Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Ostry dyżur w Łęcznej, brakuje tylko Clooneya

Trzy piętra, 20 000 metrów kwadratowych powierzchni, 199 łóżek, 1000 okien i drzwi. Po 9 latach od wmurowania kamienia węgielnego kilka dni temu ruszył szpital w Łęcznej
A jeszcze dwa lata temu nikt nie wierzył, że szpital ruszy. - Najwięksi sceptycy prorokowali, że w Łęcznej będzie stał największy w Polsce szpital w budowie. Dawali nam 100 lat na dokończenie inwestycji - wspomina Andrzej Dyczewski, wicestarosta łęczyński. - Tymczasem władze powiatu łęczniańskiego wręcz stanęły na głowie, poruszyły wszystkie możliwe kontakty na ziemie i w niebie, aby zdobyć państwowe fundusze na dokończenie tej inwestycji - mówi Dyczewski. - I udało się. W ub.r. powiat otrzymał subwencję rządową w wysokości 32,4 miliona złotych. Brakowało jednak ponad 7 milionów złotych, aby podpisać kontrakt na roboty budowlane w szpitalu. Ale i to się udało załatwić: po 9 latach, kosztem prawie 93 milionów złotych, powstał długo oczekiwany przez mieszkańców szpital. Piotr Rybak, dyrektor szpitala, dodaje, że nie udało się jeszcze skończyć. - Brakuje nam nowoczesnego sprzętu do diagnostyki radiologicznej i pieniędzy na wyposażenie oddziału położniczo-ginekologicznego oraz andrologicznego. Mamy nadzieję, że do końca wszystko zostanie zapięte na ostatni guzik. Pielęgniarka Ewa Wójcik koordynuje pracę izby przyjęć. - Praktycznie od pierwszego dnia pacjenci zaczęli się do nas zjeżdżać z całego regionu. Dziś przyjęliśmy pacjenta z podkarpackiego, ten jest spod Puław - wylicza Ewa Wójcik patrząc w dokumenty. - 27 lat przepracowałam w jednym z lubelskich szpitali. Jak otrzymałam propozycję pracy tutaj, nawet przez chwilę się nie zastanawiałam. Tu jest jak w zachodnim szpitalu. Czysto, dużo miejsca, nowoczesny sprzęt i mili ludzie. Brakuje tylko George\'a Clooneya z \"Ostrego dyżuru\", a byłoby jak w filmie. Choć nasi lekarze są chyba bardziej przyjemni. Doktor Marcin Skórski, lekarz koordynujący prace interny, właśnie bada pacjentów echokardiografem Vivid 7. - To cacko służy do diagnostyki pracy serca oraz ultrasonografii jamy brzusznej - wyjaśnia. Kosztuje 400 tysięcy złotych i potrafi bardzo dużo. - Niewiele szpitali może się pochwalić takim sprzętem - dodaje doktor Skórski, prowadząc nas na oddział intensywnej opieki kardiologicznej. 6 łóżek obstawionych sprzętem czeka na pacjentów z chorobami serca. - Nie ma takiego oddziału po tej stronie Wisły. Samo tylko łóżko dla chorego kosztuje 23 tysiące złotych. Ale to nic. Sprzęt firmy Draeger pozwala szybko i sprawnie ratować zdrowie i życie pacjentów. Takiego wyposażenia nie powstydziłyby się najlepsze kliniki we Europie. Do tej pory osoby, które miały problemy z sercem, były wożone do Lublina. Niestety, czas nie jest sprzymierzeńcem w takich wypadkach. - Teraz nie tylko możemy ratować życie, ale także skutecznie leczyć, co pozwala ludziom wrócić do normalnego życia - doktor Skórski. Wyposażenie interny kosztowało 8 milionów złotych. - Praca w tym szpitalu, w porównaniu, np. z placówką w Jaszczowie, która jeszcze kilkanaście dni temu obsługiwała mieszkańców powiatu łęczyńskiego, jest jak przesiadka z syreny do mercedesa. I to S klasy. Życie szpitalne koncentruje się na zabiegach, badaniach oraz \"socjalu\". - Pokoje są pięcioosobowe, przy każdym jest łazienka. W takich warunkach choruje się \"łatwiej\" - mówi pacjentka interny, Teresa Laska z Milejowa. Przeniesiono z jaszczowskiego szpitala. - Obsługa medyczna tak samo życzliwa, ale reszta bez porównania. Jedzenie jak nie szpitalne. A jestem wybredna... Gotowaniem zajmuje się tu Powiatowy Zakład Aktywizacji Zawodowej. Pracuje w nim kilkadziesiąt niepełnosprawnych osób z terenu powiatu. - Przygotowujemy kilkaset posiłków dziennie, w tym 60 -70 dla szpitala. W zależności od zlecenia mamy dania dietetyczne dla osób z chorobą wrzodowa, lekkostrawne ze schorzeniami układu pokarmowego. To jest dość zróżnicowane gotowanie, a wręcz wezwanie dla kucharza - mówi Artur Szysz, główny kucharz. Nowoczesny szpital musi być w ten sam sposób zarządzany. - Szyjemy właśnie ubrania dla personelu. Każdy z oddziałów będzie mieć odrębną wstawkę kolorystyczną, aby łatwiej było się z ludźmi komunikować w sprawach zawodowych - tłumaczy dyrektor Rybak. Według niego kadra to podstawa. W szpitalu pracuje 176 osób, z czego 50 to lekarze. - Doktorzy na kontraktach zarabiają u nas brutto pięciocyfrowe kwoty, ale bez dwójki z przodu. To gaża za pracę na oddziale i w poradni oraz dyżury. Za wiedzę i doświadczenie wszędzie się dobrze płaci. Lepiej mieć dobrą gażę w jednym miejscu, niż jeździć po wielu praktykach. Ciekawie została rozwiązana sprawa wizyt przedstawicieli handlowych, tak mocno irytująca pacjentów, czekających w kolejce na przyjęcie przez medyka. - Przedstawiciel handlowy firmy farmaceutycznej najpierw telefonicznie uzgadnia termin wizyty w szpitalu. Lekarz spotyka się z nim po godzinach przyjęć pacjentów, w specjalnym pokoju. Nie ma tam żadnego monitoringu. Mamy pełne zaufanie do naszej kadry, która musi mieć możliwość poznania nowych leków - dodaje Rybak. Cezary Samulski, lekarz koordynujący pracę chirurgii, mówi jasno: takiego traktu operacyjnego nie ma po tej stronie Wisły. - Pracowałem w kilku lubelskich szpitalach, ale zawsze czegoś brakowało. Tu nie ma tej sytuacji. Najważniejsze miejsce w szpitalu jest wyposażone od A do Z. Trzy sale operacyjne są naszpikowane nowoczesną elektroniką: tory wizyjne, kamery do relacji TV przebiegu operacji. Szpital leży w popularnym regionie wypoczynku wielu ludzi. A w wakacje dzieją się różne rzeczy. Rejon pojezierza słynie z dużej liczby wypadków komunikacyjnych, utonięć, różnego rodzaju urazów wakacyjnych. - Teraz będziemy mogli pechowcom pomóc znacznie szybciej - dodaje doktor Samulski. Perełką szpitala w Łęcznej będzie Wschodnie Centrum Leczenia Oparzeń, które ruszy w maju. Szefem pierwszego po tej stronie Wisły oddziału tego rodzaju jest już prof. Jerzy Strużyna, prezes Polskiego Towarzystwa Leczenia Oparzeń. Oddział powstał przy wydatnej pomocy kopalni w Bogdance, która na ten cel wyłożyła 2 miliony złotych. Górnicy muszą mieć szybką pomoc, bo nigdy nie wiadomo, kiedy w kopalni coś wybuchnie. - Musimy jeszcze zrobić lądowisko dla helikopterów. I to całodobowe - dodaje Rybak. - Ten rok dla szpitala będzie naprawdę trudny, bo czeka nas sporo pracy.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama