Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Rynek sztuki w Lublinie. Co kupują kolekcjonerzy, jacy artyści są popularni?

Rynek dzieł sztuki - zgodnie z definicją - dzieli się na dekoracyjny (kupiec szuka obrazu, który będzie pasował do nowej kanapy lub ładnie zaprezentuje się nad właśnie kupioną szafką), kolekcjonerski i inwestycyjny. Dzięki temu marszandzi, także ci lubelscy, nie odczuwają kryzysu. Wręcz przeciwnie. Rok 2015 przyniósł aż trzy rekordy sprzedaży dzieł sztuki na aukcjach publicznych.
Rynek sztuki w Lublinie. Co kupują kolekcjonerzy, jacy artyści są popularni?
Najdroższa sprzedaż, jaką pamiętam, to transakcja na ok. 20 tys. zł. – Łukasz Wiącek, kierownik Galerii Art

„Kobiety Algieru” Pablo Picassa wystawione w nowojorskim oddziale domu aukcyjnego Christie’s zlicytowano za 179 milionów dolarów. Drugi, pod względem otrzymanej ceny „Akt leżący” Amedeo Modiglianiego zlicytowano za 170 mln dolarów. Łączny zysk z historycznej aukcji „Looking Forward to the Past” wyniósł natomiast 705 milionów dolarów. Czy w światowych aukcjach dzieł sztuki biorą udział Lublinianie?

Akwarele miasta

- Oczywiście. Wprawdzie, co zrozumiałe, nie mogę podawać konkretnych nazwisk, ale wielu mieszkańców Koziego Grodu kupuje nie tylko na polskich największych aukcjach sztuki, ale jest też stałymi klientami największych domów aukcyjnych w Londynie, czy w Nowym Jorku - mówi Łukasz Wiącek, kierownik Galerii Art, najdłużej funkcjonującej w Lublinie galerii sprzedażowej należącej do lubelskiego okręgu Związku Polskich Artystów Plastyków, który działa od 1956 roku.

Pieniądze na kupno sztuki są. W ubiegłym roku skarbówka podała, że na Lubelszczyźnie mieszka ponad 400 milionerów. Najbogatszy Lublinianin w 2014 r. zarobił 15 mln zł. Co najchętniej kupują?

- To trudno jednoznacznie stwierdzić - przyznaje Łukasz Wiącek. - Lublinianie sięgają zarówno po dzieła sztuki współczesnej jak i klasyczne martwe natury czy pejzaże. Dużym zainteresowaniem cieszą się jednak nieprzerwanie akwarele miasta. To przykład prac typowo podarunkowych, a zatem stosunkowo tanich. I one jednak mogą być niezwykle ciekawymi pracami, o które bić będą się kolekcjonerzy, a których cena jest bardzo wysoka.

Roztocze na prezent

Przykładem są nokturny Lublina autorstwa Artura Przybysza. Doskonale „sprzedają się” także inni lubelscy artyści. To Zbigniew Olszewski (malarstwo), Olena Gaidamaka (grafika), Paulina Góra (malarstwo) czy Valeriia Iesalova (malarstwo). Dobre „notowania” ma także pochodząca z Lublina, a mieszkająca w Paryżu Grażyna Mosiądz.

- Lublinianie równie często co po klasyczne pejzaże sięgają także po malarstwo nowoczesne. Przekrój jest bardzo zróżnicowany. Dlatego każda galeria stara się dotrzeć ze swoją ofertą do indywidualnego odbiorcy - przyznaje Wiącek.

- Od pewnego czasu zauważam większe zainteresowanie sztuką przedstawiającą, czyli odwzorowującą rzeczywistość - mówi Anna Kuśmierz, właścicielka galerii sztuki Witryna. - Proponujemy jednak prace wykonane w różnych stylistykach i różnych autorów. Zapotrzebowanie na sztukę jest bowiem bardzo indywidualną kwestią. Jako prezenty często kupowane są akwarele z architekturą Lublina, czy pejzażami Roztocza. Coraz częściej, jako prezent na chrzest czy ślub, wybierane są wykonane współcześnie obrazy o tematyce religijnej utrzymane w klimacie renesansu. To zupełnie inna jakość niż masowo produkowane obrazki kupowane w sklepach z dewocjonaliami. „Prawdziwe” obrazy są przepiękne, jednorazowe i stanowią lokatę kapitału.

20 tysięcy

Dlatego też kryzysu w lokalnej branży nie widać. Nie dość, że istniejące już galerie prężnie funkcjonują, to wciąż pojawiają się kolejne.

- Kryzys na rynkach finansowych sprawia, że dzieła sztuki jawią nam się dziś jako lokata kapitału. Ludzie chcą kupować i sprzedawać z zyskiem np. przy przejściu na emeryturę - tłumaczy Wiącek. - Dzieła sztuki sprzedawane w galeriach handlowych sprzedażowych zawsze są tańsze: to na licytacjach aukcyjnych poprzez „podjudzanie” aukcjonera prowadzącego licytację padają rekordy. Najdroższa sprzedaż, jaką pamiętam, to transakcja na ok. 20 tys. zł.

