Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Rodzice nie chcą szczepić dzieci, bo boją się ryzyka

Co roku setki rodziców unikają szczepienia dzieci, nawet obowiązkowych. Tylko w pierwszym kwartale tego roku od szczepień uchylało się blisko sto osób z naszego województwa.
Rodzice nie chcą szczepić dzieci, bo boją się ryzyka
(Maciej Kaczanowski)
Wśród takich osób jest pani Magdalena*, mama dwuletniego chłopca z Lublina. – Przed urodzeniem dziecka coś na temat szczepionek czytałam, ale jeszcze niewiele. Słyszałam, że szczepionka, którą standardowo podaje się noworodkowi w szpitalu, jest gorsza, mniej bezpieczna niż ta, którą można kupić na receptę. Mąż prosił lekarzy, żeby nam ją przepisali, ale ci w szpitalu, się nie zgadzali. W końcu zdobył receptę, kupił szczepionkę w aptece i lekarz podał ją naszemu synowi – wspomina nasza rozmówczyni. Dziecko rosło i przyszedł czas na kolejne zastrzyki. – Po pewnym czasie lekarz w przychodni powiedział, że trzeba zaszczepić dziecko szczepionką skojarzoną przeciwko błonicy, tężcowi i polio. Wzięliśmy wszystkie trzy dawki w zalecanym terminie.

Inny punkt widzenia

– Po trzeciej dawce zaczęłam się tym bardziej interesować i czytać, ale nie ulotki dla pacjenta, tylko charakterystyki produktu leczniczego, czyli ulotkę dostępną dla lekarza. Przeczytałam, czym są niepożądane odczyny poszczepienne i zarejestrowałam się na forum Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach \"STOP NOP”. Tam można znaleźć i więcej charakterystyk produktów, i ulotki, i historie osób, których dzieci miały NOP, a lekarze to bagatelizowali. To mi dało do myślenia – mówi pani Magdalena.

NOP to słowo-klucz dla stowarzyszenia, na które w Internecie trafiła pani Magdalena. Chodzi tu o nieprawidłowe reakcje organizmu na podanie szczepionki. Stowarzyszenie przytacza historię osób, które prawdopodobnie zmarły wskutek podobnych powikłań.

– W przychodni lekarz powiedział, że to głupoty i trzeba podać dziecku czwartą dawkę szczepionki skojarzonej – wspomina pani Magdalena. – Nigdy nie poinformował mnie o takich NOP, jak krzyk mózgowy albo wstrząs anafilaktyczny. Zaczęłam dopytywać, czemu mamy podawać dziecku czwartą dawkę, skoro w kalendarzach szczepień wielu innych krajów europejskich są tylko trzy. Zaczął tłumaczyć, że mamy inną sytuację epidemiczną. Na tę czwartą dawkę już się nie zdecydowałam i nie zaszczepiłam też syna przeciwko odrze, śwince i różyczce – przyznaje pani Magdalena.

Za taką decyzję grozi grzywna.

Petycje i apele

Stowarzyszenie \"STOP NOP” sprzeciwia się karom za nieszczepienie dzieci. Powołuje się na konstytucyjne wolności. Przekonuje, że nowelizacja ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi oraz ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej, którą w lipcu podpisał prezydent, jeszcze bardziej te wolności ogranicza.

\"Stosowanie profilaktyki zdrowotnej u osób zdrowych nie może wiązać się z poważnym ryzykiem utraty zdrowia i życia, tym bardziej, jeśli ta profilaktyka ma charakter obowiązkowy i jest stosowana pod groźbą przymusu administracyjnego” – czytamy w apelu stowarzyszenia o skierowanie ustawy o chorobach zakaźnych do Trybunału Konstytucyjnego.

W swoim piśmie, stowarzyszenie zauważa m.in., że w nowych przepisach obowiązki obywateli i definicje są zbyt szerokie. Np. choroba zakaźna to już nie tylko choroba, która zagraża zdrowiu publicznemu, ale po prostu \"choroba, która została wywołana przez biologiczny czynnik chorobotwórczy”.

Normalne reakcje organizmu

Lekarze ostrzegają przed takim podejściem.

– Zdecydowanie rodzice powinni bać się chorób zakaźnych i powikłań, a nie szczepienia dzieci – podkreśla dr Barbara Hasiec, ordynator oddziału chorób zakaźnych dziecięcych w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Wojewódzkim im. Jana Bożego w Lublinie. – Mamy bardzo dobry kalendarz szczepień, podobny do europejskich krajów rozwiniętych. To świadczy o dobrym zabezpieczeniu społeczeństwa przed chorobami zakaźnymi.

Tłumaczy, że do dolegliwości pojawiających się po szczepieniach trzeba podejść rozsądnie. – Dziecko po szczepieniu może mieć np. zaczerwienienie, bolesność, temperaturę, brak apetytu, ale są to normalne reakcje, związane z odpowiedzią organizmu na szczepienie ochronne. Jeżeli lekarz wytłumaczy to rodzicom, to obawy zostają rozwiane – wyjaśnia dr Hasiec.

Inne czasy

Przypomina przede wszystkim, że to szczepienia ochronne pozwoliły opanować rozprzestrzenianie się wielu groźnych bakterii i wirusów.

– Gdyby rodzice porównali objawy chorób zakaźnych i możliwe powikłania ze sporadycznie występującymi reakcjami poszczepiennymi, to nie mieliby wątpliwości, że należy szczepić dzieci. My, lekarze, tych wątpliwości nie mamy – mówi dr Hasiec. – Pamiętam czasy, gdy dzieci umierały z powodu chorób, które teraz praktycznie nie występują. Było wiele przypadków poodrowego zapalenia mózgu, małe dzieci do trzeciego miesiąca życia nagminnie chorowały na krztusiec. Do dziś żyją też osoby, które zostały kalekami z powodu zachorowania na poliomyelitis w wieku dziecięcym.

Sztandarowym przykładem jest wirusowe zapalenie wątroby typu B. – Mam siedemnasto- i osiemnastoletnich pacjentów, którzy chorowali na WZW typu B i obecnie cierpią na przewlekłe zapalenie wątroby, mają marskość, która może doprowadzić nawet do zgonu – mówi dr Hasiec. – Natomiast po wprowadzeniu w 1994 r. obowiązkowych szczepień dzieci przeciwko WZW typu B, w ogóle nie odnotowujemy zachorowań w tej grupie wiekowej. Zapadalność na WZW typu B spadła z ponad czterdziestu do zaledwie kilku przypadków na 100 tys.

Ryzyko

Jak przyznaje dr Hasiec, przeciwnicy szczepień mają rację, że szczepionka może nie dawać takiej odporności jak zachorowanie. – Po przebyciu choroby zakaźnej pacjent uzyskuje dłuższą odporność, nawet na całe życie. Natomiast szczepionki zawierają osłabione patogeny, w związku z tym uzyskanie odporności wymaga często podania dawek uzupełniających. Np. przeciwko tężcowi dorośli powinni się szczepić co 10 lat. Ale czy wyobraża sobie pani, że ktokolwiek chciałby przechodzić tężec, żeby się na niego uodpornić?

Ryzyko jest zbyt duże. – Ludziom się wydaje, że powikłania ich nie dotyczą, ale nigdy nie wiemy, jak choroba będzie przebiegała. Nie można eksperymentować ze zdrowiem własnego dziecka – mówi dr Hasiec. – W latach 50. choroby zakaźne były główną przyczyną śmiertelności wśród dzieci, w tej chwili dzięki szczepieniom i antybiotykom są jedną z ostatnich.

*imię bohaterki zostało zmienione

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama