Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wzloty i upadki Portu Lotniczego Lublin

Wszystko wskazuje na to, że dwuletni termin budowy lotniska zostanie dotrzymany. Co w tym czasie można uznać za bezsprzeczny sukces, a czego port powinien się wstydzić?
Wzloty i upadki Portu Lotniczego Lublin
Jakie wpadki zaliczyły władze spółki, a co było ich największą zasługą? To najlepszy moment, żeby przyjrzeć się największej lubelskiej inwestycji, która właśnie finiszuje.

Budowa lotniska ruszyła jesienią 2010 roku. Ale zanim pierwsze koparki wjechały na plac budowy, trzeba było pokonać sporo przeszkód. Przygotowanie inwestycji wymagało nie tylko szybkiego działania, jak też elastyczności ze strony zarządu Portu Lotniczego Lublin. Niezbędna była dobra współpraca z władzami Lublina i województwa. Nie ma wątpliwości, że ten etap port może zaliczyć na konto sukcesów – choć nie było łatwo.

Usuwamy przeszkody

Zacznijmy od 2007 roku, kiedy to zmiana Zarządu Województwa z PSL-owskiego na POPiS zaowocowała decyzją o lokalizacji lotniska w Świdniku. Raz na zawsze ucięto dyskusje, czy port lotniczy nie powinien zostać ulokowany w odległej o 40 km od Lublina Niedźwiadzie. Inwestycję w Świdniku wpisano do Regionalnego Programu Operacyjnego, zapewniając jej finansowanie.

Ale szybko okazało się, że obszar, na którym miałby powstać port lotniczy, chroniony jest unijnym programem Natura 2000, ponieważ zamieszkuje go unikatowa kolonia susła perełkowatego. Fiaskiem zakończyły się rozmowy władz spółki z przedstawicielami Komisji Europejskiej. Wtedy zapadła decyzja.

– Przesuwamy lotnisko w stronę lasu Wilcze Doły. Tym samym unikniemy kolizji z programem Natura 2000 – poinformował Grzegorz Muszyński, prezes Portu Lotniczego Lublin.

To oznaczało przesunięcie pasa o ok. 1 km w kierunku lasu Wilcze Doły i wycięcie ok. 100 ha lasu. A wcześniej jego rozminowanie, bo na tym terenie zostało po wojnie sporo niewybuchów. Okazało się także, że na przesuniętym pasie startowym stoi kilkanaście domów, w tym całkiem nowe.

Nie obyło się bez protestów ze strony mieszkańców, ale ostatecznie większość nieruchomości udało się wykupić, bez konieczności wywłaszczeń. Problemem dla portu nie był też cmentarz wojenny ulokowany tuż przy planowanym pasie startowym. Szczątki żołnierzy ekshumowano, a cmentarz przeniesiono do Świdnika. Wyglądało na to, że nie ma przeszkody, która mogłaby stanąć na drodze lotniska w Świdniku.
Duży i nowoczesny

Szybko ogłoszono także konkurs na projekt lotniska. W sierpniu 2008 roku wygrało go polsko-hiszpańskie konsorcjum skupiające firmy Sener, Are i Polconsult. Projekt był gotowy w 2009 roku.

– Lotnia, wydęty latawiec albo latające skrzydło, taki niepowtarzalny kształt będzie miał terminal w Świdniku – zapowiedział Grzegorz Stiasny z firmy Are.

Projekt przygotowany przez 12 architektów robił wrażenie. Przestronność i nowoczesność – to miały być cechy wyróżniające nasz terminal. Miał mieć powierzchnię 23 tys. mkw. i formę dwóch połączonych prostokątów.

Boczne skrzydła, które nadawały mu efektowny kształt, zaprojektowano w taki sposób, by w każdej chwili można było je rozbudować – bo o takich planach wtedy wspominano. Terminal miał mieć dwa poziomy. Na drugi poziom, tzw. antresolę, miały prowadzić ruchome schody i przeszklona winda. Tu miała być restauracja i duży taras widokowy. Władze spółki z dumą prezentowały efektowny projekt, który miał być wyjątkowy w skali Europy.

Nagrodzeni za wysiłki

W czerwcu 2009 akcjonariusze spółki uznali, że zarząd portu zasługuje już na sowite nagrody. 45,6 tys. zł otrzymał prezes Grzegorz Muszyński, a 33,5 tys. zł wiceprezes Dariusz Krzowski. – Te nagrody zdecydowanie się im należały – nie miał wątpliwości Jacek Sobczak, przewodniczący rady nadzorczej PLL. – Zarząd wykonał w 2008 roku nadludzką pracę. Trzeba nagradzać ludzi za bieżące wysiłki, a nie za końcowy efekt.

To poruszyło opinię publiczną. – Niech najpierw wybudują lotnisko, a potem się nagradzają – pojawiły się oburzone głosy. – Czy stać nas na takie premie? Przecież to publiczne pieniądze!

Opinie były o tyle zasadne, że spółka wciąż nie miała najważniejszych dokumentów: decyzji środowiskowej i pozwolenia na budowę. Pierwszy z nich trafił do spółki 20 maja 2010 roku – i był to jeden z ważniejszych momentów w historii inwestycji. Już następnego dnia władze portu wystąpiły do wojewody o wydanie pozwolenia na budowę. – Latem wejdziemy na plac budowy – zapowiadał wicemarszałek Sobczak.

Ale wkrótce okazało się, że budowa nie ruszy latem. Trzeba było bowiem czekać, aż decyzja środowiskowa uprawomocni się, a tymczasem wpłynęły od niej 54 odwołania.

Budują w tempie

W październiku 2010 roku wojewoda lubelski podpisał i przekazał spółce pozwolenie na budowę; najważniejszy dokument, od którego zależało rozpoczęcie budowy. Wkrótce podpisano umowę z pierwszym wykonawcą i rozstrzygnięto przetargi na wykonawstwo poszczególnych robót na lotnisku. Podpisano też umowę z Lasami Państwowymi na wycinkę lasu. Władze portu zapewniły, że lotnisko powstanie w ciągu 2 lat – i wszystko wskazywało na to, że dotrzymają słowa.

– To tempo dowodzi bardzo dużej skuteczności działania – nie miał wątpliwości Krzysztof Żuk, ówczesny wiceprezydent Lublina.

Jeszcze jesienią 2010 roku na plac budowy wjechał ciężki sprzęt. Zaczęło się wyrównywanie gruntu i wycinka lasu. W 2011 roku budowa szła już pełną parą. Równolegle zarząd portu prowadził rozmowy z przewoźnikami i… myślał o komforcie VIP-ów, którzy przylecą do Lublina.
Chcieli mieć volvo

To dla specjalnych gości, już na półtora roku przed otwarciem lotniska, władze PLL postanowiły kupić ekskluzywną limuzynę. Kontrowersje budził już sam pomysł, ale wkrótce okazało się, że sprawa wygląda dużo poważniej.

Ujawniliśmy bowiem, że spółka tak sformułowała warunki publicznego zamówienia na leasing samochodu, że wymagane parametry techniczne mogło spełnić wyłącznie volvo S80. Inne marki nie miały nawet szansy na złożenie swojej oferty. I dlatego tylko jedna oferta wpłynęła do spółki i wygrała przetarg – właśnie volvo S80.

Władze portu szły początkowo w zaparte, twierdząc, że także inne auta mogły spełnić warunki przetargu. Gdy sprawą zajęli się akcjonariusze spółki, żądając konkretnych wyjaśnień, a sprawa trafiła do Urzędu Zamówień Publicznych w Warszawie, port zdecydował o rozwiązaniu umowy na leasing volvo. I przyznał nam rację, że \"zbyt wąsko zostały określone warunki konkurencyjności dla potencjalnych oferentów”. Winnego (jego nazwiska nie poznaliśmy do dziś) ukarano upomnieniem.

