Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Dom gotowanych żelazek

Joanna zapala gaz. Na palniku stawia elektryczne żelazko. Bożena, by wyjąć cokolwiek z lodówki, zakłada buty i... idzie do sąsiedniego budynku. Tak żyje 40 rodzin z budynku, w którym od niemal dwóch tygodni nie ma prądu. Mimo że prawie wszyscy za prąd płacą
Światło zgasło w poniedziałek, 29 maja, o godz. 8.30. Prąd odciął zakład energetyczny, za długi, bo z opłatami zalega kilku lokatorów. Ale po ciemku siedzą wszyscy. Przez właścicieli. Ul. Samsonowicza 65. Brzydki, szary blok z wielkiej płyty na skraju osiedla. Żadnego docieplenia ścian, barwnej elewacji. Szarość. W środku półmrok, obdrapane ściany, a na podłodze puste miejsca po płytkach PCW w paskudnym kolorze. - Od dziesięciu lat kompletnie nic się z tym nie dzieje. Tyle, co sami zrobimy na jakąś składkę - mówi pani Bożena. Budynek powstał jako hotel pracowniczy dla załogi Lubelskiej Fabryki Maszyn Rolniczych Agromet. W 1997 roku blok przejęła Spółdzielnia Mieszkaniowa \"Horyzont”. Dwa lata później właścicielami budynku stali się dwaj lubelscy przedsiębiorcy: Jerzy Welman i Marek Danelczyk. I to w bardzo sprytny sposób. Najpierw Wel- man i Danelczyk pożyczyli spółdzielni Horyzont 200 tysięcy złotych. Później zaproponowali układ: zamiast gotówki chętnie odbiorą nieruchomość. W zamian za to umorzą długi. Według aktu notarialnego blok był pustostanem, a żyło w nim wówczas kilkadziesiąt rodzin. Ci ludzie zostali sprzedani razem z budynkiem. Mieszkańcy do dziś walczą o unieważnienie aktu notarialnego. Rozprawa w sądzie odbędzie się w najbliższy poniedziałek. Z pomocą mieszkańcom pospieszyły władze Lublina. Prezydent miasta próbował zamienić się z właścicielami na nieruchomości. Ale Welman i Danelczyk postawili zaporowe warunki. - Chcieli nieruchomości wartej dwa miliony złotych - wspomina Antoni Chrzonstowski, zastępca prezydenta Lublina. - Byliśmy gotowi dać im w zamian nieruchomość wartą pół miliona i nie doszliśmy wtedy do porozumienia. Ta transakcja nam by się nie opłacała. Za to właściciele nieźle by na niej zarobili. Przecież ten budynek kosztował ich zaledwie 200 tysięcy złotych. Zmiana właściciela była dla lokatorów początkiem długiego pasma kłopotów. Na początku był gaz. Do budynku nie dopływa już od trzech lat. Właściciele uznali, że przewody wentylacyjne są w złym stanie. - Mamy ekspertyzę ze spółdzielni \"Kominiarz”, że wszystko jest w porządku - irytują się mieszkańcy, którzy kuchenki musieli podłączyć do butli. Licznik prądu jest tylko jeden na cały blok. Z zakładu energetycznego Lubzel przychodzi jeden zbiorczy rachunek. Kwotę lokatorzy dzielą między siebie i wysyłają na konto Lubzelu. Ale nie wszyscy płacili. Kilka rodzin wcale nie przejmuje się rachunkami. - Od dawna prosimy o zamontowanie przy każdym mieszkaniu liczników przedpłatowych. Takich, w których najpierw trzeba wykupić porcję energii, a dopiero później można z niej korzystać. To załatwiłoby sprawę. Wtedy ten, co nie płaci, siedzi przy świeczkach - mówi pani Teresa. - Mamy nawet gotowe odpowiednie projekty instalacji. Sami za nie zapłaciliśmy. Ale Welman i Danelczyk nie zgadzają się na montaż liczników. - Już raz próbowaliśmy założyć liczniki w tym bloku - przyznaje Dariusz Bigelmajer, dyrektor Zakładu Energetycznego Lublin-Miasto. - Ale właściciele powiedzieli, że blok należy do nich i oni na montaż się nie zgadzają. A jeśli spróbujemy prowadzić jakiekolwiek prace, to skierują sprawę do prokuratury. Zadłużenie doszło do 21 tysięcy złotych i Lubzel wyłączył prąd. - Dzieci chodzą do szkoły niedoprane i wymięte. Uczą się, zanim zajdzie słońce. Bo przy świeczkach to już ciężko - mówi tęgi mężczyzna z drugiego piętra. - Zapalam gaz i stawiam żelazko na palniku. Jak się nagrzeje, mogę prasować - tłumaczy pani Joanna. Jedzenie trzeba kupować w małych porcjach, żeby wszystko zjeść tego samego dnia. - Ile spaliłam świeczek? U mnie idą cztery dziennie. W kuchni ciemno, w łazience też... nawet w dzień trzeba palić. - Czy nie można było przeciąć kabli tylko tym, którzy nie płacą? - dopytują się lokatorzy. - Nie można było - odpowiada dyrektor Bigelmajer. Lokatorzy napisali do wojewody. - Poprosiliśmy prokuraturę, by przyjrzała się sprawie - mówi Piotr Kowalczyk, rzecznik wojewody. Byli u prezydenta Lublina. - Poprosiłem Lubzel, żeby podłączył prąd do 29 czerwca. Mam nadzieję, że wtedy na sesji radni zgodzą się, żebym zamienił się z właścicielami na droższą nieruchomość - mówi Chrzonstowski. Pisali do ministra sprawiedliwości, ale minister Ziobro nie odpisał.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama