Właśnie kończą licencjat i mogą wyskoczyć z karetki, która przyjedzie do Twojego szwankującego serca albo złamanej nogi. I wszelkiego złego, które na nas poluje w każdej sekundzie życia. Już wiedzą jak to jest, gdy reanimacja nie skutkuje. I jak, gdy podane leki zaczynają działać.
Miało być lekko…
– Czasami słyszę od swoich kolegów i koleżanek: jak coś mi się stanie, zadzwonię, do ciebie – mówi Paweł Niedziałek z Lublina. – Odpowiadam: Najpierw zadzwoń na pogotowie, a potem do mnie. Na co dzień nie nosimy ze sobą torby leków i całego sprzętu medycznego.
Paweł już w gimnazjum planował, że pójdzie do dobrego liceum z klasą o profilu biologiczno-chemicznym. Wylądował w takim blisko domu. Na maturze zabrakło mu punktów, żeby być lekarzem, ale chciał zostać na uczelni medycznej. – Chciałem, żeby mój zawód był ciekawy, a praca nie była nudna i jednostajna. Już widzę, że trafiłem idealnie. Idąc na studia, myślałem: przecież to ratownictwo nie medycyna, będzie lekko. W pierwszym semestrze: 24 przedmioty. Wychodziłem z domu rano, wracałem wieczorem. Najgorzej było, jak po dwóch godzinach pływania w basenie przy ul. Głębokiej, w kwadrans trzeba było z mokrymi ciuchami dotrzeć na ul. Chodźki. Marzyłem o powrocie do mojej klasy w liceum – wspomina Paweł, który jest jedynym medykiem w rodzinie.
Daję radę
Magdalena Paśnik z Lublina została ratownikiem, bo jest już ratownikiem WOPR i szukała czegoś, co pozwoli jej połączyć pasję sportową z zainteresowaniem biologią i człowiekiem. – Pływam od dziecka, jestem wysportowana, a ratownik medyczny musi być wysportowany i silny. Rodzina mój wybór przyjęła normalnie, znajomi obawiali, że nie wytrzymam widoku krwi i wypadków. Mylili się. Nie jestem ze skały, ale jakoś daję radę – mówi Magda, która dziwiła się, że już na I roku miała kontakt z pacjentami. – Zaskoczeniem było to, że na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym nie wszystko dzieje się dokładnie tak, jak piszą w studenckich książkach. Tylko precyzja i sterylność są książkowe.
– Trudna była tylko i wyłącznie anatomia. I gdybym jej nie poprawił , to bym zrezygnował ze studiów. Bo ciężkie nie było patrzenie na ludzkie ciało. Ciężka była teoria i te grube książki do czytania. I to, że na tej całej anatomii mieliśmy bardzo mały dostęp do preparatów – wspomina studia Seweryn Osiak. Seweryn studiował w Lublinie, ale pochodzi z województwa kujawsko-pomorskiego.
Inżynier zostaje ratownikiem
– Trafiłem tu \"za sercem”, ale związek się rozpadł i nagle zostałem w obcym mieście, 500 km od domu i już myślałem, że słuchanie serca, a nie rozumu doprowadzi mnie do tragedii. Ale mój charakter, ludzie ze stancji i jak się okazało świetnie wybrany kierunek, sprawiły, że to, co wydawało się tragedią, stało przyjemnością – opowiada. – Wcześniej skończyłem dwa lata informatyki i uznałem, że to nie dla mnie. Praca z komputerami jest ciekawa, lecz nie daje takich odczuć jak praca z ludźmi. Później pracowałem w supermarkecie, po 240 godzin w miesiącu, bo nie miałem planu na życie. To było tylko źródło dochodów i zajęcie wolnego czasu. Żadnej satysfakcji. Rodzinie powiedziałem, jak już dostałem potwierdzenie z uczelni, że studiuję ratownictwo. Myślałem, że będzie trudniej. Studia i praktyki szpitalne są mniej męczące niż etat w supermarkecie – dodaje Seweryn.
W Lublinie studiował też Paweł Ostapkiewicz z Mrągowa. – Przed rozpoczęciem nauki na Uniwersytecie Medycznym byłem na Wydziale Inżynierii Produkcji UP, jednak zweryfikowałem swoje plany życiowe. Decyzji w najmniejszym stopniu nie żałuję. Moja narzeczona jest pielęgniarką. Trochę to ona podsunęła mi pomysł na studiowanie ratownictwa. Znając mój charakter, twierdziła, że się w tym zawodzie spełnię. Trafiła w dziesiątkę – opowiada Paweł, choć przyznaje, że bycie studentem ratownictwa medycznego i pełnoprawnym ratownikiem to poczucie obowiązku za ludzkie życie.
Moja pierwsza defibrylacja
– Najgorsze wspomnienie z praktyk to pierwszy zgon pacjenta po nieskutecznej akcji reanimacyjnej. Najlepsze: pierwsza defibrylacja osoby poszkodowanej – wspomina Katarzyna Śledzicka z Niedrzwicy Dużej. Katarzyna miała sprecyzowane plany: medycyna, pediatria, hematologia dziecięca. Jednak stało się inaczej i dostała się na ratownictwo medyczne. – Miałam chwilę zwątpienia, nie zaliczyłam pierwszych ćwiczeń z anatomii. To było w drugim tygodniu studiów. Ale zdałam poprawkę i mi minęło. Przed studiami wydawało mi się, że zajęcia na pływalni ograniczą się do zaliczenia egzaminu wstępnego. A basen był co tydzień i do zaliczenia na ocenę. Osoba słabo umiejąca pływać – jak ja – miała kłopoty. Ale dzięki temu się nauczyłam.
Dziewczynom zastanawiającym się nad tymi studiami Katarzyna radzi: Brońcie się przed dyskryminacją i pokażcie, że kobieta może być lepszym ratownikiem medycznym niż mężczyzna. A chłopcom, żeby zrobili prawo jazdy kategorii C, ponieważ daje to możliwość szukania pracy w Państwowej Straży Pożarnej.
Dodaje skrzydeł
– Nie pamiętam już nic z pierwszego spotkania z pacjentami, tak dawno to było – mówi Seweryn. – Ale widok ludzkiej nogi zjedzonej przez robaki zapamiętam do końca życia. To było w czasie praktyk po I roku. Miałem wyczyścić nogę bezdomnego. Zapachu nie opiszę. Wierzę w swoje umiejętności i w to, że będę w stanie pomóc w przypadku jakiegoś problemu. Mam nadzieję, że moja wiedza będzie jak najrzadziej potrzebna.
– Na zajęciach zdarzały się komentarze panów wykładowców: Co my tu robimy, to zawód tylko dla facetów – wspomina Magda. – Miałam ochotę zrezygnować, kiedy zdałam sobie sprawę, jak jest to ciężka praca. Fizycznie i psychicznie. Do tego przegrywam z facetami przy naborze do pracy.
– Najciekawsze zajęcia to te praktyczne: zastrzyki, wkłucia, pobieranie krwi, a nawet… prawidłowe mycie rąk czy metody sterylizacji. Kontakt z pacjentem zapada w pamięć, a jeszcze bardziej, gdy się widzi, że podany lek pomaga. Taka praca dodaje skrzydeł. Niestety, nie wszystkim udaje się pomóc – mówi Paweł Niedziałek.
Też się boisz
Magda ze śmiechem wspomina, jakim wydarzeniem było dla niej bezbolesne i szybkie założenie wenflonu policjantowi czy robienie EKG zakonnicy.
– Fajne jest poczucie, że jest się kimś ważnym w szpitalu. Ludzie cię szanują i się ciebie boją. Nie zdając sobie sprawy, że ty też się boisz, bo dopiero zaczynasz pierwsze zajęcia. Przeraziły mnie i wzbudzały obrzydzenie osoby bezdomne. Zawszone, pijane. Po powrocie do domu przypominają się cierpiący. Zawsze szkoda jest starszych ludzi. Przypominam sobie o moich dziadkach, których szanuję.
Dziękujemy dyrekcji Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego przy ul. Spadochroniarzy 8 w Lublinie i załodze ambulansu nr 4 za umożliwienie sesji zdjęciowej
Reklama
Kandydaci na pomocnika anioła stróża. Ratownicy
Seweryn rzucił dla ratownictwa informatykę, Paweł Uniwersytet Przyrodniczy. Magda wie, że to praca w ekstremalnych warunkach. U Katarzyny w rodzinie sami matematycy. Do dziś się dziwią, że wybrała taki trudny kierunek. Drugi Paweł uratuje wam życie, bo zawód ratownika wydał mu się praktyczny
- 28.09.2012 14:38

(Jacek Świerczyński)
Reklama













Komentarze