Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wyrok radnym nie przeszkadza

Mogą nami rządzić radni z wyrokami za jazdę po pijanemu czy kradzież, a może i inne przestępstwa? Czemu nie. Opisujemy, jak to możliwe, że w Polsce prawo uchwalają ludzie na bakier z prawem.
Kilka dni temu zadzwonił do nas czytelnik i opowiedział o problemach z prawem Jana Jargiło, radnego z Dzwoli. Policjanci złapali go w sierpniu ubiegłego roku. Jechał traktorem po wódce. Miał we krwi nieco ponad 0,5 promila alkoholu. Sąd Rejonowy w Janowie Lubelskim m.in. warunkowo umorzył postępowanie na rok i polecił zapłacić mu 700 zł na cele społeczne. Wyrok uprawomocnił się w listopadzie. - O tej sprawie nie będziemy rozmawiać - stwierdza Jan Jargiło i odkłada słuchawkę. Skazanemu radnemu mandat powinni odebrać koledzy z rady. - Ja nie wierzę plotkom. Bo czego to ludzie nie wygadują? - rozkłada ręce Józef Góra, przewodniczący rady gminy Dzwola. - Do mnie żadna oficjalna informacja nie dotarła. Mnie się zdaje, że to sąd powinien nas o tym powiadomić. - To nie może być, że choć skazany, to nadal rządzi gminą - denerwuje się nasz czytelnik. A jednak może być. Sądy nie wysyłają informacji do rad gmin o skazanych radnych. Ci, co oczywiste, wyrokami się nie chwalą. Sprawę mogą wyniuchać mieszkańcy lub polityczna konkurencja. Wystarczy jednak, że radny obrabował kogoś, pobił lub jechał po alkoholu poza rodzinną miejscowością, żeby o wyroku nikt się nie dowiedział. Nie wiadomo, ile na Lubelszczyźnie i w całym kraju jest radnych przestępców. Historia, którą w poniedziałek opisały rzeszowskie \"Nowiny”: Jerzy Leniw, wiceprzewodniczący rady miejskiej w Łańcucie, przez kilka miesięcy ukrywał wyrok za oszustwo. Dopiero kilka dni temu rada wygasiła mu mandat. - Zgodnie z prawem, nie mamy obowiązku informować gmin o wyrokach skazujących radnych - wyjaśnia Barbara du Chateau, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie i zaraz dodaje: Sędziowie często nie wiedzą, że stoi przed nimi radny. Zbierane są dane osobowe, ale dotyczące zatrudnienia, a nie np. przynależności partyjnej. Radni sami nie przyznają się do posiadania mandatu: tak było np. z Andrzejem D. przewodniczącym rady gminy Konopnica skazanym w 2005 r. za jazdę po wódce (teraz ma zarzuty za utajenie wyroku przed startem w wyborach). Rajcy z wyrokami sami nie rezygnują z rządzenia gminą, a rady gmin zazwyczaj nie kwapią się z wygaszeniem mandatu. Do akcji powinna wkroczyć wojewoda i wydać zarządzenie zastępcze. Jednak ona też nie dostaje informacji o wyrokach. W dodatku radni potrafią miesiącami chronić swoich kolegów. Tak było ze Stefanem Stępniakiem, wiceprzewodniczącym rady z Kurowa, skazanym za kradzież drewna. Jan Woźniak, przewodniczący rady, z rozbrajającą szczerością: On został skrzywdzony. Myśleliśmy, że sprawa przyschnie, nikt nas nie poganiał. Co ciekawe, w tym przypadku sąd dowiedział się o funkcji pełnionej przez skazanego i napisał do rady. Na nic się to zdało, bo informacji nie dostała wojewoda. - Sędzia znał przepisy ordynacji wyborczej i dlatego poinformował o wyroku radę. Nie nazwałbym tego dobrą wolą, to pewien obowiązek - mówi Marek Stochmalski, prezes sądu rejonowego w Puławach. I dodaje, że przepisy ordynacji dotyczą prawa administracyjnego i nie są powszechnie znane sędziom. Jak rozwiązać problem ze skazanymi radnymi? - To, jak postąpią radni, to kwestia uczciwości i lojalności wobec wyborców i prawa - stwierdza du Chateau. Sędzia spoza Lublina proszący o anonimowość: Wystarczy zobowiązać przewodniczącego rady gminy czy wójta, żeby co pół roku sprawdzał swoich radnych w krajowym rejestrze skazanych. Miałby również obowiązek informować o tym wojewodę. Stochmalski przyznaje, że to byłoby najlepsze rozwiązanie. - Diabeł, oczywiście, tkwi w szczegółach. Potrzebna byłaby zmiana w ustawie o krajowym rejestrze skazanych i zwolnienie samorządów z opłaty za sprawdzenie radnych. - Dotychczas nie myśleliśmy o tym - przyznaje Jerzy Rębek, poseł PiS z Radzynia Podlaskiego, który zasiada w sejmowej komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej. - Ale z przyjemnością zajmę się tym, szczególnie że będziemy pracowali nad zmianami ordynacji wyborczej. Wydaje się, że nieubłaganym końcem dla radnych z wyrokiem na karku będą kolejne wybory. Osoby karane za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego nie mogą stawać w wyborcze szranki. Podobnie jak ludzie, wobec których wydano prawomocny wyrok warunkowo umarzający postępowanie karne w sprawie popełnienia przestępstwa umyślnego ściganego z oskarżenia publicznego. To tylko teoria. Wspomniany już Andrzej D. z Konopnicy podpisał w 2006 roku oświadczenie, że ma prawo wybieralności, został zarejestrowany jako kandydat i dostał się do rady gminy. Dopiero po ujawnieniu sprawy przez Dziennik Wschodni sprawą zajęła się prokuratura. Samorządowiec jest oskarżony o użycie podstępu w celu znalezienia się na liście wyborczej. Grozi mu do trzech lat więzienia. Posłowie pracują właśnie nad innym projektem dotyczącym samorządowców na bakier z prawem. PSL chce, żeby radni, wójtowie, burmistrzowie i prezydenci rządzili mimo prawomocnego wyroku sądu za przestępstwo umyślne. Warunkiem byłoby odstąpienie sądu od wymierzenia kary. - Jestem zdecydowanie przeciwny - stwierdza Rębek. - Dlaczego mamy rozluźniać gorset na potrzeby osób ściganych z oskarżenia publicznego? Dlaczego nie mają ponosić odpowiedzialności za swoje czyny? Nie można dostosowywać prawa do potrzeb kilkudziesięciu osób.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama