- Lekarz zajął się pacjentem z całą pieczołowitością - zapewnia Arnold Król, zastępca dyrektora chełmskiego szpitala do spraw medycznych. - Zszył ranę i zaordynował konsultacje neurologiczne i tomografię komputerową, chociaż wcześniejsze prześwietlenie czaszki nie wykazało zmian pourazowych. Tymczasem mężczyzna zamiast czekać na neurologa nagle zniknął z poczekalni. W tej sytuacji następnego dnia ok. godziny 10 lekarz uznał, że samowolnie oddalił się ze szpitala.
Ratownika, który znalazł 45-latka zaniepokoiło to, że ubikacja przy izolatce SOR jest zamknięta od wewnątrz. Poinformował o tym pielęgniarkę oddziałową. Otrzymał od niej klucze i otworzył drzwi do ubikacji. Mężczyzna, który tam leżał już nie żył. Powiadomiono policję i prokuraturę.Dyrektor Król czeka na wyniki przeprowadzonej we wtorek sekcji zwłok oraz przeglądu monitoringu. Niezależnie od prokuratury powołana przez dyrektora komisja ma za zadanie m.in. ustalenie przyczyny i czasu zgonu. Lekarze podkreślają, że śmierć 45-latka wcale nie musiała wiązać się z urazem głowy.
- Musimy precyzyjnie wyjaśnić przyczyny śmierci mężczyzny - mówi Marzenna Kucińska, prokurator rejonowa w Chełmie. - Osoby, które go znalazły zostały już przesłuchane.
Prawdopodobnie 45-latek mógł być zamknięty w ubikacji około doby. Mężczyzna ten był dobrze znany personelowi SOR-u. To bezdomny, który 23 października był przez nich opatrywany już po raz dwudziesty. Często zdarzało się, że po otrzymaniu pomocy i odzyskaniu sił samowolnie oddalał się ze szpitala. Ostatnim razem jedna z pielęgniarek szukała go nawet poza budynkiem SOR. Niestety, do ubikacji nie zajrzała.• W 2003 r. zmarła tam 25-letnia pacjentka. Przez kilka dni zwijała się z bólu, a lekarze nic nie robili. Według prokuratury, pomogła dopiero łapówka dla ordynatora. Wtedy okazało się, że kobieta ma ropne zapalenie otrzewnej. Było już za późno na ratunek. Justyna T. zmarła. Lekarze odpowiedzialni za tę śmierć usłyszeli wyroki w zawieszeniu. Roman Z., były ordynator oskarżony o łapownictwo czeka na wyrok.
• We wrześniu 2013 r., w chełmskim szpitalu zmarł 60-letni mężczyzna. Nie mógł samodzielnie oddychać. Gdy zepsuł się respirator, awarii nikt nie zauważył. Szpital stwierdził, że winny jest…sprzęt.
• Do tragedii doszło również w lutym ubiegłego roku. Zmarł wówczas 3,5-miesięczny Bartek. Miał ponad 40 stopni gorączki, ale dyspozytorka nie wysłała po niego karetki, a lekarka nie przyjęła do szpitala. Odesłała chłopca, bo… nie miał skierowania. Rodzice zostali skierowani do punktu nocnej opieki zdrowotnej. Stamtąd lekarz odesłał ich z powrotem, już ze skierowaniem.
Tym razem Bartek został przyjęty. Lekarze zaczęli podejrzewać sepsę. Musiał minąć niemal cały dzień, by medycy wysłali chłopca do DSK w Lublinie. Było już za późno. Bartek zmarł. Prokuratorskie zarzuty w tej sprawie usłyszała dyspozytorka pogotowia oraz 56-letnia Ewa G., lekarz z chełmskiego szpitala. (jsz)













Komentarze