Reklama
To skandal, co my tutaj mówimy!
Czy w szkolnych sklepikach jest jogurt i co jadła księżniczka. Takie pytania zadają radni prezydentowi Lublina. A ten ma obowiązek cierpliwie odpowiadać.
- 22.01.2009 21:28
Musi też znosić tak błyskotliwe propozycje, jak wprowadzenie zezwoleń na strój kozła, albo koncesji na granie w bramie.
Interpelacja - tak nazywa się jedno z ważniejszych narzędzi, które prawo dało miejskim radnym do wiercenia dziury w brzuchu prezydentowi, by należycie zajmował się problemami zwykłych mieszkańców. Dlatego na papier przelewane są pytania o głęboką kałużę, popsutą latarnię, spóźniony autobus, czy nieskoszony trawnik. Ale radni czasem odlatują też od tej szarej przyziemności. I to wysoko.
6 stycznia radny PO, Leszek Daniewski wystąpił do prezydenta o to, by Lublin podpisał umowę o współpracy z ukraińskim Iwano-Frankowskiem. Padły argumenty o tym, że już współdziałamy, że to dobrze, że może być lepiej, itd. No i od dawna nie podpisaliśmy umowy z żadnym miastem - uzasadniał radny.
\"Pragnę również zauważyć, iż ostatnie porozumienie Lublina z miastem partnerskim - Lwowem było zawarte w 2003 r., a więc już dawno temu” - pisze Leszek Daniewski. Ma rację. Niedawno na ścianie Ratusza, na której wieszane są tabliczki z nazwami miast partnerskich, zwolniło się jedno miejsce. Bo miasto, z którym Lublin radośnie podpisał umowę... przestało być miastem.
Wykazu szkolnych sklepików, w których sprzedawane są jogurty zażądał od prezydenta miasta radny PiS, Krzysztof Podkański. Dlaczego? Bo troszczy się o prawidłowe odżywianie uczniów. To, że uczniowie mogą, młodzieżowo mówiąc, olać sklepik zawalony zdrową żywnością i nakupić chipsów w drodze na lekcje, ma już mniejsze znaczenie.
\"Jednocześnie zgłaszam swoje zaniepokojenie o płynących z prasy informacje o tym, iż dzieci zjadają batony, chipsy wyrzucając jednocześnie do kosza całe kanapki przygotowane przez rodziców, którzy widząc niezjedzoną kanapkę w szkole ganią dzieci za tego typu postawy.” - pisze radny Podkański, który wcześniej zdążył zasłynąć interpelacją w sprawie... zbiórki suchego chleba: \"Pamiętać należy, że chleb był znany już w starożytności najpierw jako tzw. \"podpłomyk”, \"maca” zaś w \"Starym Testamencie” i \"Nowym Testamencie” odgrywa rolę kultowo-historyczną”.
Radny błysnął też w mediach, oburzając się na to, że anioł z kubka-gadżetu reklamującego Lublin mówi w komiksowym dymku \"Zapomnij o cukrze”. Radnemu skojarzyło się to z likwidacją cukrowni.
\"Pierwsza lektura Pańskiej interpelacji wywołała lekki uśmiech na mojej twarzy (...). Po chwili jednak przeczytałem Pańskie pismo raz jeszcze i uświadomiłem sobie, że wygłasza Pan swoje opinie całkowicie poważnie.” - odpisał radnemu Adam Wasilewski, prezydent Lublina, wyjaśniając, że skojarzenia radnego są bezpodstawne.
Pewnego razu do Lublina przyjechała księżniczka Tajlandii. Nie była to żadna dyplomatyczna wizyta. Przyjechała na konferencję naukową. Ale tak ważnego gościa należy godnie podjąć, toteż prezydent zorganizował elegancką kolację. Nie miało to nic wspólnego ze słynnym rautem na kilkaset osób, ale i tak prezydentowi się oberwało.
\"Rozumiemy zatem, iż niezwykle ważkim dla władz Naszego Miasta stało się wydanie wytwornego bankietu, by wizyta ta na trwałe pozostała w sercu i pamięci naszego drogiego i szczególnego gościa. By nie mieć żadnych wątpliwości, że tak się właśnie stało, serdecznie prosimy Pana Prezydenta o podzielenie się z nami informacją na temat pełnego asortymentu konsumpcyjnego niniejszego bankietu wraz z kosztami, jakie zostały przy tej okazji poniesione (...). Jednocześnie kończąc niniejszą interpelację pragniemy zapytać czy w miejskim harmonogramie zaplanowane zostały kolejne bankiety na rzecz innych znamienitych przedstawicieli światowych tronów w tym (królów, książąt, księżniczek i Cesarza Japonii)”. - napisali do prezydenta Michał Widomski i Marcin Nowak (PO).
