Reklama
Maluję twarze nieboszczyków
Myją i ubierają zmarłych, robią makijaż, a nawet specjalne fryzury - praca żałobników w zakładach pogrzebowych nie należy do najprzyjemniejszych. Są tacy, którzy do swojej profesji nie przyznają się nawet znajomym.
- 20.11.2008 11:50
Coraz więcej osób chce, aby pożegnanie ze zmarłą osobą miało szczególny charakter. Powoli przejmujemy amerykańską modę na wystawianie ciał w domach pogrzebowych. Dlatego coraz częściej bliskim zależy, by zmarły wyglądał ładnie. Nie chodzi tylko o specjalne ubrania, fryzury czy dodatki, ale również makijaż. - Tak, by twarz wyglądała promiennie - mówi jeden z pracowników lubelskiego zakładu pogrzebowego.
Makijaż tylko na życzenie
Marcin ma 22 lata, od dwóch lat pracuje jako żałobnik jednego z zakładów pogrzebowych w Puławach. - Trzeba było się gdzieś zahaczyć i zacząć zarabiać. Wiadomo, że nie marzyłem o takiej pracy, zmusiła mnie do takiego wyboru rzeczywistość - podkreśla mężczyzna. - Ale nie będę tu długo pracował. Tym bardziej że w tej pracy jest tak: jeśli ubiorę zwłoki czy umaluję to zarobię, jeśli nie, to siedzę w domu i nie mam pieniędzy.
Marcin przyznaje, że robi wszystko: od mycia zwłok, przez ubieranie, po malowanie twarzy. - Ale to takie skromne pomadkowanie, czyli lekki makijaż i tylko na życzenie - mówi. Maluje tylko kobiety, nie dostał jak dotąd zlecenia na upiększenie mężczyzny.
- Nakładam delikatny, jasny puder i trochę szminkuję nieboszczyka. W zakładzie pogrzebowym mamy specjalne kosmetyki, ale raz córka przyniosła ulubione kosmetyki mamy i chcieli, by tymi zrobić makijaż - wspomina 22-latek. - Kiedyś rodzina zażyczyła sobie, żeby zmarłemu podciąć włosy, a miał takie krótkie, że musiałbym to zrobić maszynką. A przecież swojej nie przyniosę, więc zostawiłem jak było.
Ubieranie nieboszczyka też nie jest trudne. Zazwyczaj nie to trwa to dłużej niż kwadrans. - Tylko inaczej się zakłada ubrania niż żywemu: zaczyna się od rękawów i od lewej strony. A jak ktoś mówi, że łamiemy kości nieboszczykowi przy ubieraniu, to bzdura. Przecież za to by kryminał groził - mówi stanowczo.
Najtrudniej założyć rękawiczki. - Ostatnio miałem z tym problem, bo były z materiału, a palce spuchły. Ale często jest tak, że rodzina realizuje tylko życzenia zmarłego. A te bywają różne.
Marcin nigdy nie bał się zmarłych. - Już wcześniej bardzo często pracowałem przy pogrzebach w rodzinnej parafii, więc miałem czas, by się oswoić. Kilka osób z rodziny umarło mi wręcz na rękach. Człowiek się boi, bo tak jest wychowany, ale prawda jest taka, że bać się należy żywych, a nie umarłych. Umarły przecież nie ugryzie - uśmiecha się.
Nie nazywa zmarłych \"klientami”, bo to nieładnie. - Klientami jest rodzina, a zmarły to zmarły - kwituje sprawę. Nie ukrywa swojej profesji przed znajomymi czy rodziną.
- Nie dałoby się, bo ja nie tylko ubieram, maluję, ale też jestem w obsłudze pogrzebów, więc ludzie widzą. Poza tym, żadna praca nie hańbi, a moja jest potrzebna, jak widać.
- Tu w Lublinie to raczej robię taki delikatny makijaż: oczy, rzęsy, usta. Ale jak pracowałem rok w Warszawie w domu pogrzebowym, to musiałem malować paznokcie i robić różne wymyślne fryzury. Kiedyś nawet rodzina zażyczyła sobie, by pochować zmarłą w peruce, w której chodziła przed śmiercią - opowiada 32-letni Andrzej. Zaznacza, że do makijażu nieboszczyków używa specjalnych kosmetyków.
Takich, by nie zmyły się po wyjęciu z chłodni. W tym celu właściciele domów pogrzebowych coraz chętniej korzystają ze specjalnych szkoleń w zakresie wizażu.
Andrzej do dziś pamięta młodą dziewczynę, której musiał zrobić wyjątkowo elegancki makijaż. - Była ubrana w białą suknię, wyglądała jak śpiąca królewna, która na chwilę zasnęła i czeka na księcia - mówi.
W co ubiera zmarłych? - Już chyba we wszystko: fraki, suknie ślubne i balowe, mundury, koszulki z wizerunkiem ulubionego zespołu, a nawet dżinsy czy bluzy z kapturem.
Bycie żałobnikiem nie należy do zbyt popłatnych zajęć. Zwykle pracują na niepełnym etacie i na akord. Dostają 20 zł od przywiezienia ciała, bez względu na porę dnia czy nocy, o której to robią. Ubranie i pomalowanie to zarobek około 50 zł.
- A pracujemy w bardzo trudnych warunkach. Nigdy nie wiadomo, co zastaniemy w domu zmarłego; czasem ktoś chorował, czasem ciało jest już w rozkładzie, bo tydzień leżało. W rękawiczkach pracujemy, ale co to da.... - narzeka 35-letni Kamil z lubelskiego zakładu pogrzebowego. Dlatego nie mówi znajomym, gdzie pracuje. - Nie chce, by po przywitaniu się ze mną, biegli myć ręce.
Żałobnicy zapewniają, że po latach tej pracy nie czują emocji przy szykowaniu nieboszczyka do trumny.
- Można się przyzwyczaić - mówi Kamil. - Pierwszy raz był dziwny i zarazem wyjątkowy, bo się dotyka zmarłej osoby. A potem to już rutyna.
Imiona bohaterów zostały na ich prośbę zmienione
Reklama













Komentarze