Reklama
Nie ma towaru w mieście
Jeszcze niedawno każdy wiedział, gdzie, od kogo i za ile można było kupić skręta czy coś mocniejszego.
- 10.07.2008 11:29
Ale teraz blady strach padł na wszystkich. W siedemdziesię-ciotysięcznym Zamościu coraz trudniej o dopalacza.
\"K... mać, zamykajcie dobrych chłopaków za jointy, a pedofili i inne wynalazki uniewinniajcie, najlepiej wszystkich nas zamknijcie”, \"Dobra robota! Rozwalić to ścierwo!” - Tak komentowano w internetowym wydaniu naszej gazety najświeższe informacje o kolejnych zatrzymaniach w sprawie zorganizowanej grupy przestępczej, trudniącej się przemytem i obrotem narkotykami na dużą skalę.
W ostatnich dniach czerwca policjanci z Centralnego Biura Śledczego, wspierani przez policyjnych antyterrorystów, weszli jednocześnie do kilkunastu mieszkań w Zamościu. Zatrzymano 14 mężczyzn w wieku od 25 do 37 lat, którzy zajmowali się organizowaniem sieci dilerskich.
- Pośredniczyli w handlu między dużymi dostawcami narkotyków, a miejscowymi odbiorcami - informuje Renata Laszczka-Rusek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. - Towar ten trafiał później do szkół, dyskotek, klubów i indywidualnych odbiorców.
Śledztwo prowadzone od października 2006 r. zaczęło się od prostytutek. Punktem wyjścia były materiały uzyskane ze sprawy czerpania korzyści majątkowej z uprawiania nierządu na terenie Zamościa, które prowadzono trzy lata temu. Wtedy wyszło na jaw, że część z zatrzymanych może mieć powiązania z osobami trudniącymi się produkcją lub przemytem narkotyków, które trafiały na Lubelszczyznę i poprzez sieć mniejszych hurtowników i dilerów, a rozprowadzane były m.in. w szkołach, pubach i dyskotekach w Lublinie, Białej Podlaskiej, Chełmie, Zamościu, Biłgoraju, Tomaszowie Lubelskim, Krasnymstawie, Janowie Lubelskim i Włodawie... Czyli praktycznie w całym województwie.
Za gram marihuany hurtownik płacił dostawcy 15-20 zł, diler kupował ją od hurtownika za 18-25 zł, a następnie sprzedawał zielsko po 30-40 zł (w zależności od wielkości zakupu lub zażyłości konsumenta ze sprzedającym). Gram amfetaminy kosztował w Zamościu 40 zł, a w Tomaszowie Lubelskim już 10 zł więcej. Jeżeli ktoś pojechał jednego dnia busem do stolicy i kupił 1 kg amfetaminy po 8 zł za gram, wyłożył 8 tys. zł. Po powrocie do Tomaszowa Lubelskiego mógł zarobić na tym interesie 50 tys. zł. W kieszeni, pomijając koszty podróży, zostawało 42 tys. zł. Czterokrotna przebitka była na tabletkach ecstasy.
Pierwszy etap śledztwa zakończył się w marcu br. skierowaniem do sądu aktu oskarżenia - wraz z ponad 100 tomami akt i załączników - przeciwko 23 osobom należącym do zorganizowanej grupy przestępczej. Na ławie oskarżonych zasiedli mieszkańcy województwa lubelskiego i mazowieckiego, głównie Zamościa, Tomaszowa Lubelskiego i okolic Warszawy, którym przedstawiono łącznie 65 zarzutów. Pierwsze skrzypce w tej grupie grał 32-letni Robert K. z Zamościa.
W maju w stan oskarżenia postawiono kolejnych 12 osób, w tym przywódcę kolejnej zamojskiej grupy, 26-letniego Adriana K. W ten sposób zakończono drugi etap śledztwa. Część z oskarżonych dobrowolnie poddała się karze.
- Poza odpowiedzialnością karną - a niektórym grozi do 15 lat pozbawienia wolności - oskarżonych czeka zwrot uzyskanych korzyści majątkowych - zwraca uwagę Marek Grodzki, szef Prokuratury Okręgowej w Zamościu. - Dotyczy to również osób, które zdecydowały się z nami współpracować. Jeden z oskarżonych przyznał, iż w okresie prowadzenia działalności przestępczej zarobił 100 tys. zł.
Po zapadnięciu prawomocnego wyroku będzie musiał oddać wszystko, co do złotówki.
Podczas śledztwa udokumentowano wprowadzenie do obrotu ponad 100 kilogramów narkotyków. W większości była to marihuana, którą przemycano do Polski z krajów Beneluksu. Szajka działała głównie na terenie Zamościa i okolicznych powiatów, miała powiązania z grupami przestępczymi m.in. z Kielc, Poznania i Warszawy.
Ale z handlarzami narkotyków jest jak z włosami. Po pewnym czasie wszystko odrasta. - Nie pozbyliśmy się narkotyków, ale jest ich znacznie mniej - mówi szef zamojskiej prokuratury.
O ile? - O 60 proc. Handel jest rozproszony, a źródła dostaw nie są skupione w rękach kilku osób.
Na to samo zwracają uwagę amatorzy używek. - Nie ma towaru w mieście - rozkłada ręce tegoroczny maturzysta. - Kiedyś człowiek wiedział, do kogo uderzać, teraz jest problem. Jedni siedzą, inni boją się w ogóle gadać o narkotykach. Moi znajomi jeżdżą po towar do stolicy, ale trzeba uważać, bo można głupio wpaść. Kolega miał przy sobie fifkę i ćwierć grama marihuany. Będzie miał namieszane w papierach, bo policja go zgarnęła.
Od początku postępowania zatrzymano i postawiono zarzuty 200 osobom, z czego 87 były tymczasowo aresztowane. Wśród podejrzanych płci obojga są nie tylko przedstawiciele tak zwanego marginesu z wykształceniem niepełnym podstawowym; nie brakuje osób z dobrych domów, dzieci lekarzy czy nauczycieli. W gronie zatrzymanych znaleźli się m.in. studenci AWF i filologii angielskiej, nauczyciel akademicki, ratownik medyczny i prezes warszawskiej spółki, który zarabiał miesięcznie 12 tys. zł.
Śledztwo trwa.
Maciej Lechutko
Reklama













Komentarze