zakłada czarny strój i pedałuje do Kazimierza. Na słuchawkach Kraft-
werk.
Może kupi sobie miniaturowy keyboard. Marzy o Mogli-Midi glove - rękawicy służącej do kontrolowania komend bez dotykania czegokolwiek.
Reklama













Komentarze