Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Człowiek Elektrownia

Jest 2006 rok. Ralf Hütter, Florian Schneider i Jacek Kwiatkowski jadą na rowerach przez Polskę. Zatrzymują się, wyjmują miniaturowe notebooki i wprowadzają kod, który rozpocznie koncerty w Londynie, Paryżu, Berlinie i Rzymie. W każdym z miast grupa czterech robotów zagra muzykę Kraftwerku. Za chwilę na przenośnych ekranach zamigocze napis: alles OK
Ralf Hütter i Florian Schneider z zespołu Kraftwerk uśmiechną się do Jacka Kwiatkowskiego. Człowieka, któremu przyśnił się wyżej opisany sen. Chłopaka z Chełma, który w dzieciństwie najbardziej lubił jeździć elektrycznym parowozem. Dziś ma największy zbiór płyt Krafwerku po tej stronie Wisły, towarzyszy zespołowi na koncertach i maluje industrialne kalendarze. Na przykład dla Bogdanki. Czerwona koszula. Czarny krawat. Krótko ostrzyżone włosy. Siedzimy w jego pracowni, zagubionej w Lublinie na ulicy Górnej. Na ścianach plakaty zespołu Kraftwerk. Na środku telewizor, 5 głośników. Pokrętło mocy na maksa. Kraftwerk (czyli Elektrownię) założyło w 1968 roku dwóch Niemców: Ralf Hütter i Florian Schneider. - Na pierwszej płycie słyszysz organy, flet, skrzypce, gitarę i perkusję. Na następnych kolejno syntetyzatory, komputery, odbiorniki radiowe, a nawet licznik Geigera - mówi z entuzjazmem Kwiatkowski. Porusza się jak w transie. Lekko się zacina. Jak robot. Owładnięty ideą Kraftwerk. Jaka to idea? - Maszyny produkują absolutny trans - tłumaczy Kwiatkowski. Czyli? - Instrumenty, których używają, potrafią grać same. Muzycy zmechanizowali i skomputeryzowali wyposażenie. To jest muzyka z taśmy produkcyjnej. Mogą włączyć wszystko i zejść ze sceny. Jeden z nich mówi: Kolesie grający w filharmoniach tracą swój czas oraz pieniądze podatników zamiast robić coś pożytecznego. My zmechanizowaliśmy wszystko po to, by mieć czas na robienie innych rzeczy. Tak, zrobiliśmy nawet mechaniczne reprodukcje samych siebie. Z tego Kwiatkowskiego to niezły model - słyszę na Górnej. Rzeczywiście niezły. W wojsku malował kolegom najlepsze chusty do rezerwy. Najczęściej panienki w toplessie, małpę z bananami i cmentarz. To ostatnie to po ojcu, Edmundzie Kwiatkowskim, który robił nagrobki. Jak nie było czarnej pościeli, to sobie białą farbował na czarno. W innym kolorze nie miał kolorowych snów. W dekoratorni WPHW w Chełmie eksperymentował z modelami i modelkami; podczas nocnych sesji renowacji manekinów. Za to z dzieciństwa najbardziej pamięta, jak po raz pierwszy wdarł się do wnętrza elektrycznego parowozu. - I noc w Lorecie - dodaje po chwili. - To ruiny kościółka na wodzie w Chodlu. Zamiast Madonny ktoś postawił mały manekin dziewczynki. Jak żywy. Teraz przychodzi do mnie w snach. Po raz pierwszy zobaczył na żywo swoich idoli w 2002 roku. Ale łatwo nie było: korek na autostradzie, zgubienie portfela z całą kasą. Potem bilet od konika (przepłacony 5 razy). - Na bramce przemyciłem mały aparat fotograficzny w... slipkach. Musiałem mieć ich zdjęcia. W pewnym momencie poczułem na sobie łapy ochrony. Wyrwali mi aparat. Błagałem, żeby nie wydzierali filmu, bo przyjechałem z Polski 1500 km. Przedarł się pod samą scenę. Decybele zapierały dech w piersiach. Kiedy usłyszał: Computer Welt Computer Welt Denn Zeit ist Geld Denn Zeit ist Geld Oszalał. To był elektryczny orgazm. - Zgodnie z filozofią Ralfa: Każdy szuka transu w życiu, w seksie, w emocjach, w czymkolwiek... a maszyny produkują absolutnie perfekcyjny trans - mówi Kwiatkowski. W Kazimierzu nad Wisłą, w Galerii Sztuki Sakralnej, mieszczącej się na nowej plebanii przy farze, pokazują swoje prace członkowie Kazimierskiej Konfraterni Sztuki. W tym Kwiatkowski. Jedna praca to Kraftwerk na scenie. Druga, intrygująca, to głowa manekina przekrojona na pół. W środku miga dioda. - W głowę manekina wbudowałem serce płyty głównej od mojego komputera - tłumaczy Kwiatkowski. Teraz chce robić manekina, który będzie recytował słowa śpiewane na polskim koncercie Kraftwerk w Sali Kongresowej: Jestem sobie operator Mam minikalkulator Ja dodaję, odejmuję Kontroluję, komponuję. Na koncercie był. Ten, jak duch z Loretu, też śni mu się po nocach. W katalogach do swoich wystaw Kwiatkowski połączył swoją głowę z robotem. - Chłopcy z Kraftwerk zrobili mechaniczne reprodukcje samych siebie. Na zdjęciach widnieją sobowtóry członków zespołu. Na konferencjach prasowych przed dziennikarzami siedzą cztery manekiny w czerwonych koszulach i czarnych krawatach. Zespół kręci się w pobliżu. W czarnych koszulach i czerwonych krawatach. W odróżnieniu od \"prawdziwego”: Kraftwerku - opowiada Kwiatkowski. O prywatnym życiu muzyków nie wiadomo nic. Wciąż szuka w Internecie. Pomaga mu Darek Sternik. Tylko to, że w wolnych chwilach nakładają czarne kombinezony i pedałują zawzięcie. Stosują dietę, mimo sześćdziesiątki na karku mają świetną kondycję. A co robi \"prywatny” Kwiatkowski? Głupie pytanie: kupił rower, zakłada czarny strój i pedałuje do Kazimierza. Na słuchawkach Kraft- werk. Może kupi sobie miniaturowy keyboard. Marzy o Mogli-Midi glove - rękawicy służącej do kontrolowania komend bez dotykania czegokolwiek.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama