Zdjęcia zrobione tuż po wkroczeniu sowieckich i polskich żołnierzy do Lublina w lipcu 1944 roku nie kłamią. Ludzie ze łzami w oczach obejmują ich, rzucają kwiaty na czołgi, wiwatują. Radość wybuchła z całą siłą. Jednak już po kilku dniach rozwiała się. Koniec wojny – jak dowodzi Marcin Zaremba w szalenie ciekawej książce \"Wielka trwoga” – nie przyniósł spokoju skrwawionemu krajowi.
Ludzi, którzy przeżyli okupację, skaziła wojna. Byli bardzie agresywni, obojętni na śmierć i cudze nieszczęście (może z wyjątkiem najbliższej rodziny). Obaj okupanci pokazali, że z człowiekiem można zrobić wszystko: sponiewierać, pohańbić, zabić – tłumaczy Zaremba. Wybuchom przemocy sprzyjało morze pitej wówczas wódki i łatwy dostęp do broni.
Głód i wyjątkowo trudne warunki życia popychały ludzi do kradzieży, szabru i bandyctwa. Władza była słaba, a często sama wprowadzała chaos masowo aresztując \"wrogów ludu”. W części kraju, m. in. na Lubelszczyźnie, trwały bratobójcze walki. Ofiarami prześladowań padli \"inni”: Żydzi, Niemcy, Ukraińcy.
Spójrzmy, co działo się w naszym regionie w pierwszych latach po wojnie.
Bandyckie wsie
List przejęty przez cenzurę wojenną, napisany w Izbicy nad Wieprzem, czerwiec 1945: \"U nas obecnie grasują wielkie bandy złodziejskie. Zbliża się wieczór, a człowiek drży jak liść, bo nie jest pewny, czy go wizyta złodziejska nie ominie. Ubrać się nie można, chodzić trzeba w najgorszych sukienkach. Takie życie jest już od 4-ch miesięcy. Jak to potrwa dalej, to można będzie oszaleć. Janek miał taki napad – obrabowali go ze wszystkiego i na dodatek bili go, polewali zimną wodą i znowu bili”.
Na Lubelszczyźnie istniały całe wsie \"bandyckie”, jak określała je okoliczna ludność, w których wielu mężczyzn trudniło się rozbojem. Powojenne zwyczaje przypominały Dziki Zachód. Sklepikarza z Kraśnika obrabowało pięciu zamaskowanych bandytów. Przystawili mu broń do głowy. \"Byli tak cudownie ubrani z siatkami czerwonemi na głowie, mocno uzbrojeni, sądziłem, że jestem w Meksyku najmniej” – wspominał nieszczęśnik.
Nocni panowie
\"Ojciec jeszcze nie powrócił z targu, to nocni panowie czekają na pieniądze. Byli u nas, zabrali świnie, zaprzęgi, pieniądze i wiele innych rzeczy” – pisał w sierpniu 1945 roku mieszkaniec Cycowa. W Lublinie w październiku 1946 r. nieznani sprawcy obrabowali biuro firmy \"Labor”, zabierając 400 tys. zł. Grupa 30 osób dowodzona przez \"Ordona” w marcu 1947 roku napadła na fabrykę marmolady w Milejowie. Rozbroili strażników i zabrali 1400 kg cukru oraz 30 kg marmolady.
Władze podliczały: tylko we wrześniu 1946 roku we wszelkich napadach w kraju zrabowano 22 mln zł – ogromną kwotę, za którą można by było wyposażyć dywizję piechoty.
Bandytów ścigało podziemie. Partyzanci złapali latem 1945 roku w okolicach wsi Wyczółki dwóch mężczyzn wiozących ze sobą skradzione przedmioty. Mieszkańcy wsi odebrali swoje rzeczy, złodzieje zostali rozstrzelani, a partyzanci poinformowali o tym miejscowy posterunek milicji. Choć zdarzało się, że bandytami stawali się zdemoralizowani żołnierze podziemia.
Okradziona rzeźnia
W Lublinie szaber trwał od 21 do 24 lipca 1944 r. Do miasta wkraczali Rosjanie, trwały walki, z miasta uciekali Niemcy. \"Pewne swej bezkarności męty społeczne jawnie grabiły nie tylko mienie państwowe, ale dość często i prywatne. Uszło to grabieżcom bezkarnie (…)” opisywała kilka dni później \"Gazeta Lubelska”.
Złodzieje rzucili się na rzeźnię przy ul. Łęczyńskiej 107. Zabrali sprzęt i meble. Dyrektor rzeźni próbował odzyskać mienie i dawał w gazecie ogłoszenia. Szabrownicy nie gardzili sprzętem biurowym. Okazało się, że urzędnicy PKWN nie mieli na czym siedzieć. Na ulicach pojawiły się plakaty z zarządzeniem grożącym najsurowszymi karami w wypadku niezwrócenia zagrabionych przedmiotów.
W kradzieżach uczestniczyli milicjanci. Jesienią 1944 r. w Niedrzwicy koło Lublina podczas rewizji u nauczycielki zabrali jej ubranie i inne rzeczy i furmankami zawieźli do Lublina. Plagą dużych miast stały się dziecięco-młodzieżowe gangi. Niedługo po wypędzeniu Niemców z Lublina, 16-letnia dziewczyna rozebrała roczne dziecko i zostawiła na mrozie w bramie. Ubranie sprzedała.
Wódka, głód, drożyzna
Dotknięci wojenną traumą ludzie masowo i w dużych ilościach pili alkohol. W Lublinie na tysiąc przebadanych dzieci w wieku 7–15 lat tylko 264 nie znało smaku wódki. 27,9 proc. miało pić stale, 47,4 proc. przy okazji. Okazało się, że w 90 proc. przypadków alkohol podawali rodzice.
Panował okropny głód. W naszym województwie aż ok. 550 tys. osób potrzebowało natychmiastowej pomocy żywnościowej (lata 1945 –1946).
\"Obok dzieci widać i starszych, w zniszczonych, poobrywanych ubraniach, z wychudłymi twarzami. Przecież to punkt dożywiania dzieci, czy i dorosłym wydaje się tu zupę? – pytamy kierowniczki. \"Nie, to rodzice przyszli z naczyniami na obiad, bo dzieci nie mają butów, albo chore, nie mogły się same zgłosić” – odpowiada. \"A ile dzieci, korzysta z dożywienia?” \"Około trzysta. Dawniej dawaliśmy codziennie chleb do zupy, lecz obecnie z braku mąki, tylko raz na kilka dni możemy dać po kromce” – odpowiada kierowniczka” – relacjonował reporter \"Gazety Lubelskiej”, który w lutym 1946 roku odwiedził punkt pomocy przy ul. Betonowej w Lublinie.
\"To aż śmieszne, że przez cały czas miesiąc ciężkiej pracy po 12 godz. dostaniesz tyle, byś sobie kupił szczoteczkę do zębów albo bułkę, która ci wystarczy na 3–4 dni, bo na dłużej na pewno nie” – wspominał w liście mieszkaniec Lublina. W tym samym czasie w Radomiu 1 kg słoniny kosztował 400 zł, masło 380 zł, jajka 9 zł, 1 kg mięsa 120 zł, a kilogramowy chleb 40 zł.
Egzekucja esesmanów
Sześciu esesmanów z obozu na Majdanku było sądzonych jesienią i zimą 1944 roku. Władze wpadły na pomysł, żeby Niemcy szli z więzienia na Zamku do Domu Żołnierza przy Żwirki i Wigury, gdzie zbierał się sąd. Zaremba podejrzewa, że chodziło o odwrócenie uwagi od represji rozpoczętych wówczas na dużą skalę przez NKWD. Tłum o mały włos nie rozszarpał Niemców.
\"Jasiu, byłam dzisiaj na mieście i widziałam, jak prowadzili 6 Niemców z zamku na sąd, tych Niemców, co mordowali ludzi na Majdanku. Mówię ci, co narodu patrzyło na nich, pluli im w twarz, krzyczeli, świstali, grozili im” – pisała mieszkanka Lublina.
Pięciu oskarżonych zawisło 23 grudnia na terenie dawnego obozu. Samochody, którymi przyjechali, posłużyły za zapadnię. Po ogłoszeniu sentencji wyroku odjeżdżały z rykiem silników, pozostawiając za sobą wiszące ciała – pisze Zaremba. Egzekucję oglądało kilkanaście tysięcy osób. Jak podkreśla historyk, była to pierwsza w wyzwolonej Polsce egzekucja publiczna. Następną również przeprowadzono na Majdanku. Równo rok później zawisł były szef obozowego krematorium Paul Hoffmann. Wykonanie wyroku oglądało ok. 20 tys. osób.
Żydzi i obcy na celowniku
Powody do strachu mieli Żydzi, którzy cudem przetrwali okupację. Lubelskie uchodziło za szczególnie dla nich niebezpieczne. Padali ofiarami \"cywili” i \"mundurowych”. Żołnierze Kazimierza Harmidy \"Lecha” dowódcy oddziału WiN działającego w pow. bialsko-podlaskim napadli na dom w którym mieszkało pięciu Żydów i Polka z dzieckiem. Dwóch Żydów zabili na miejscu. Pozostałych wywieźli furmankami za miasto, rozstrzelali, a zwłoki wrzucili do Buga.
Mordowali się Ukraińcy i Polacy, kiedy walki z UPA przeniosły się w 1945–1947 roku w okolice Chełma i Hrubieszowa. \"U nas jest bardzo źle, zawsze jesteśmy przyszykowani do ucieczki, nasze życie tak jak na nitce, bo zawsze myślimy tylko o nim. 18 maja była u nas wielka katastrofa, ludzie pojechali do Rzepina i Łachowiec w pole robić, Ukraińcy napadli ich i wymordowali 35 osób. 10 już znaleźli, tak pomordowanych, że patrzeć nie można” – pisała mieszkanka powiatu tomaszowskiego.
Czystego sumienia nie miała też część żołnierzy polskiego podziemia. Partyzanci przyjechali do wsi Świerże, gdzie mieszkali Ukraińcy. \"Urządzili tańce, następnie zamknęli drzwi, żeby nikomu nie udało się uciec, i zmusili ruskie dziewczęta, by się rozebrały do naga i tak tańczyły z chłopcami, którzy też byli rozebrani do naga. Po tańcu ostrzygli dziewczętom włosy i jeszcze zabili trzy osoby będące w sali i odjechali. Nam teraz bardzo ciężko przeżywać takie czasy, w każdej chwili spodziewamy się tych gadów przeklętych” – relacjonował jeden z mieszkańców wsi.
Do pisania tekstu wykorzystałem książkę Marcina Zaremby \"Wielka Trwoga. Polska 1944–1947” wydaną przez Znak.
Lublin: Co działo się w naszym regionie w pierwszych latach po wojnie
Napady z bronią w ręku, głód, drożyzna, partyzanci w lesie, gangi dzieci i młodzieży w miastach i milicja, która nie dbała o bezpieczeństwo ludzi – tak wyglądał nasz region w pierwszych latach po II wojnie światowej.
- 03.08.2012 14:18

Reklama













Komentarze