Wielkie sprzątanie w muzeum
60 litrów pasty do podłóg, 60 opakowań preparatu do czyszczenia mebli i 900 ścierek, czyli wielkie sprzątanie w Muzeum Zamoyskich w Kozłówce.
- 15.01.2009 21:16
W tym roku szczególnie ciężko, bo do \"zwyczajowych” porządków doszedł jeszcze kapitalny remont największego salonu.
- Już od dłuższego czasu wiedzieliśmy, że salon czerwony wymaga remontu - mówi Anna Fic-Lazor, główny konserwator. - Stawaliśmy w drzwiach i mówiliśmy: No, to może w przyszłym roku. Bo logistyka tego zadania była wielce skomplikowana, trudna i to było wielkie wyzwanie dla wszystkich.
Stelaż do sprzątania
Wreszcie po 25 latach od poprzedniego malowania, do reprezentacyjnego i największego pomieszczenia rezydencji w Kozłówce wkroczyła ekipa remontowa.
- Spodziewaliśmy się dużych komplikacji z dwoma olbrzymimi płótnami przedstawiającymi sceny z życia hetmana Chodkiewicza - nie ukrywa Krzysztof Kornacki, dyrektor muzeum. - Nie było możliwości wyniesienia ich przez drzwi.
Trzeba by demontować ramy i zwijać płótna, co mogłoby być szkodliwe dla obrazów.
Każde z dzieł ma wielkość kilkunastu metrów kwadratowych i ciężkie, złocone, bogato rzeźbione ramy szerokości kilkudziesięciu centymetrów.
W muzeum trzeba nieraz szukać rozwiązań nietypowych. Andrzej Nieliwodzki z pracowni konserwacji mebli zaproponował zbudowanie ruchomego stelaża pod obydwa płótna. Można go na kółkach przesuwać w bezpieczne miejsce tam, gdzie aktualnie nie prowadzi się prac malarskich.
- Zaczęliśmy od demontażu salonu czerwonego - wyjaśnia Kornacki. - Najpierw małe przedmioty, srebro, porcelana, bibeloty. Wszystko trafiało do specjalnych pojemników, przekładane włókniną i gąbką. Jesteśmy już mistrzami w pakowaniu…
Wszystko jest dokładnie spisane: skąd było wzięte, w jakim miejscu stało i gdzie się teraz znajduje. A było co zapisywać, bo w sumie podczas sprzątania całego pałacu trzeba odkurzyć/umyć prawie 3 tysiące przedmiotów, takich jak kandelabry, porcelana, bibeloty etc. Każdą rzecz sprawdzić w jakim jest stanie, czy nie wymaga konserwacji. Nie wolno nic brać, ot tak po prostu i wynosić. Przedmiot wkłada się do koszyka wyłożonego miękką ligniną i dopiero niesie do pojemnika wypełnionego włókniną. Pakowanie drobiazgów zajęło tydzień.
- Zdjęliśmy te dwa ogromne płótna ważące po 150 kg. Do tej pracy każdorazowo zatrudnionych było kilkunastu mężczyzn - Anna Lazor pokazuje olbrzymie, zabezpieczone folią i tekturą, obrazy. - Zdejmowanie wszystkich płócien zajęło nam trzy tygodnie. Były cztery wielkie i 31 małych, i 7 wielkich luster. Wielkie to takie, do przeniesienia których trzeba kilkunastu mężczyzn, małe to te, które udźwigną dwie kobiety - śmieje się konserwator. - Dopiero po wyniesieniu wszystkiego weszła ekipa sprzątająca lub remontowa.
Na 10-metrowe rusztowanie na środku salonu wysokości ponad trzech pięter, zwinnie wchodzi Maria Stelmach. Spod sufitu niemal jej nie widać. Po linie wciąga do góry wiadro z wodą. Będzie zmywać sufit i sztukaterię. To mozolna praca w niewygodnej pozycji. Do oczu pylą się drobiny kurzu i starej farby. Kapie woda z pędzla. Maria Stelmach pracuje w pałacu już 26 lat i jest tutejszym mistrzem malarskim.
Czerwone ściany salonu myją Radosław Smyk i Czesław Michalak. Pod ścianami usypany jest gruby wał z drewnianych wiórów.
- To na wypadek, gdyby woda miała przedostać się pod zabezpieczającą parkiet folię - wyjaśnia Smyk. - Wióry co jakiś czas zbiera się i nasypuje nowe.
Drugie duże rusztowanie przesuwane jest wzdłuż ścian w miarę postępu robót. Najgorsze jest przynoszenie w wiaderkach coraz świeżej wody. Liczba kilometrów przebytych w górę rusztowania i w dół, rośnie z dnia na dzień.
W olbrzymim salonie jest chłodno, bo to jedyne nieogrzewane pomieszczenie w pałacu. Właśnie przy okazji remontu ekipa elektryków podciągnie kabel do centralnego. - Kiedyś Zamoyscy przyjeżdżali tu na wiosnę, lato, jak już było ciepło - wyjaśnia dyrektor Kornacki. - W czasie zimy na polowanie, a sami wtedy mieszkali w Warszawie. Dopiero my założyliśmy ogrzewanie, ale z pominięciem czerwonego salonu. Teraz to nadrobimy.
Meble opatulone w pokrowce odpoczywają w kolejnych salach. Na każdym pokrowcu jest oznakowanie z jakiego pokoju fotel czy kanapa zostały przeniesione. Wszędzie myje się okna i lustra - ich łączna powierzchnia wynosi ponad 2200 mkw.
Również blisko 8 tys. woluminów i map w bibliotece będzie wymagało starannego odkurzenia, egzemplarz po egzemplarzu.
- Okna myjemy trzy razy w roku - wyjaśnia pani Teresa. - Z zewnątrz z podnośnika w pomieszczeniach trzeba wchodzić na drabinę albo na rusztowanie. A myje się jak w domu: płynem i ściereczką.
Inni pracownicy polerują zabytkowe meble, odkurzają sztukaterię i ramy obrazów. Każdy listek, każdy załomek trzeba odkurzyć małym pędzelkiem. - W jednej ręce końcówka odkurzacza w drugiej pędzelek i tylko tak to się robi - wyjaśnia Anna Fic-Lazor. - Nie ma mowy o tym, żeby kurz się unosił i osadzał na sąsiednich przedmiotach.
- Do płukania szkła i porcelany koniecznie trzeba dodawać kwasku cytrynowego, wtedy pięknie lśni - przypomina Jolanta Grzechnik, starszy laborant, która właśnie w białych rękawiczkach czyści srebra. - Nie dotykamy ich gołą ręką, bo w tym miejscu zostałyby ślady. To praca trochę mniej stresująca niż przy myciu szkła i porcelany. Zawsze jest obawa, że coś się wyślizgnie z ręki, choć nie pamiętam, żeby się to kiedyś zdarzyło. Ale dobrze, że jest stres, bo rutyna mogłaby przytłumić ostrożność.
- Czeka nas jeszcze odkurzenie 13 dywanów - dorzuca Anna Fic-Lazor. - Gdyby był suchy śnieg i mróz, wynieślibyśmy je na dwór. A tak trzeba tradycyjnie, pędzelkiem i szczoteczką, centymetr po centymetrze z włosem.
- Naturalnie, Zamoyscy nie robiliby systematycznie tak generalnych porządków, ale też sreber i porcelany używaliby na co dzień - śmieje się Krzysztof Kornacki. - Jeśliby stłukła się filiżanka, kupiliby drugą. Dla nas jest to dziś dziedzictwo narodowe, o które mamy obowiązek dbać jak najlepiej. I cieszę się, że wszyscy pracownicy biorą w tym sprzątaniu udział. Zaprosimy zwiedzających do pałacu 1 kwietnia i to nie jest prima aprilis. Wszystko będzie lśniło.
Reklama













Komentarze