Jak prawidłowo przemycać kangury
Pomysł wydaje się świetny, ale z jego realizacją bywa różnie. Wpadki zdarzają się po obu stronach.
- 04.12.2008 15:14
Gdy sprawa się rypnie, łyso robi się i drobnym przestępcom, i tym, którzy ich ścigają. No bo dlaczego aż pięciu policjantów trzeba, żeby zatrzymać aż jednego - niestawiającego zbytnio oporu - pieszego?
Z mieszkańca gminy Tarnogród w powiecie biłgorajskim śmieje się pół województwa. Śpiącego 40-latka znalazł rano właściciel tarnogrodzkiego baru. Na stoliku stały dwie puste butelki po trunku. Wezwano mundurowych, którzy odwieźli kompletnie pijanego mężczyznę do policyjnego aresztu. Sporo alkoholu musiało przez noc wyparować z organizmu. Złodziej fajtłapa miał 3,6 promila.
Ustalono, że dzień wcześniej mężczyzna pił piwo w barze. - Lokal został zamknięty ok. godz. 23 - relacjonuje sierż. Milena Galarda, rzecznik prasowy biłgorajskiej policji. - Mężczyzna ukrył się w środku; najprawdopodobniej w toalecie.
Po zamknięciu drzwi 40-latek zajrzał do kasy, skąd zabrał 240 zł, dołożył do tego jeszcze trzy paczki papierosów. Ale niespieszno mu było do domu. Postanowił w pojedynkę uczcić sukces. Usiadł przy stoliku i odkręcił butelkę wódki, później zabrał się do opróżniania kolejnej. Gdy ujrzał dno w butelce, nie było mowy o opuszczeniu lokalu na własnych nogach.
Stróże prawa znaleźli przy śpiącym skradzione papierosy i gotówkę, którą przezornie schował do skarpetki. Za kradzież grozi mu teraz do 5 lat więzienia.
Na przejściu granicznym w Hrebennem do odprawy zgłosił się autobus na ukraińskich numerach z 30 pasażerami. - Na pierwszy rzut oka, wszystko wyglądało normalnie - relacjonuje ppłk Andrzej Wójcik, rzecznik prasowy Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej w Chełmie. - Kierowcy i pasażerowie posiadali niezbędne dokumenty do przekroczenia granicy, dokumenty pojazdu też nie budziły zastrzeżeń.
Ale w lukach bagażowych autokaru pogranicznicy wykryli nielegalnych pasażerów: pięć kucyków i dwa kangury, które tłoczyły się w drewnianych skrzyniach. I jeszcze jedenaście ptaków \"zapakowanych” do pudeł po bananach.
Wystraszone zwierzaki nakarmiono, napojono, a następnie przekazano do zamojskiego zoo.
Jeden z bezdusznych kierowców zeznał, że przyjął przesyłkę od nieznajomego w Warszawie i miał ją przekazać odbiorcy we Lwowie. Zarówno on, jak i jego zmiennik odpowiedzą przed sądem za złamanie przepisów Ustawy o ochronie zwierząt.
Dwóch sprawców, którzy w nocy okradali sklep z odzieżą przy al. Tysiąclecia w Lublinie, zauważył przechodzień. Włamywacze weszli do sklepu przez okno, po czym wyszli z niego z dużą torbą, którą zostawili na chodniku. Jeden z nich ponownie wszedł do środka. Drugi pilnował torby.
- Policjanci otoczyli sklep, po czym weszli do środka - mówi Jacek Deptuś z lubelskiej policji. - Zastali tam włamywacza, który pakował do torby ubrania. Zatrzymali też jego wspólnika.
20-latek wraz ze starszym o rok kompanem trafili do policyjnego aresztu. - Szedłem chodnikiem, potknąłem się i przypadkowo wpadłem do sklepu - tłumaczył się mundurowym jeden z nich.
Oczywiście, nikt nie uwierzył w te brednie. Skradziony towar wrócił do właściciela. Sprawcom grozi do 10 lat więzienia.
Na ul. Komorowskiego w Biłgoraju funkcjonariusze \"drogówki” postanowili wylegitymować pieszego, który dopuścił się wykroczenia, bo przechodził przez jezdnię w miejscu niedozwolonym. Mężczyzna, który nie miał przy sobie dokumentów, najpierw podał nieprawdziwe personalia, następnie zaczął grozić mundurowym, używał słów wulgarnych, po czym rzucił się do ucieczki. Ale mundurowi byli szybsi. - Gdy go zatrzymywali, jednego uderzył parasolem w rękę, powodując złamanie palca - informuje rzecznik biłgorajskiej policji.
I byłoby po sprawie, gdyby interwencji mundurowych nie nagrał mieszkający po sąsiedzku mężczyzna. Film trafił do Internetu, pokazała go też jedna z prywatnych telewizji. O dwóch funkcjonariuszach głośno zrobiło się w całym kraju.
Bo ze skutecznym obezwładnieniem niepokornego przechodnia mieli kłopoty. Próby założenia mu kajdanek za każdym razem paliły na panewce. W końcu użyli gazu łzawiącego, co uspokoiło nieco zatrzymywanego mężczyznę. Dopiero po przybyciu posiłków zakuto go w kajdanki i odprowadzono do radiowozu.
Ci, którzy obejrzeli film, podkreślają, że funkcjonariusze ruszali się jak muchy w smole, a próba obezwładnienia przypominała szarpaninę. Akcja trwała za długo, a mundurowi nie użyli żadnych technik obezwładniających.
- Funkcjonariusze postępowali zgodnie z zasadą minimalizacji skutków użycia środków przymusu bezpośredniego - zaznacza Milena Galarda. - Po gaz sięgnęli dopiero wtedy, gdy siła fizyczna okazała się niewystarczającym środkiem do pokonania oporu zatrzymywanego. Przypominam, że jeden z funkcjonariuszy nie był w pełni sprawny, bo miał złamany palec. Interwencja zakończyła się powodzeniem: sprawca został zatrzymany, nie doznając przy tym żadnych obrażeń.
Tak czy owak, 45-latek z gminy Księżpol ma przechlapane. Odpowie przed sądem za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy, znieważenie oraz groźby. Grozi za to do 3 lat więzienia.
Mężczyzna złożył w prokuraturze zawiadomienie o przekroczeniu uprawnień przez zatrzymujących go policjantów.
Reklama













Komentarze