To bodajże jedyna interpelacja z lubelskiej Rady Miasta, która zaistniała w ogólnopolskich mediach. Wspomniany radny Nowak (znany z zamiłowania do pisania fraszek) pytał o zagraniczny wyjazd Stanisława Fica, zastępcy prezydenta Lublina. Fic jadąc do ukraińskiego Ługańska zahaczył o Odessę. Tłumaczył, że to przez burzę. Sprawę ujawniła prasa, \"Patrząc na pierwszą gazety stronę/ Proszę by wziął pan Staszka w obronę,/ Tak błagam Pana, nie tylko proszę, Choćby dlatego, że wydał \"grosze”(...)/Rozumiem gdyby na przykład Staszek,/ Jadąc do Lwowa zwiedził Damaszek,/ Lub goszcząc chwilę w zagłębiu Sahry,/ Przywiózł w słoiku piasek z Sahary (...)/ Przejść się po plaży, zebrać muszelki,/ Czy to jest taki występek wielki?/ Jakiż to skandal zwietrzyła prasa?/ Czy po wybrzeżu biegł \"na golasa”?”. A dalej zwracał się wprost do Fica: \"Walcz wśród ciskanych w Ciebie kamieni.../ I tylko zapłać z własnej kieszeni”.
Prezydent Wasilewski zapowiedział, że odpisze Nowakowi wierszem. Słowa dotrzymał.
\"Jak dotrzeć do Ługańska, gdzie w środku majdanu/ Czeka na nich mer miasta. Wątpliwości rodzi/ Nawałnica, brak karczmy a księżyc już wschodzi/ Wszak nie będą nocować w krzakach, u kurhanu./ Jadą zatem na prawo, droga dłuższa nieco/ Czeka hotel darmowy, nie żadna stodoła/ Trasa gładka, szeroka - sokołem przelecą./ Finansowo bez straty, nawet taniej zgoła/ Wypadła ta eskapada, lecz oczami świecą/ Samowola - usłyszą. Ktoś z Lublina woła.
Miłośnik ciętych rymów wykazał się też wrażliwością muzyczną. Uznał, że należy nieco ukrócić działalność grajków przesiadujących w Bramie Krakowskiej. \"Od dłuższego czasu, ta architektoniczna perła Lublina, gromadzi w swoich podcieniach liczne grupy pseudomuzykanktów, które przeobraziły się już w rozwydrzone watahy wyjców i zbójców wymuszających haracze na przechodniach. Ofiarami ich napaści stają się takoż okoliczni mieszkańcy, jak i postronni bywalcy staromiejskich pubów oraz rozkoszujący się urokami miejskiej starówki, turyści. Codzienne, nie mające nic wspólnego z muzyką, walenie w bębny, upajanie się alkoholem, dewastacja zabytkowych murów i kamienic wydzielinami ciała, a także napaści na przechodniów stały się dla nich \"chlebem powszednim” - pisze radny Nowak i proponuje wprowadzenie zezwoleń dla artystów. \"W chwili obecnej są oni niestety marginalizowani przez wspomnianych powyżej pseudoartystycznych meneli”.
Na koniec dwa cytaty, które formy interpelacji nie przybrały, ale znalazły się wśród ustnych zapytań na sesjach Rady Miasta.
Radna Elżbieta Dados, 15 marca 2007 r. (wówczas Lewica i Demokraci, dziś PiS) z wielką gracją powiązała cierpienia gołębi z cenami znaczków na listy.
\"Szanowna Rado! Zacznę oczywiście od tych gołębi. Proszę państwa, wystrzelajmy gołębie, wytnijmy drzewa, pozabijajmy, pousypiajmy psy i koty, i pomalujmy wszystko i nie będzie to nam absolutnie przeszkadzać. A na pewno już nie będzie to widok nadziewającego się gołębia i krwawiącego, jak siądzie na pomnik. Proszę państwa, to jest moim zdaniem skandal, co my tutaj mówimy na sesji, jeśli chodzi o zwierzęta. Chcemy, żeby to miasto było wymarłe. Poza tym, proszę państwa, nie widziałam ani jednej zaostrzonej szpilki na budowlach zabytkowych w Wenecji, gdzie gołębi jest bardzo dużo i nikomu nie przyszło do głowy, żeby robić takie rzeczy, jak się robi np. na Poczcie, która zajmuje się i martwi się tym, żeby broń Boże gołąb nie usiadł, a nie myśli o tym, żeby obniżyć koszty usług swoich, czy zwiększyć swoim klientom komfort załatwiania spraw”.
Radny Jarosław Pakuła (PO), dnia tego co powyżej, zatroszczył się o atrakcje turystyczne miasta: \"Zakopane ma swojego niedźwiedzia, albo niejednego; po Gdańsku krąży pirat, z którym można zrobić zdjęcie. Myślę, że zorganizowanie jakiegoś (właśnie) przetargu na takiego koziołka, niechby sobie jakiś młody człowiek w lecie dorabiał, pozwalając się fotografować, nie na koszt miasta, tylko myślę, że miasto powinno w jakiś sposób, nie wiem, albo sprowokować tego typu konkurs, albo dać zezwolenie jednemu człowiekowi, żeby tych koziołków nie było znowu 20”.
Zachowaliśmy oryginalną pisownię interpelacji .Cytaty z ustnych pytań radnych zaczerpnięte z zatwierdzonego przez Radę Miasta protokołu obrad
Reklama













Komentarze