Sprawa wygórowanych żądań lekarzy z chełmskiego pogotowia odbiła się szerokim echem w mediach w całej Polsce. Za godzinę pracy dostają dziś od 46 do 53 zł. Chcieli jednak zarabiać więcej: 80-85 zł. Oznacza to, że za 24-godzinny dyżur dostawaliby co najmniej 1920 zł. To znacznie więcej niż przeciętna miesięczna pensja w Chełmie.
Finansowe roszczenia i lista zarzutów do kierownictwa Stacji Ratownictwa Medycznego znalazły się w piśmie adresowanym do Tomasza Kazimierczaka, dyrektora placówki. Dwa tygodnie temu lekarze zagrozili, że jeśli ich oczekiwania płacowe nie zostaną spełnione, to będą pracować tylko do 23 lutego.- W poniedziałek w końcu doszliśmy do porozumienia. Lekarze będą pracować na dotychczasowych zasadach - mówi dyrektor Kazimierczak. - Dostałem też zapewnienie, że nie będą składać wypowiedzeń. A do rozmów na temat wysokości stawek godzinowych możemy wrócić dopiero po zmianie kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Kazimierczak był przygotowany na to, że część lekarzy zdecyduje się rozwiązać umowy. Braki kadrowe zamierzał uzupełnić osobami, które odpowiedziały na ogłoszenie o pracę w chełmskich pogotowiu.
Dyrektor odpiera też zarzuty o "urągające ludzkiej godności warunki socjalne” w siedzibie straży pożarnej, gdzie stacjonuje jedna ze specjalistycznych karetek. Wbrew oczekiwaniom lekarzy, nie zamierza przenosić zespołu z ul. Wyszyńskiego do bazy przy ul. Rejowieckiej. Jak tłumaczy, karetki po to zostały rozrzucone po mieście, aby czas dojazdu do potrzebujących był jak najkrótszy.
Chcieli prawie 2 tys. zł za dyżur. Lekarzom pogotowia szantaż się nie udał
Z szesnastu lekarzy, którzy deklarowali, że jeśli nie dostaną podwyżek, to zwolnią się z pracy, żaden nie złożył wypowiedzenia. Za 24-godzinny dyżur ratownicy chcieli blisko 2 tys. zł.
- 24.02.2015 11:45

Reklama












Komentarze