Noc, środek Lublina. Marek Wojciechowski wychodzi z klubu, idzie przez miasteczko akademickie. Tu ślad się urywa. Od ponad dwóch tygodni nie wiadomo, co się z nim stało.
Dariusz Jędryszka
02.04.2009 19:05
Do domu planował przyjechać w czwartek bo właśnie z dobrymi wynikami zaliczył sesję zimową. W środę miał zdawać ostatni egzamin, język rosyjski. Ale nie pojawił się na uczelni. Jego telefon był wyłączony. Sublokator ze stancji zaalarmował rodzinę. Rodzice - policję.
Marek we wtorek spotkał się z o 10 lat starszym wujkiem, który na krótko przyjechał do Lublina z Anglii. Wieczorem poszli do klubu "Archiwum” przy ul. Radziszewskiego. Około godz. 21 student wysłał sms-a do kolegi ze stancji. Uprzedzał, że wróci później. Pił z krewnym piwo. Mężczyźni wyszli z lokalu po północy. W klubie było spokojnie, piwo dopijali ostatni klienci.
Kamera, która pokazuje teren przed pubem, zarejestrowała jak Marek zakłada kurtkę. Zatacza się. Potem wraz z krewnym wymieniają parę zdań z innymi klientami lokalu, którzy właśnie wyszli na zewnątrz. Okazuje się, że starszy z mężczyzn pyta nieznajomych - dwóch mężczyzn i kobietę - gdzie jest jeszcze otwarty jakiś lokal.
Jest jeszcze późniejsze nagranie z ulicy. Widać na nim jak Marek i jego wujek stoją w towarzystwie tych samych osób przed innym klubem. Krewny wchodzi do lokalu. Orientuje się, że Marka przy nim nie ma. Uznaje, że chłopak poszedł już na stancję przy ul. Tymiankowej.
W tym czasie Marek idzie pobliską ulicą Pagi. Tu po raz ostatni "widzi” go kamera monitoringu.
Policja od początku zakładała kilka wersji. Nawet taką, że student postanowił w tajemnicy przed rodziną wyjechać za granicę. Sprawdzała przejścia graniczne, listy pasażerów u przewoźników. Ale nazwiska zaginionego na nich nie było.
Kilkudziesięciu policjantów przez kolejne dni przeczesywało dzielnice Lublina, którymi mógł przechodzić student. Zaczęli od miasteczka akademickiego, potem sprawdzali Park Ludowy, rejon wąwozu łączącego osiedla LSM i Czuby. Strażacy przeszukali sonarem dno Bystrzycy. Pracownicy MPWIK i LPEC pomagali zaglądać do kanałów ciepłowniczych i studzienek kanalizacyjnych.
W ostatni czwartek do poszukiwań włączył się helikopter Straży Granicznej. Latał nad południowo-zachodnią częścią Lublina z kamerą termowizyjną. W tym czasie policjanci przeszukiwali las Stary Gaj.
Dopiero po dwóch tygodniach na policję zgłosili się studenci, którzy rozmawiali z Markiem i jego wujkiem po wyjściu z "Archiwum”. Ich zeznania niczego nowego do sprawy nie wniosły. - Potwierdzili, że spotkali zaginionego oraz jego kuzyna przed lokalem "Archiwum”. Następnie ich drogi rozeszły się - mówi Jacek Deptuś z policji w Lublinie.
W tym tygodniu rektor Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej oraz dziekan Wydziału Prawa i Administracji UMCS ufundowali 10 tys. zł nagrody. Pieniądze czekają na osobę, która wskaże miejsce pobytu studenta lub udzieli informacji, które pomogą go znaleźć.
- Chcemy się włączyć w akcję, to wielka strata dla rodziny i znajomych, ale także dla całej społeczności uniwersytetu. Wszyscy jesteśmy poruszeni. Chociaż w taki sposób możemy wesprzeć poszukiwania - uzasadniał tę decyzję Andrzej Dąbrowski, rektor UMCS.
Kolejną nagrodę - 50 tys. zł za informacje wyznaczyła też rodzina Marka.
Na policję zgłaszają się dziesiątki osób, które twierdza, że widziały mężczyznę podobnego do studenta. - Był w Klementowicach, szukał pracy - zadzwonił do nas Czytelnik, prosząc o skontaktowanie go z policją.
Policjanci każdy sygnał sprawdzają ale żaden nie naprowadził ich na ślad Marka. Co dalej? - Analizujemy zapisy z kamer umieszczonych na śmigłowcu, czekamy na nowe sygnały. Do tego trzeba dodać działania operacyjne związane z penetracją światka przestępczego - wylicza Deptuś.
Podziel się
Oceń
Zaloguj się aby dodać komentarz.
Komentarze
Aktualnie nie ma żadnych komentarzy. Zaloguj się aby dodać komentarz.
Komentarze