Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Partyjne wojny i wojenki

Czy prezydent Krzysztof Żuk skorzysta na politycznym tsunami, które demoluje lubelską PO i PiS? Nic bardziej mylnego.
Partyjne wojny i wojenki
Spór między działaczami Platformy o to, jak ma wyglądać współpraca z prezydentem Krzysztofem Żukiem (PO) tlił się od dawna. (Archiwum)
Wewnętrzne spory targają Platformą. W PiS wybuchła wojna domowa. Radni miejscy wyciągają broń przeciwko swoim kolegom. W obu partiach rządzą tymczasowi komisarze. Jak do tego doszło i co dalej?

Porządki w Platformie

Zaczęło się w klubie radnych miejskich PO. Spór między działaczami Platformy o to, jak ma wyglądać współpraca z prezydentem Krzysztofem Żukiem (PO) tlił się od dawna. Część z nich denerwowało nieliczenie się Żuka ze zdaniem partii, dzięki której dostał się do ratusza. Działania Żuka krytykował nawet przewodniczący klubu miejskich radnych PO Stanisław Podgórski. Miarka przebrała się w lipcu. Zwolennicy ścisłej współpracy z Żukiem odwołali Podgórskiego ze stanowiska.

Spór w radzie odsłonił pęknięcie w Platformie. W partii huczało od plotek, że zwolennicy Żuka odwołają jesienią przewodniczącego PO w Lublinie Jacka Sobczaka. Nim do tego doszło, lubelska Platforma przeszła trzęsienie ziemi. Wojewódzkie władze partii rozwiązały struktury w Lublinie, a Sobczak przestał być przewodniczącym.

Podejrzenia i 5 złotych

Formalnie poszło o \"5 złotych”. Tyle miesięcznie płacą członkowie PO do kasy partii. Przynajmniej powinni, bo okazało się, że nie robi tego ponad połowa z ok. 760 działaczy PO. – Wygodny pretekst do zrobienia porządków. Chodziło o osłabienie Żuka – powtarzali platformersi, pytani o powody wprowadzenia zarządu komisarycznego.

Trudno dziwić się podejrzeniom. Część działaczy twierdzi, że płaciło składki, a mimo to znaleźli się na czarnej liście dłużników. Sam Żuk ma zalegać z 85 złotymi, choć zapewnia, że ma potwierdzenie wpłaty.

– Mamy zalegać przez wiele lat ze składkami, a przecież sprawdzano nas pod tym kątem przed wyborami władz partii w mieście i w województwie w 2010 roku – mówi nam jeden z działaczy przychylnych prezydentowi.

Obecnie nad tworzeniem nowych kół partyjnych i przygotowaniem wyborów na szefa partii czuwa zarządca komisaryczny Zbigniew Kot, działacz z powiatu bialskiego. To człowiek posła Stanisława Żmijana, lidera Platformy w województwie. Dotychczas Żmijan starał się dogadywać z Sobczakiem i Żukiem. Teraz odzyskał wpływ na sytuację w Lublinie.

Gierki i przewroty

Otwarta wojna domowa rozgorzała w partii Jarosława Kaczyńskiego. Tydzień temu większość radnych miejskich z klubu PiS odwołało przewodniczącego klubu Sylwestra Tułajewa. W powszechnej opinii za przewrotem stoi Piotr Kowalczyk, przewodniczący Rady Miasta i nieformalny lider grupy \"pisowców” współpracujących z prezydentem Lublina Krzysztofem Żukiem.

Kowalczyk tłumaczy, że miejsce na politykę jest w Sejmie, a w samorządzie trzeba wspólnych działań dla rozwoju Lublina. Tymczasem, Tułajew – zgodnie z zaleceniami partyjnej centrali i w myśl, że wyborcy oczekują od PiS surowego patrzenia na ręce prezydentowi z Platformy – atakował Żuka i jego ekipę.

– Tułajew próbował rozgrywać swoje polityczne gierki naszymi rękami – tłumaczył Kowalczyk. Podejrzewał, że Tułajew spiskuje z częścią radnych PO, którzy niechętnie patrzą na rządy Żuka.

Grzeszki

– Prawdziwym powodem, dla którego zostałem odwołany jest fakt, że chciałem, żeby rada miasta zareagowała tak, jak może na przyznanie gigantycznych nagród finansowych dla prezesów spółek komunalnych. Ponadto, zadawałem niewygodne pytania na temat komercjalizacji Zarządu Nieruchomości Komunalnych, kuchni i stołówek szkolnych czy cięć w rozkładach jazdy przy jednoczesnej podwyżce biletów. To wszystko złożyło się na to, że stałem się nad wyraz niewygodny dla prezydenta z PO i jego grupy, tj. radnych PO i, niestety, części radnych PiS – stwierdza Tułajew.

