Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Maluję twarze nieboszczyków

Myją i ubierają zmarłych, robią makijaż, a nawet specjalne fryzury - praca żałobników w zakładach pogrzebowych nie należy do najprzyjemniejszych. Są tacy, którzy do swojej profesji nie przyznają się nawet znajomym.
Coraz więcej osób chce, aby pożegnanie ze zmarłą osobą miało szczególny charakter. Powoli przejmujemy amerykańską modę na wystawianie ciał w domach pogrzebowych. Dlatego coraz częściej bliskim zależy, by zmarły wyglądał ładnie. Nie chodzi tylko o specjalne ubrania, fryzury czy dodatki, ale również makijaż. - Tak, by twarz wyglądała promiennie - mówi jeden z pracowników lubelskiego zakładu pogrzebowego. Makijaż tylko na życzenie Marcin ma 22 lata, od dwóch lat pracuje jako żałobnik jednego z zakładów pogrzebowych w Puławach. - Trzeba było się gdzieś zahaczyć i zacząć zarabiać. Wiadomo, że nie marzyłem o takiej pracy, zmusiła mnie do takiego wyboru rzeczywistość - podkreśla mężczyzna. - Ale nie będę tu długo pracował. Tym bardziej że w tej pracy jest tak: jeśli ubiorę zwłoki czy umaluję to zarobię, jeśli nie, to siedzę w domu i nie mam pieniędzy. Marcin przyznaje, że robi wszystko: od mycia zwłok, przez ubieranie, po malowanie twarzy. - Ale to takie skromne pomadkowanie, czyli lekki makijaż i tylko na życzenie - mówi. Maluje tylko kobiety, nie dostał jak dotąd zlecenia na upiększenie mężczyzny. - Nakładam delikatny, jasny puder i trochę szminkuję nieboszczyka. W zakładzie pogrzebowym mamy specjalne kosmetyki, ale raz córka przyniosła ulubione kosmetyki mamy i chcieli, by tymi zrobić makijaż - wspomina 22-latek. - Kiedyś rodzina zażyczyła sobie, żeby zmarłemu podciąć włosy, a miał takie krótkie, że musiałbym to zrobić maszynką. A przecież swojej nie przyniosę, więc zostawiłem jak było. Ubieranie nieboszczyka też nie jest trudne. Zazwyczaj nie to trwa to dłużej niż kwadrans. - Tylko inaczej się zakłada ubrania niż żywemu: zaczyna się od rękawów i od lewej strony. A jak ktoś mówi, że łamiemy kości nieboszczykowi przy ubieraniu, to bzdura. Przecież za to by kryminał groził - mówi stanowczo. Najtrudniej założyć rękawiczki. - Ostatnio miałem z tym problem, bo były z materiału, a palce spuchły. Ale często jest tak, że rodzina realizuje tylko życzenia zmarłego. A te bywają różne. Marcin nigdy nie bał się zmarłych. - Już wcześniej bardzo często pracowałem przy pogrzebach w rodzinnej parafii, więc miałem czas, by się oswoić. Kilka osób z rodziny umarło mi wręcz na rękach. Człowiek się boi, bo tak jest wychowany, ale prawda jest taka, że bać się należy żywych, a nie umarłych. Umarły przecież nie ugryzie - uśmiecha się. Nie nazywa zmarłych \"klientami”, bo to nieładnie. - Klientami jest rodzina, a zmarły to zmarły - kwituje sprawę. Nie ukrywa swojej profesji przed znajomymi czy rodziną. - Nie dałoby się, bo ja nie tylko ubieram, maluję, ale też jestem w obsłudze pogrzebów, więc ludzie widzą. Poza tym, żadna praca nie hańbi, a moja jest potrzebna, jak widać. - Tu w Lublinie to raczej robię taki delikatny makijaż: oczy, rzęsy, usta. Ale jak pracowałem rok w Warszawie w domu pogrzebowym, to musiałem malować paznokcie i robić różne wymyślne fryzury. Kiedyś nawet rodzina zażyczyła sobie, by pochować zmarłą w peruce, w której chodziła przed śmiercią - opowiada 32-letni Andrzej. Zaznacza, że do makijażu nieboszczyków używa specjalnych kosmetyków. Takich, by nie zmyły się po wyjęciu z chłodni. W tym celu właściciele domów pogrzebowych coraz chętniej korzystają ze specjalnych szkoleń w zakresie wizażu. Andrzej do dziś pamięta młodą dziewczynę, której musiał zrobić wyjątkowo elegancki makijaż. - Była ubrana w białą suknię, wyglądała jak śpiąca królewna, która na chwilę zasnęła i czeka na księcia - mówi. W co ubiera zmarłych? - Już chyba we wszystko: fraki, suknie ślubne i balowe, mundury, koszulki z wizerunkiem ulubionego zespołu, a nawet dżinsy czy bluzy z kapturem. Bycie żałobnikiem nie należy do zbyt popłatnych zajęć. Zwykle pracują na niepełnym etacie i na akord. Dostają 20 zł od przywiezienia ciała, bez względu na porę dnia czy nocy, o której to robią. Ubranie i pomalowanie to zarobek około 50 zł. - A pracujemy w bardzo trudnych warunkach. Nigdy nie wiadomo, co zastaniemy w domu zmarłego; czasem ktoś chorował, czasem ciało jest już w rozkładzie, bo tydzień leżało. W rękawiczkach pracujemy, ale co to da.... - narzeka 35-letni Kamil z lubelskiego zakładu pogrzebowego. Dlatego nie mówi znajomym, gdzie pracuje. - Nie chce, by po przywitaniu się ze mną, biegli myć ręce. Żałobnicy zapewniają, że po latach tej pracy nie czują emocji przy szykowaniu nieboszczyka do trumny. - Można się przyzwyczaić - mówi Kamil. - Pierwszy raz był dziwny i zarazem wyjątkowy, bo się dotyka zmarłej osoby. A potem to już rutyna. Imiona bohaterów zostały na ich prośbę zmienione

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama