Pracuję na uczelni od 35 lat i jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Chłopak został ewidentnie skrzywdzony – mówi prof. Sławomir Pietrzak, kierownik Pracowni Jeździectwa w lubelskim Uniwersytecie Przyrodniczym. To on miał być opiekunem Tomasza Próchniaka w czasie doktoratu.
– Pan profesor jest wybitnym specjalistą i międzynarodowym sędzią. Zgodził się, żebym pisał u niego pracę doktorską – mówi Tomek. – Zawsze o tym marzyłem. Pracowałem na to ciężko przez pięć lat studiów.
W czerwcu Tomek obronił pracę magisterską na Wydziale Biologii i Hodowli Zwierząt UP (na piątkę i z wyróżnieniem). Średnia ocen z całych studiów – 4,73. Dostawał stypendia ministra nauki oraz prezydenta Lublina. Ma pokaźną kolekcję dyplomów i wyróżnień, w tym odznakę honorową UP od rektora prof. Mariana Wesołowskiego. Trudno wyobrazić sobie lepszego kandydata na doktoranta.
– Do konkursu stanąłem w lipcu – opowiada Próchniak. Wśród kandydatów znalazła się też inna absolwentka, uważana za protegowaną prof. Anny Stachurskiej, kierownika Katedry Hodowli i Użytkowania Koni (pod którą podlega Pracownia Jeździectwa).
– Z uwagi na występujące niedobory godzinowe w Katedrze nie wyrażam zgody na przyjęcie p. mgr. inż. T. Próchniaka. (...) W pełni popieram wniosek pani mgr inż. W. (nazwisko do wiadomości redakcji – red.) o przyjęcie na w/w studia – napisała prof. Stachurska do komisji konkursowej.
W odpowiedzi kierownik innej katedry na tym wydziale, prof. Zygmunt Litwińczuk, zadeklarował, że u niego godziny dla Próchniaka będą. Byle tylko przyjąć go na studia.
Miejsc było pięć. Próchniak zajął w konkursie 4. lokatę. Pani W. – 8.
– Decyzją dziekana zostałem przyjęty na studia – opowiada Tomek. – Wtedy pani profesor napisała do rektora i zażądała przyjęcia na moje miejsce swojej protegowanej.
Co zrobił rektor? Anulował decyzję komisji rekrutacyjnej. – Pan Próchniak nie miał zgody kierownika katedry – tłumaczy rektor Wesołowski.
– Tyle, że w regulaminie było jasno napisane, że należy dostarczyć zgodę kierownika jednostki. Zgodnie ze statutem uczelni pracownia jest też jednostką, i taką zgodę od prof. Pietrzaka miałem – wskazuje Próchniak.
– Jedyną jednostką, o której tu mowa, jest katedra – upiera się rektor.
Prof. Pietrzak: – W uchwale senatu nie ma słowa o katedrze. Zresztą na przyjęcie na studia Tomasza Próchniaka zgodził się dziekan wydziału.
– Nikt nie będzie przyjęty. Ani pan Próchniak, ani pani W. – zdecydował w końcu rektor. – Oboje są tak samo wartościowi, ale w katedrze nie ma godzin.
Tomasz Próchniak poprosił o pomoc prawnika. – Okazało się, że rektor nie miał prawa zakwestionować decyzji dziekana – mówi. I zapowiada, że zwróci się w tej sprawie do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Reklama
Student chciał być doktorem. Dziekan go przyjął, a rektor nie chciał
Tomek był jednym z najlepszych studentów na roku. Dziekan z marszu przyjął go na studia doktoranckie. Ale rektor anulował decyzję dziekana.
- 09.08.2012 18:13

Reklama













Komentarze