Reklama
Nie ma Mateusza
Nic więcej zrobić nie możemy - mówią strażacy. - Dopóki nie zobaczę ciała, nie uwierzę, że syn nie żyje - odpowiada matka. - Tylko jak go teraz szukać?
- 13.08.2007 17:09
Marzena Żukowska z Ujazdowa (gm. Nielisz) ostatni raz widziała swojego syna w sobotę 26 maja. Bawił się z kolegami. Po rozstaniu z nimi nie wrócił jednak do domu. W niedzielę nad ranem nad brzegiem Wieprza odnaleziono ubrania chłopca. - Wtedy, jak wszyscy, myślałam: utonął. Ale teraz już w to nie wierzę - mówi łamiącym się głosem matka. - Bo gdyby zginął w rzece, już by go znaleźli albo by gdzieś wypłynął. Przecież tyle czasu minęło.
Poszukiwania chłopca trwały wiele dni. Zaangażowali się w nie mieszkańcy wioski, policjanci i strażacy. Na miejsce ściągnięto płetwonurków, którzy centymetr po centymetrze przeszukali dno Wieprza na odcinku długości około 3 kilometrów. Równolegle prowadzono poszukiwania na lądzie. Zdjęcia Mateusza zamieszczały wszystkie lokalne media. Rysopis zaginionego rozesłano po całej Polsce. Nie znalazł się nikt, kto mógłby cokolwiek o losie chłopca powiedzieć.
W piątek strażackie ekipy znowu wróciły do Ujazdowa. Tym razem z wysoko specjalistycznym sprzętem. - W działaniach wykorzystywano jedyny będący na wyposażeniu Państwowej Straży Pożarnej sonar dookólny MS 1000 (to urządzenie przeznaczone do określania trójwymiarowo kształtu dna), który znajduje się w Szkole Podoficerskiej PSP w Bydgoszczy - mówi kpt. Andrzej Szozda, rzecznik prasowy komendanta straży pożarnej w Zamościu. Spenetrowano ok. 20-kilometrowy odcinek rzeki. Poszukiwania zaczęły się o świcie. W akcji wzięli udział strażacy z Bydgoszczy, płetwonurkowie z Lublina i Biłgoraja, a także strażacy z Zamościa i Szczebrzeszyna. - Przed godziną 22 szef ekipy uznał dalsze poszukiwania za bezzasadne - relacjonuje Szozda. Czy jest szansa, że strażacy jeszcze raz wrócą do Ujazdowa? - To raczej nie jest możliwe. Jeżeli nie pomógł sprzęt naprawdę najwyższej klasy, niczego więcej nie będziemy w stanie zrobić - rozkłada ręce strażak. Marzena Żukowska powoli zaczyna tracić nadzieję, że jej syn odnajdzie się jeszcze żywy. - Ale dopóki nie zobaczę ciała, nie uwierzę w śmierć dziecka - zastrzega. Opowiada, że wspólnie z mężem odwiedzili wiele wróżek i jasnowidzów. - Jedni mówili, że Mateusz jest ranny w głowę, ale żyje, inni, że już nie. Ale wszyscy twierdzili, że to nie woda go zabrała. Policjanci mówią mi, że jeszcze szukają. Może akurat go znajdą? Jeśli naprawdę Mateuszek nie żyje, to żebym chociaż pogrzeb mogła mu zorganizować, pomnik na grobie postawić... - płacze matka.
Reklama













Komentarze