Wpadka za wpadką

Słynne volvo dla VIP-ów rozpoczęło latem 2011 roku czarną serię w spółce. Prezydent Lublina wezwał radę nadzorczą do ściślejszego nadzoru nad finansami spółki i zapowiedział, że będzie się uważnie przyglądał, jak wydatkowane są środki w porcie. Chwilę potem dowiedzieliśmy się, że budowa nie będzie kosztować 350, ale prawie 500 mln zł.

Przypadkiem okazało się także, że efektowny projekt terminalu, który miał być wizytówką lotniska, został… okrojony o połowę. Zrezygnowano z drugiego poziomu i tarasu widokowego. Całość zmniejszono z 23 do 11 tys. mkw. – Wizualnie będzie miał jakby przycięte skrzydła – wyjaśniał Piotr Jankowski, rzecznik PLL.

W tym samym czasie, gdy media ujawniły, że projekt lotniska został okrojony, PLL unieważnił przetarg na budowę terminalu i innych obiektów na lotnisku. To oznaczało, że ich budowa nie ruszy latem, jak zapowiadano, ale dopiero jesienią 2011 roku.
Najszybciej wybudowany

Jesień, a następnie zima 2011/2012 pokazały jednak, że zakończenie budowy w zaplanowanym terminie jest realne. Pogoda sprzyjała budowlańcom, a prace toczyły się równolegle na kilku frontach. Powstawał terminal, pas startowy, płyta postoju samolotów, budynki techniczne.

W marcu 2012 roku na dachu terminalu zawisła wiecha. – Może nie jest to największy terminal, ale prawdopodobnie najszybciej budowany – zaznaczył Radosław Górski, dyrektor Budimeksu.

I, rzeczywiście, trudno się z tym nie zgodzić.

Oskarżony strażak

Również w marcu ruszyła rekrutacja do portu, która przyciągnęła do spółki tysiące chętnych do pracy na lotnisku. Ale i tutaj nie obyło się bez potknięć. Zanim pojawiły się pierwsze ogłoszenia o naborze, zarząd portu zatrudnił na stanowisku koordynatora ds. straży pożarnej i bezpieczeństwa Andrzeja G., byłego komendanta wojewódzkiego straży pożarnej. Problem w tym, że G. został wcześniej oskarżony o… działanie na szkodę interesu publicznego i przekroczenie uprawnień; w 2001 r. kazał on podległym strażakom pracować przy budowie swego domu pod Lublinem.

Po tym, jak akcjonariusze spółki zażądali wyjaśnień w tej sprawie, zarząd PLL wypowiedział G. umowę, po czym… zatrudnił go z powrotem na umowę-zlecenie. Umowa skończyła się ostatecznie w połowie sierpnia, po tym, jak zatrudniono w porcie komendanta Lotniskowej Służby Ratowniczo-Gaśniczej.

Do Londynu i Oslo

Sprawy personalne zeszły jednak na drugi plan w momencie, gdy spółka ogłosiła pierwsze połączenia z lubelskiego lotniska. 18 grudnia mamy polecieć tanimi liniami Wizz Air do Londynu i Oslo. A już w listopadzie do Egiptu z biurem podróży Itaka. To właśnie na listopad zaplanowano uroczyste otwarcie portu – być może z udziałem prezydenta RP.

Wszystko wskazuje na to, że ten termin jest realny i lotnisko wystartuje już wkrótce. Nie ma wątpliwości, że będzie to najważniejszy dzień w historii tej inwestycji, którą po stronie sukcesów zapisze sobie zapewne wielu. I to nie tylko ci, którzy do tej pory byli rozliczani za wszelkie potknięcia.
Nawet optymiści nie wierzyli.

Sukcesem jest to, że dzisiaj – w przededniu odbioru ostatnich elementów lotniska – możemy stwierdzić, że tę największą inwestycję Lubelszczyzny udało się zrealizować w zaplanowanym czasie. Co w momencie inauguracji nawet optymistom wydawało się bardzo ambitne.

Porażką jest fakt, że w niektórych urzędach centralnych przegrywa racja stanu, rozsądek i logiczne myślenie, a wygrywa bezduszny paragraf. W wyniku tego zmuszeni byliśmy tańczyć swoistego oberka: dwa kroki wprzód, jeden w tył.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama