Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Śladami uchodźców: Żyć jak normalny obywatel

Kolejowe przejście graniczne w Terespolu. Tu spływa 95 proc. wniosków o nadanie statusu uchodźcy. Przyjeżdżają zwykle porannym pociągiem z Brześcia. Bez dużego bagażu, ale za to z wielką nadzieją na \"lepsze życie”. – Mąż był prześladowany, dlatego uciekliśmy z Czeczeni – tak jak Zarema mówi większość cudzoziemców z Kaukazu. W rękach tuli najmłodszego syna. Piątce swoich dzieci powiedziała, że \"jadą daleko, do Europy, tej prawdziwej”.
Śladami uchodźców: Żyć jak normalny obywatel
(Ewelina Burda)
Dotarli 29 maja. Siedem osób i dobytek spakowany w kilka plastikowych reklamówek. Z jednej wystaje pluszowy misiek. – Syn chyba niepostrzeżenie upchnął – uśmiecha się Czeczenka. Mówią po rosyjsku. Polskiego chcą się nauczyć dopiero w ośrodku dla cudzoziemców. Pod warunkiem, że tam dotrą. Najpierw trafią pod skrzydła straży granicznej w Terespolu.

Kilka godzin

– Obcokrajowcom, którzy już na peronie deklarują chęć ubiegania się o status uchodźcy, zadajemy kilka pytań, m.in. o powody ucieczki z kraju pochodzenia – tłumaczy Monika Trochimiuk, kierownik zespołu wstępnych procedur uchodźczych. – Ci z Czeczeni i innych krajów kaukaskich są zwykle przestraszeni, ale mają do nas zaufanie. U Gruzinów widać większą determinację, przyjeżdżają tu za lepszym życiem - mówi Trochimiuk i wspomina przyjazd Rosjanki, która trafiła tu na wózku inwalidzkim i z otwartą raną na ciele. – Wtedy przyspieszyliśmy procedurę, tak by od razu otrzymała pomoc medyczną.
W innych przypadkach czynności administracyjne w Terespolu trwają zwykle kilka godzin. - Pytamy obcokrajowców o powody ucieczki, w bazie sprawdzamy, czy nie starali się o status uchodźczy w innym kraju, pobieramy im odciski palców. A na koniec wydajemy tymczasowe zaświadczenie o tożsamości.

Azyl

Z tym dokumentem przybysz ze Wschodu w ciągu dwóch dni powinien stawić się w ośrodku recepcyjnym w Białej Podlaskiej, by kontynuować procedurę. Docierają tylko niektórzy. Reszta traktuje Polskę jak kraj tranzytowy, w którym przekraczają granicę strefy Schengen, w drodze do Europy Zachodniej.
- Podejmują ryzykowną podróż bez wymaganych dokumentów, np. by połączyć się z rodziną lub diasporą w innym kraju, licząc na lepsze warunki życia – tłumaczy Ewa Piechota, rzecznik Urzędu ds. Cudzoziemców w Warszawie. Żyją w niepewności, bo przy każdej rutynowej kontroli dokumentów mogą zostać deportowani. Zgodnie z przepisami unijnymi tylko jedno państwo członkowskie UE może rozpatrywać wniosek o azyl.

Kwestie kulturowe

Bialski ośrodek to jeden z dwóch takich w kraju o charakterze recepcyjnym. Co to oznacza?
– Cudzoziemcom zakładamy specjalne akta, przechodzą przez filtr epidemiologiczny. Przeprowadzamy też z nimi tzw. wywiad statusowy – opowiada Tomasz Sikona, pracownik socjalny. To dla nich często moment oczyszczenia.

– Na przykład, kobiety pierwszy raz w życiu otwierają się i przyznają do tortur lub gwałtów – wspomina Agnieszka Markowska z zamiejscowego departamentu postępowań uchodźczych w Białej Podlaskiej. Wtedy przesłuchanie jest przerywane, a do akcji wkracza psycholog.

– Gruzini podchodzą do procedur niezbyt poważnie. Niektórzy bez ogródek mówią, że przyjeżdżają do Polski, by znaleźć żonę, bo ich zdaniem Gruzinki są mało urodziwe – dodaje pani Agnieszka. Pracownicy muszą też uważać na kwestie kulturowe. – Podczas rozmowy z Czeczenami lepiej nie wpatrywać się ostentacyjnie w ich oczy. Mogą to odebrać jak dwuznaczną propozycję – dodaje Markowska.

Ukraina

Spełnienie formalności w ośrodku recepcyjnym trwa od kilku dni do kilku miesięcy. Później obcokrajowcy trafiają do jednego z dwunastu ośrodków pobytowych.
Przez istniejącą od 2009 roku placówkę przewinęło się blisko 14 tys. obcokrajowców, głównie z Czeczenii i Gruzji. Obecnie mieszka tu ok. 140 cudzoziemców. Ponad połowa to Ukraińcy. – Napięta sytuacja w kraju spowodowała, że od początku tego roku ponad 500 obywateli Ukrainy złożyło wniosek o nadanie statusu uchodźcy - precyzuje rzecznik Urzędu ds. Cudzoziemców. W poprzednich latach Ukraińcy składali zwykle kilkadziesiąt takich wniosków rocznie. Aleksandr, Zeyneb i dwójka ich dzieci przyjechali do Polski ponad 2 miesiącu temu. Uciekli z Jałty.
Pomidorowa w Białej Podlaskiej

– Bałam się o bezpieczeństwo dzieci – mówi Ukrainka tatarskiego pochodzenia, w rękach tuląc 10-miesieczną córeczkę. – Tu odnaleźliśmy spokój. W Polsce chcemy stworzyć nowy dom – podkreśla Zeyneb. Luksusów nie mają, ale standard w ośrodku na pewno niski nie jest. Na co mogą liczyć? – Mają salę komputerową, biblioteczkę, świetlicę ze stołem do gry w ping-ponga, telewizory na korytarzach, boisko do gry w piłkę, plac zabaw - wylicza Grzegorz Randzio, kierownik placówki. Do tego pralnia, ambulatorium, kuchnia i łazienka na każdym piętrze. Jest też stołówka, gdzie mogą liczyć na śniadanie, obiad i kolację. Dzienna stawka żywieniowa przypadająca na jedną osobę to 9 zł. Mało? Danie obiadowe z 29 maja mówi samo za siebie: zupa pomidorowa z makaronom i drobiowy kotlet z ziemniakami i surówką, a na deser kompot. Ale nie samym jedzeniem żyje człowiek. Przybysze ze Wschodu mają też zapewnione lekcje języka polskiego, którego, jak mówią pracownicy, szczególnie chętnie uczą się dzieci.

Lekcje w Berezówce

Lekcja przyrody w szkole podstawowej w Berezówce w gm. Zalesie.
- Skały można podzielić na sypkie, zwięzłe i lite – recytuje łamaną polszczyzną Wischan. Młodemu Czeczenowi podpowiada brat Bieslan.
W Polsce są od kilku lat. Obaj chodzą do czwartej klasy. Obok nich w ławkach siedzi jeszcze dwóch cudzoziemców i dwóch Polaków. W sali obok na lekcji matematyki w klasie piątej już tak wesoło nie jest.

- Matematyka trudna bardzo dla mnie – zdradza Aisza. Przyjechała tu z Czeczenii rok temu. Mieszka z rodzicami w ośrodku pobytowym dla cudzoziemców w Horbowie (gm. Zalesie) pod Białą Podlaską. Wischan, Bieslan, Aisza i 33 innych małych uchodźców dojeżdżają codziennie autobusem do szkoły, a po południu tym samym autobusem wracają do Horbowa.

– W placówce uczy się 72 dzieci, a więc cudzoziemcy to połowa – mówi nam Katarzyna Sobolewska, dyrektorka tej niewielkiej wiejskiej szkoły, jedynej takiej w Polsce.

Integracja trwa tu już od pięciu lat.
– Początki nie były łatwe. Właściwie to był szok – wspomina Sobolewska. – Bariera językowa, kulturowa i obawy: jak zareagują nasi uczniowie i rodzice?

Szkoła przetrwała

Jednak obawy szybko zniknęły. Uprzedzenia? – Brak ich u nas. Przeważa ciekawość – zapewnia pani dyrektor. Chęci do nauki?
– Motywację widać, a z efektami bywa różnie. Zdarzają się dzieci mniej i bardziej uzdolnione, zresztą z polskimi jest podobnie – uważa Sławomir Biegajło, nauczyciel matematyki. W 2012 roku przyszłość placówki stanęła pod znakiem zapytania. Samorząd zdecydował o jej likwidacji. Szkoła przetrwała jednak dzięki stowarzyszeniu Za rzeką Krzną, które do dzisiaj sprawnie ją prowadzi i właśnie dzięki małym uchodźcom, którzy już od kilku lat łatają dołującą w Polsce demografię.

Kiedy uczniowie mają lekcje, na szkolnym korytarzu przez kilka godzin czuwa Aslan. To ich opiekun. Jako jedyny cudzoziemiec z ośrodka w Horbowie znalazł tu pracę.

– Pomagam w razie kłopotów. Najczęściej, gdy trzeba coś przetłumaczyć – mówi Czeczen, który do Polski uciekł z Groznego. W Berezówce uczy się trójka jego dzieci. – To ważne, by miały wykształcenie i mogły kiedyś znaleźć pracę.
Jak w hotelu

- Na lekcjach jest fajnie, ale po szkole jeszcze lepiej – mówi z rozbrajającą szczerością Wischan. Razem z bratem zajęli już miejsce w szkolnym \"ogórku”. Czas wracać do Horbowa. - Tutaj możemy pograć w piłkę nożną. Właściwie to gramy codziennie. Może kiedyś zostanę piłkarzem?

Ośrodek pobytowy w Horbowie przypomina hotel. Jest recepcja, przestrzenny holl i pokoje w których mieszka ponad 120 cudzoziemców.
– Faktycznie, istniał tu kiedyś hotel – potwierdza Grzegorz Machno opiekun placówki. Takich ośrodków jak ten pod Białą Podlaską jest w Polsce dwanaście. Cudzoziemcy mieszkają tu od kilku miesięcy do kilku lat, w zależności od tego, jak szybko uzyskają status uchodźcy lub inną formę ochrony.

Obywatel

Anzora do rozmowy namawiać nie trzeba. W Horbowie jest od dwóch lat. Razem z żoną i piątką dzieci. Czeczen ma w ośrodku poważanie, bo ma na stanie własny samochód.

– Jak trzeba, to zabieram kilka osób i jedziemy do Białej Podlaskiej – opowiada. Z Czeczeni uciekł w obawie przed konfliktami zbrojnymi. – Tam cały czas jest niebezpiecznie, jest destabilizacja.

Dlatego chce zostać w Polsce. – Uczę się polskiego. Później znajdę pracę, by żyć jak normalny obywatel – podkreśla. Póki co, jego procedura uchodźcza trwa. Nie wie jeszcze, czy dostanie status uchodźcy. – Ale do Czeczeni na pewno nie wrócę.

Być uchodźcą

Zgodnie z ustawą o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, status uchodźcy mogą otrzymać ci, którzy opuścili swój kraj \"na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem w kraju pochodzenia z powodu rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej”. Polskie prawo przewiduje także rozwiązania dla osób, które statusu nie otrzymały: ochronę uzupełniającą lub pobyt tolerowany. Pozostali otrzymują orzeczenie o wydaleniu z kraju.
Za kratami

Przy ul. Dokudowskiej w Białej Podlaskiej, obok ośrodka recepcyjnego mieści się jeszcze druga placówka dla cudzoziemców. Tyle, że z kratami i kolczastym drutem. To ośrodek strzeżony. Tutaj karty rozdaje straż graniczna. W Polsce prowadzi sześć takich ośrodków. Kto tu trafia? Z jednej strony ci, którzy przekraczają granicę w sposób niezgodny z prawem i przebywają w Polsce nielegalnie. A z drugiej strony ci, którzy nadużywają procedur uchodźczych lub nie mają ustalonej tożsamości. 30 maja przebywało tu ok. 70 obcokrajowców, z czego połowa to dzieci. – Bialski ośrodek jest sprofilowany na rodziny – mówi Wojciech Rogowski, komendant placówki straży granicznej w Białej Podlaskiej. Zdaniem pracowników, pobyt w takim ośrodku to nie kara. To detencja, która ma umożliwić sprawne przeprowadzanie procedur administracyjnych. Bywa, że trwają one ponad rok. Są kraty, ale nie ma cel, tylko pomieszczenia mieszkalne. Jest też świetlica, plac zabaw i teren do spacerów. Trzeba uwierzyć na słowo, bo do środka osoby z zewnątrz wchodzić mogą niezwykle rzadko. Wyjątek stanowią np. nauczyciele uczący tu m.in. języka polskiego. - Dzieci bardzo chętnie i szybko łapią język – przyznaje Beata Beczek, polonistka z Białej Podlaskiej. – Często chcą dzielić się swoimi historiami. To traumatyczne doświadczenia, które zmuszają tych ludzi do ucieczki i poszukiwania lepszego życia w Polsce.

Z opublikowanego 30 maja raportu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Stowarzyszenia Interwencji Prawnej wynika, że ośrodki strzeżone zmieniają się na lepsze, ale wciąż wiele jest do zrobienia. To drugi taki, po 2012 r., monitoring organizacji pozarządowych. Autorzy raportu szczególnie pozytywnie ocenili zajęcia kulturalno-oświatowe, sportowe i inne formy spędzania wolnego czasu, które cudzoziemcom oferuje bialski ośrodek. Poprawił się też poziom znajomości języków obcych pracowników tej placówki. Dobrze oceniono formy pomocy psychologicznej skierowane do cudzoziemców. W podsumowaniu, autorzy raportu zalecają m.in., by w ośrodkach zamkniętych usuwać kraty oraz nie umieszczać dzieci ani ofiar tortur w detencji. Ich zdaniem, cudzoziemcy powinni być szerzej informowani o swojej sytuacji prawnej. – W trakcie monitoringu autorzy raportu nie zgłaszali nam żadnych negatywnych uwag – mówi Rogowski. – Staramy się zapewniać rodzinom jak najlepsze warunki w ramach przepisów prawa. Tak, by pobyt w ośrodku był dla nich jak najmniej uciążliwy.

*Tekst nie powstałby, gdyby nie wyjazd studyjny dla dziennikarzy \"Podróż śladami uchodźców” zorganizowany przez Urząd ds. Cudzoziemców oraz biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców w Polsce (UNHCR).

Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama