• 29 grudnia zaśpiewałeś koncert urodzinowy. Ile to lat?
- Ha, czterdzieści cztery lata.
• A „Akustycznie” to która solowa płyta?
- Czwarta.
• Jesteś z Lublina?
- Tak, od urodzenia.
• Korzenie rodzinne?
- Po mamie to Urzędów, który właśnie otrzymał prawa miejskie. Po ojcu: Opole Lubelskie.
• Edukacja?
- Szkoła podstawowa nr 15 w Lublinie, potem liceum im Stanisława Staszica, klasa o profilu matematyczno-fizycznym z ukierunkowaniem na informatykę, ekonomia na UMCS.
• Jak trafiłeś do Teatru Gardzienice?
- Grałem w pierwszym składzie Orkiestry św. Mikołaja, kiedy zajmowaliśmy się piosenkami łemkowskimi. Właśnie z orkiestry trafiliśmy na warsztaty do Gardzienic. Warsztaty się skończyły, ja zostałem współpracownikiem teatru. Śpiewałem w chórze, w przedstawieniach „Żywot protopopa Awwakuma” i „Carmina Burana”, trochę grałem na wiolonczeli, jeździłem ze spektaklami po świecie. Brałem udział w wyprawach na Huculszczyznę i Polesie.
• A Grupa Chwilowa?
- To był czas przed zawiązaniem się Lubelskiej Federacji Bardów. Krzysztof Borowiec, twórca teatru i reżyser spektakli, przez 10 lat chodził z „Albumem rodzinnym” w torbie. Poemat napisał Michał Bronisław Jagiełło. W tym albumie zamiast zdjęć są krótkie wierszyki opisujące losy Polaków, które można ująć w zdaniu: z Polski do Polski przez granicę. Rzecz dzieje się przed wojną, w czasie wojny i po wojnie. Powstała z tego śpiewogra pod kierownictwem Borowca. Wystąpiło trzech śpiewaków i grajek. Grajkiem był Vidas Švagždys, śpiewakami: Igor Jaszczuk, Jan Kondrak i ja. To cała historia.
• Która zrodziła Lubelską Federację Bardów?
- Jak już spotkaliśmy się w jednym przedsięwzięciu, to okazało się, że mamy wspólny język. Czemu by nie połączyć sił? Chwilowy pomysł przetrwał do dziś. Dzięki publiczności, która o tym zadecydowała.
• Pierwsza solowa płyta?
- „Trolejbusowy batyskaf”. Nagrałem ją równo 20 lat temu. Dlatego 16 kwietnia w Filharmonii Lubelskiej zagram z pierwszym składem Grupy Niesfornych. Gościnnie wystąpi Jagoda Naja, która również na śpiewa na płycie. Bardzo się na ten koncert cieszę i zapraszam.
• Skąd tytuł płyty?
- Kiedy pisałem piosenkę „Trolejbusowy batyskaf” nie znałem utworu Bułata Okudżawy: „Ostatni trolejbus”. Ale moje myślenie szło podobnym torem. U niego to łódź, prom północny, który zbiera rozbitków po Moskwie. Mój trolejbusowy batyskaf płynie pod wodą, przez zatopione miasto, jak przez ruiny Atlantydy. Stare Miasto w Lublinie było wtedy w ruinie. Trolejbus przepływał przez obecny deptak, zbierał ludzi i zawoził do domów. Zapewniał szczęśliwe zakończenia dnia. A batyskaf? Służył do badań głębinowych. Zresztą, wcześniejsze trolejbusy marki Skoda żywcem przypominały podwodną łódź.
• Druga płyta?
- Nosiła tytuł „Dziesięć pięter”. Tytułowa piosenka opowiada o samotności na przykładzie życia w bloku. Będąc dzieckiem wakacje spędzałem w Urzędowie. Tam spotkałem się z innym pojęciem sąsiedztwa. Każdy był z każdym w jakiś sposób skoligacony. Jak to na wsi: na porządku dziennym były kłótnie o miedzę, ale jeśli przyszło co do czego, zawsze można było na sąsiada liczyć. Takiej wspólnoty nie czułem, żyjąc w wieżowcu. Na moim piętrze mieszkał bohater filmu „Carte Blanche” - o czym dowiedziałem się po latach. Spotykaliśmy się w windzie.
• Trzecia płyta?
- „Elektryczny sweter”. Płyta bardziej zelektryfikowana (organy Hammonda, gitary elektryczne, piano Rhodes, mocne bębny) dynamiczna i rozbudowana aranżacyjnie.
• I najnowsza płyta „Akustycznie”, która lada moment pojawi się w sklepach muzycznych.
- Jest bardziej oszczędna. Powstała z tęsknoty za tym, żeby pokazać piosenkę w jej najprostszej, naturalnej formie, bez „Photoshopa”. Muzycznie jest zapisem koncertu, który zagraliśmy w studiu Radia Gdańsk, w akustycznym i kameralnym składzie. Katarzyna Wasilewska zagrała na skrzypcach i zaśpiewała, Jakub Niedoborek - mistrz gitary flamenco - zagrał na różnych instrumentach strunowych: oud, bandżo, ukulele, bałałajka, gitara klasyczna, a ja zaśpiewałem i zagrałem na swojej gitarze.
• Otwiera płytę tekst o narodzinach, zamyka o śmierci.
- Tak. Pierwszy tekst jest o narodzinach i miłości do dziecka, ostatni - także o miłości, w której przegląda się śmierć. Piosenkę „Zanim pożeglujesz kołyską” napisałem 10 lat temu, kiedy mój synek był taki maleńki. Wydała mi się wtedy zbyt sentymentalna, zbyt osobista, teraz za to pasuje do intymnej i kameralnej płyty „Akustycznie”. Piosenka „Tautologie” znalazła się na płycie rzutem na taśmę. Otóż, kiedy zamykałem już listę utworów, przydarzył mi się wieczór autorski, w którym ja śpiewałem swoje piosenki, a Beata Golacik (pseudonim Kalina Kowalska) mówiła swoje wiersze. W tym „Tautologię” właśnie. W jej wersji był to wiersz żeński. Bardzo mi się spodobał. Zapytałem, czy mogę go zmodyfikować i zaśpiewać jako mężczyzna. Dostałem zgodę i tak powstała piosenka.
• „Akustycznie” to nowe utwory, ale także te znane, osłuchane.
- Utwory „Raz na walcu” i „Trolejbusowy batyskaf” zostały odświeżone na potrzeby akustycznej płyty. Do piosenki „Tylko misie” napisałem utwór do pary - „A może jednak by się”.
• Byłeś gościem Artura Andrusa w „Trójce” zapraszając do posłuchania płyty.
- Tak, w „Akademii Rozrywki”, owszem. Z Arturem jesteśmy zaprzyjaźnieni od wielu lat, zdarzyło się nawet, że Artur i Andrzej Poniedzielski śpiewali w duecie moją piosenkę.
• Za moment zagrasz nową płytę w Lublinie.
- 20 stycznia w Teatrze Starym. Koncert jest zatytułowany „A może jednak by się”. Zagramy w składzie z płyty. Będzie też gość specjalny: Jarosław Spałek grający na trąbce i flugelhornie, muzyk, z którym współpracowałem już 20 lat temu i z którym cały czas utrzymuję kontakt.
• Pierwsza i ostatnia piosenka z płyty „Akustycznie” będzie na pewno?
- Pierwsza będzie też z ważnego powodu. Piątą osobą, która pojawi się na koncercie będzie mój starszy syn, Michał Andrzejewski, który ma obecnie 13 lat. Trochę już z kołyski wyrósł. Zagra na fortepianie. Zapraszam.













Komentarze