– To demokratyczna decyzja klubu PiS. Nie chcę tego komentować. Liczę na pewną racjonalność w dyskusji. Przy takim podejściu większość spraw jest do załatwienia. Bez względu na przynależność partyjną. Ja nie dzielę, a łączę – tak Żuk komentował zmiany w PiS.
Obie frakcje wyciągały przy okazji sporu swoje grzeszki. Dla jednych Tułajew jest narzędziem w rękach \"twardogłowych pisowców”. Drudzy wypominają, że wielu radnych popierających prezydenta pracuje w jednostkach podległych Żukowi.

Wykopki w PiS

Wniosek o wyrzucenie Kowalczyka z PiS – za działanie na szkodę partii – złożył w poniedziałek senator Grzegorz Czelej. Kowalczyk wiedział, że jego los jest przesądzony. Sam oddał wczoraj partyjną legitymację.

Ugodowa polityka grupy Kowalczyka od dawna przeszkadzała części liderów lubelskiego PiS. Tym bardziej że za dwa lata są wybory na prezydenta Lublina. Partia Kaczyńskiego chce przejąć władzę w ratuszu.

– Chcę wyjaśnić sytuację: kto jest w PO, kto w PiS. Na te partie głosowali wyborcy. Jeśli ma powstać trzecia siła, np. klub prezydencki, to niech to się dzieje z otwartą przyłbicą – stwierdza Czelej.

Tak też się stało. Również wczoraj klub radnych PiS rozpadł się – wyszło z niego dziewięciu radnych (łącznie z Kowalczykiem) i utworzyło klub \"Wspólny Lublin”.

– Nazwa \"Wspólny Lublin” określi nasz program. Będziemy działać wspólnie ze wszystkimi, którzy działają dla dobra miasta – stwierdził Krzysztof Siczek, szef nowego klubu. Potwierdził współpracę z Żukiem, bo \"większość jego propozycji jest mądrych i rzeczowych”.

Spełniać marzenia radnych

Po odejściu Kowalczyka, szefem partii w Lublinie zostanie wybrany najpewniej Tułajew.
– Wreszcie spełni się jego marzenie. A przewodniczący rady jest od tego, żeby spełniać marzenia swoich radnych – mówi Kowalczyk.

Wielu lubelskich polityków partii Kaczyńskiego ucieszyło się z akcji Kowalczyka. Do tej pory nie mieli dobrego pretekstu, żeby pozbyć się go z partii i ostro traktować Żuka. Jednak są liderzy PiS, którzy jeszcze w poniedziałek uważali zarzuty wobec przewodniczącego Rady Miasta za bezzasadne.

– Poparcie dla prezydenta to efekt porozumienia zawartego po wyborach w 2010 r. O ile mi wiadomo, PiS go nie wypowiedziało – przytacza słowa posła Lecha Sprawki \"Kurier Lubelski”.

Pyrrusowe zwycięstwo?

Awantura w PiS wydaje się na rękę prezydentowi Lublina. Pokazał siłę (potrafi rozbić opozycyjny klub), a kolegom z Platformy wysłał sygnał: jeśli zechcę, to utworzę ponadpartyjny klub, który będzie mnie wspierał.

Jednak prezydent wygrał bitwę, a może przegrać wojnę.

– Żuk miał unikalną szansę wpływania na PiS, korzystanie ze spolegliwej \"opozycji”. Teraz ją traci – ocenia działacz Platformy nieprzychylny prezydentowi Lublina. I tłumaczy: Żuk chciał przejąć władzę w PO w Lublinie. Potem mógłby sięgnąć po władzę w partii w regionie. Za partnera miałby Piotra Kowalczyka, skłonnego do daleko idącej współpracy szefa PiS w Lublinie. Wymarzona sytuacja. Jednak plan spalił na panewce. Sytuacja w Platformie skomplikowała się. Kowalczyka nie ma w PiS. A start jego ludzi z bezpartyjnej listy – nawet popieranej przez Żuka – w wyborach w 2014 roku jest obarczony wielkim ryzykiem. Bez partyjnego szyldu, pieniędzy i wspierającej kampanię wyborczą machiny, do rady miasta w Lublinie od lat nikt nie wszedł.
Prezydent bez problemu utrzyma większość w Radzie Miasta do końca kadencji. Za to jego polityczne plany stanęły pod znakiem zapytania. Jeśli wygra wybory za dwa lata, to po stronie PiS zamiast skłonnych do współpracy partnerów zastanie najtwardszych graczy.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama