Dentysta, ale nie sadysta
Dobra wiadomość dla tych, którzy boją się dentysty. Zbigniew Dobkowski, stomatolog ze Świdnika, skonstruował urządzenie do bezbolesnego leczenia zębów
- 22.06.2006 21:20
Urządzenie Dobkowskiego zamiast wiertła ma końcówkę w kształcie długopisu, wypełnioną proszkiem podobnym do mąki. Strumień proszku napędzanego sprężonym powietrzem działa, jak materiał ścierny i delikatnie oczyszcza ząb. Za leczenie jednego ubytku płaci się 80–100 zł.
– Ten proszek to tlenek glinu – demonstruje doktor Dobkowski. – Przewodem podłączam końcówkę do napędu nożnego oraz butli ze sprężonym powietrzem. Po oczyszczeniu ubytku w zębie zakładam plombę.
Taką metodą lekarz oczyszcza ząb szybciej niż zwykle, a przy okazji nie niszczy zębiny, tak jak przy borowaniu. No i najważniejsza różnica. To nie boli. – Prawie sto procent pacjentów tak mówi – twierdzi dentysta. – Co wrażliwsi czują jedynie pierwsze uderzenie, drugiego już nie.
Marcin Kwiatkowski ze Świdnika już kilka razy leczył zęby u doktora Dobkowskiego. – Różnica między borowaniem a nową metodą jest ogromna. Każdy wie, że borowanie boli. A tutaj czuje się tylko psiknięcie białym proszkiem. I nic więcej. Zero bólu. Świetna sprawa.
Dobkowski zaczął projektować wiele lat temu. Skonstruował już 20 rodzajów urządzeń o różnej wielkości. Są wykonane z wytrzymałego tworzywa sztucznego oraz lekkiego metalu. Oprócz zębów można nimi obrabiać wszystkie twarde powierzchnie, takie jak metal, szkło. Długo nie ujawniał się ze swoją metodą leczenia.
– Żeby nie oglądać słońca zza krat. Najpierw eksperymentowałem na wyrwanych zębach, potem na sobie i rodzinie – tłumaczy.
Podobne urządzenia mają Amerykanie. Ale, jak zaznacza dentysta ze Świdnika, te amerykańskie mają moc pistoletu, a jego armaty. W Europie nie są rozpowszechnione. Pomysłami Dobkowskiego zainteresowali się nawet Chińczycy. W Polsce testują je stomatolodzy z Krakowa, Starego Sącza, Lublina. Chociaż pacjentom przypadły do gustu, trudno o zmianę nawyków samych stomatologów.
– Dentysty po 40. roku życia nawet granatem nie oderwie się od bormaszyny – komentuje Dobkowski. – Jak go nauczyli na studiach, tak robi. •
- Podchodzę do tego z dużą rezerwą. W historii zawsze się do czegoś wraca. To już było, zostało zaniechane, a teraz się to odgrzewa. Metoda z wykorzystaniem powietrza i drobin piasku usuwających próchnicę sięga lat 40. i 50. ubiegłego wieku. Przegrała, ponieważ usta pacjenta były w piachu, gabinet był w piachu. Ponadto wydaje się, że nie jest tak dokładna, jak wiertło. Ale dowodów nie mamy, ponieważ my pracujemy tylko na wiertłach. •
Reklama













Komentarze