W Witrynie największa transakcja to ok. 10 tys. zł. Sztuka z lubelskich galerii nie jest bowiem niezwykle kosztowna. Małe akwarele to wydatek rzędu 100 zł. Grafiki 200-300 zł. Oleje od 500 zł. Cena zależy nie tylko od wielkości pracy, czy zastosowanej techniki, ale także od nazwiska artysty. Jaka by jednak nie była początkowa cena takich prac, może jednak znacznie zwyżkować dzięki ciężkiej pracy posiadacza dzieła. Wystarczy, że posiadany obraz pokażemy kuratorom i zaczniemy go wypożyczać na wystawy indywidualne, czy tematyczne. Praca będzie pokazywana w katalogach wystaw i internecie. Być może zainteresują się nią także media. Przełoży się to bezpośrednio na wzrost jej wartości.

- Wprawdzie, co zrozumiałe, nie mogę podawać konkretnych nazwisk, ale wielu mieszkańców Koziego Grodu kupuje nie tylko na polskich największych aukcjach sztuki, ale jest też stałymi klientami największych domów aukcyjnych w Londynie, czy w Nowym Jorku - mówi Łukasz Wiącek, kierownik Galerii Art, najdłużej funkcjonującej w Lublinie galerii sprzedażowej.

Rokujący na zwyżki

- Najlepszy przykład tego zjawiska to „Pomarańczarka” Gierymskiego - dodaje Wiącek. - Wokół tego dzieła narosła już swoista magia. Rozpisywały się o nim nie tylko branżowe periodyki, ale i media ogólnopolskie. Pisano o jej zaginięciu, odzyskaniu, renowacji i wystawach. Dzięki temu praca stała się najbardziej rozpoznawalnym dziełem tego artysty. Bezpośrednio przełożyło się to też na cenę. „Pomarańczarka” jest jednym z droższych dzieł, co zawdzięcza właśnie swojej medialnej popularności.

Takimi „rokującymi na zwyżki” artystami na rynku lubelskim są m.in. Stasys Eidrigevicius, Robert Żybura, czy Zbigniew Nowosadzki. - Zawsze znajdzie się też chętny na obrazy całej rodziny Kossaków, czy szkoły monachijskiej: Brandta, Simmlera, czy Wierusz-Kowalskiego. Nabywcy chętnie sięgają też po Fałata, Wyczółkowskiego i Stanisławskiego - wylicza Anna Paschke, właścicielka Salonu Sztuki Dawnej „Antyk” i dodaje, że to moda nie tyle lubelska, co ogólnopolska.

Trudny teren

Kto najczęściej kupuje sztukę? Anna Paschke pracuje w zawodzie od 25 lat. Przyznaje, że w tym czasie pozyskała wielu dobrych stałych klientów, którzy przez wiele lat uzupełniali swoje kolekcje. O nowych klientów jest trudniej.

- Przez lata zniknęli klienci średniozamożni. Pojawili się za to klienci inwestycyjni. To najczęściej młodzi jeszcze, ale już dobrze zarabiający ludzie. Miłośników sztuki kochających piękno zastępują więc niejako osoby chcące świadomie zainwestować np. w porcelanę kolekcjonerską, bo to jest w dobrym guście - tłumaczy Paschke. - Lublin jest jednak trudnym miejscem do handlu sztuką. Po pierwsze: to miasto budżetowe i mieszkańcy mają ograniczone środki finansowe. Nie ma tutaj też mocnej tradycji mieszczańskiej. To teren rolniczy, którego mieszkańcy przez wieki myśleli o innych rzeczach niż dzieła sztuki.

- Ale i u młodych ludzi, których rodzice regularnie pojawiali się w galeriach i kupowali dzieła sztuki jest najczęściej miłość do obrazów czy rzeźby - zauważa Agnieszka Kuśnierz. - Przychodzą i kupują prace do swoich domów. Niektórzy mają pieniądze. Inni pytają o możliwość rozłożenia płatności na raty. W miarę możliwości staramy się iść im na rękę.

Giełda i kolekcje

Ale lubelski rynek sztuki to nie tylko galerie. Wielu kolekcjonerów z zamiłowaniem odwiedza giełdę staroci, która odbywa się w ostatnią niedzielę miesiąca na Starym Mieście.

- Lubelskich kolekcjonerów znamy bardzo dobrze i wiemy do kogo dzwonić, gdy mamy konkretny przedmiot. Ktoś zbiera stare lampy naftowe, inny lubuje się w porcelanie, a ktoś inny w obrazach marynistycznych, czy secesyjnych figurkach z brązu - mówi jeden ze sprzedawców, którzy do Lublina przyjeżdża z Krakowa. - Tworzą oni wielkie i bardzo cenne kolekcje. Niektóre warte setki tysięcy złotych. Do swoich zbiorów niechętnie dopuszczają jednak obcych. Nie ze względu na zazdrość, ale zwykły ludzki strach przed ewentualnymi kradzieżami.

Kolekcjonerzy najczęściej przechowują swoje skarby w domach. Niektórzy zamykają je w sejfach. Inni przyozdabiają nimi każdy centymetr mieszkania. Z elementami kolekcji rozstają się wyjątkowo niechętnie.
Zbiory sprzedają najczęściej dopiero spadkobiercy, którzy nie odziedziczyli pasji do rozbudowywania kolekcji i widzą w nich możliwość wzbogacenia się.


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama