Nikt nikomu nie życzył wesołych świąt
• Wigilia podczas okupacji: to był czas radości, czy też trauma wojny przytłaczała radość świąt?
- Wszystkie okupacyjne wigilie mają wymiar niezwykle emocjonalny, ale ta pierwsza, w 1939 roku, była niezwykle dramatyczna. Śledząc wspomnienia wyraźnie przebija się jeden wątek: społeczeństwo nie było przygotowane na porażkę. Spora część Polaków sądziła, że jeśli już nastała niemiecka okupacja, to będzie mieć charakter tej z 1915 roku. Pamiętajmy, że podczas I Wojny Światowej, w Wigilię na froncie zachodnim zawieszano działania wojenne, żołnierze wychodzili z okopów, dzielili się opłatkiem i śpiewali kolędy. Taki obraz funkcjonował w przestrzeni emocjonalnej. Sądzono, że ta okupacja będzie podobna. Nie bez podstaw. Gdy przyjrzymy się Lublinowi w roku 1915, wówczas pod okupacją wojsk CK, to działania wojenne nie dotykają bezpośrednio ludności cywilnej. Na Krakowskim Przedmieściu działają sklepy, toczy się życie towarzyskie, kulturalne, teatr wystawia, ludzie pięknie ubierają się. Wojna ma charakter cywilizowany, jeśli można użyć takiego sformułowania.
• A co dzieje się w roku 1939?
- Polityka niemieckiego okupanta w stosunku do ludności polskiej i żydowskiej jest niezwykle okrutna. W Wigilię roku 1939 jest już po aresztowaniach profesorów KUL. Wobec inteligencji polskiej realizowana jest brutalna polityka eksterminacji. Jest wiele przypadków nieludzkiego traktowania i zabijania Żydów. A zatem warunki są zupełnie odmienne. 15 października 1939 roku Hans Frank wydaje dekret o karze śmierci dla Żydów, którzy opuszczą granice getta. 31 października kolejnym dekretem Frank wprowadza karę śmierci niemal za wszystkie działania przeciwko Niemcom i III Rzeszy. Teraz dodajmy jeszcze jeden akcent. Wiele polskich rodzin traci swoich bliskich podczas Wojny Obronnej 1939 roku. Przestrzeń czasowa pomiędzy wrześniem a grudniem jest niezwykle krótka. Wciąż krwawiąca rana po przegranej wojnie, brak bliskich lub niepewność, co do ich losu, prowadzi do pewnej formy depresji. Towarzyszy temu lęk związany z przyszłością, podsycany przez niemiecki terror. Władysław Bartoszewski w swoich tekstach wspomina, że Wigilia miała miejsce 23 grudnia, bo 24 wypadał w niedzielę. Nie chodzi tylko o te przesunięcie czasowe, ale o fakt że Niemcy wprowadzają godzinę policyjną. Nie można sprawnie poruszać się po ulicach. Przywołany prof. Bartoszewski wspomina, że pasterki miały miejsce 25 grudnia rano. Oczywiście była to furtka, umożliwiająca obejście tych niemieckich restrykcji.
Zresztą te pierwsze święta pod okupacją niemiecką przebiegną pod znakiem np. egzekucji w Warszawie. Za śmierć dwóch podoficerów, Niemcy, w nocy z 26 na 27 grudnia, dokonują egzekucji ponad 100 osób. To wydarzenie rezonuje na cały kraj. Śmierć jest na porządku dziennym. Okupacja niemiecka nie ma nic wspólnego z czasem I wojny. Wyobraźmy sobie zatem, że na tym pustym miejscu dla wędrowca nie ma bliskiej, wciąż oczekiwanej osoby, dodajmy do tego depresję związaną z porażką, na którą Polacy nie byli przygotowani. Zatem ta pierwsza okupacyjna Wigilia była niezwykle przygnębiająca. Traumę pogłębia błyskawiczna porażka polskiej armii, która miała być tak mocna. A przy tym konsekwentnie realizowana przez Niemców polityka mordowania polskiej inteligencji, elity narodu, prowadzi do przygnębiających wniosków. Nie trzeba być wielkim profesorem, aby powiązać te fakty i dojść do wniosku, że okupant dąży do eksterminacji całego narodu. A poza tym śmierć zaczyna być na porządku dziennym, ta tragedia okupacji przychodzi szybko.
• Wciąż jednak Polacy żyją nadzieją. Liczą na rychłą wojnę na Zachodzie...
- Przy wigilijnych stołach na pewno panowała atmosfera oczekiwania na „ruch” wielkiej Francji wspieranej przez Brytyjczyków. Przecież 3 września mocarstwa wypowiedziały Niemcom wojnę. Dziś wiemy, że to była „dziwna wojna”, ale wówczas w umysłach Polaków żyła nadzieja ze lada moment ruszy wielka ofensywa na Zachodzie. Niestety: w kraju nikt nie wiedział, że 12 września w Fontainebleau podjęto decyzję o zaniechaniu kontrofensywy.
• Polaków przytłaczały także problemy dnia codziennego. Sklepy nie były pełne towarów jak wcześniej, a społeczeństwo nie mogło szybko przystosować się do realiów okupacyjnej codzienności.
- Poza ogromnym ciężarem psychicznym związanym z przegraną wojną 1939, Polaków gnębi codzienność. Ceny galopują, a ogromne trudności z aprowizacją stają się niezwykle uciążliwe. Karpia zastępuje mała rybka stynka. W 1940 roku choinka według cen urzędowych ma kosztować między 1 a 7 złotych, a na wolnym rynku osiąga kwotę 16 złotych. Tona węgla kosztuje 1000 złotych. To będą tak wysokie kwoty, że ludzie nie są w stanie dbać o pewną obrzędowość związaną z Wigilią. Brakuje wszystkiego, co skutecznie zabija magię i urok świąt.
Inaczej celebrowanie świąt wygląda w mieście, inaczej na wsi. Z pamiętników można wyłuskać relacje, że w jakiejś tam formule te dwanaście dań pojawiało się na stole. W mieście było to wprawdzie trudniejsze do osiągnięcia, a zatem liczono wszystko. Polacy radzą sobie w każdy możliwy sposób. Dlatego pojawiają się substytuty. Potrawy wigilijne są przyrządzane z soi, zamiast cukru i miodu do piernika trafia marchew, a jajka zastępuje proszek jajeczny. Na karpia czy szczupaka, bo taka była tradycja w II RP, nie ma oczywiście środków. Te ryby na czarnym rynku osiągają niebotyczne ceny. Lecz nieważny jest gatunek, ale ciężar gatunkowy symboliki dla Polaków żyjących podczas okupacji. Jeżeli nawet korzysta się z podłego substytutu, to jak głęboko w genotypie kulturowym Polaka jest ukorzeniona potrzeba uczczenia tego wyjątkowego dnia. I to jest fascynujące. Mimo brutalnej rzeczywistości okupacyjnej, wciąż jest tak ogromne przywiązanie do tradycji. I jeszcze jedno. Nikt nikomu nie życzył wesołych świąt. Tylko spokojnych. One nie mogły być wesołe.
• Jednak mimo tych dramatycznych doświadczeń Polacy potrafią przystosować się do nowych, brutalnych realiów?
- Kolejny rok nie jest lepszy. W 1940 roku kapituluje Francja, ale z licznych wspomnień bije jednak nadzieja. Wprawdzie upadła Francja, ale wciąż bije się Wielka Brytania. Ta wojna toczy się dalej. Podczas świąt Polacy jednoczą się w kilku wymiarach. W związku z godziną policyjną pasterki odbywają się następnego dnia rano, a zatem po wigilijnej wieczerzy rodziny są ze sobą przez całą noc. Siłą rzeczy trwają rozmowy o wojnie, o nadziejach, o wielkim oczekiwaniu. Ludzie modlą się o Polskę, o klęskę Niemiec.
• W tej tragicznej sytuacji puste miejsce przy wigilijnym stole nabiera szczególnego wymiaru?
- Szczególnie po 1943 roku, kiedy Niemcy nasilają terror. To puste miejsce nabiera szczególnego znaczenia. Historyk nigdy nie odkryje, czy gdybyśmy zapukali w grudniu roku 1943 to Kowalski przyjąłby nas. Jest jednak duża doza prawdopodobieństwa, co często przebija się w wspomnieniach zwykłych ludzi, że ten czynnik wpuszczania do domu był bardzo ważny. Pamiętajmy o jednym, że w tamtym czasie niezwykle ważny był wymiar religijności. W czasach okupacji ludzie żyją za pan brat ze śmiercią. Nikt nie jest pewny, że wychodząc rano z domu, wieczorem do niego wróci. Dlatego mogą bać się nie wypełnić pewnych nakazów religijnych, mając na względzie, że ich czas w każdym momencie może się wypełnić. Na pewno w czasie okupacji Polacy przejawiali większe poczucie braterskości. W naszym genotypie DNA mamy gen pomagania sobie w sytuacjach podbramkowych.
Podczas okupacji nie można o tym zapominać, że więcej było dobra niż zła. Historyk zawodowy oczywiście nie może nie powiedzieć o szmalcownikach, o wydawaniu Żydów. Wojna wywołuje patologie. Trzeba pamiętać, że społeczeństwo II RP było niezwykle rozwarstwione ekonomiczne. Ponad 80 proc. ludności mieszkało na wsi, a tylko 10 proc. tej części posiadało własność, to było wiadome, że wojna uruchomi pewne mechanizmy. Pamiętajmy jednak, że ta okupacja ma bardzo drastyczny charakter, a mimo to duża część społeczeństwa zachowuje twarz. Polacy nie żyją w państwie Vichy, tylko w brutalniej rzeczywistości niemieckiej okupacji. Ludzie zachowują godność także w niemieckich obozach koncentracyjnych. W grudniu 1940 roku Niemcy w Auschwitz-Birkenau pozwalają postawić choinkę, a pod nią składają martwe ciała. Proszę sobie wyobrazić jak dramatyczny, nieludzki jest to przekaz dla więźniów. Mimo to ci ludzie śpiewają kolędy.
• Jak ważny jest aspekt duchowości?
- Tego absolutnie nie można pominąć. Trzeba pamiętać, że to jest społeczeństwo bardzo religijne. Duchowość, poczucie wspólnoty religijnej ma kapitalne znaczenie w przetrwaniu okupacji. Rodziny jednoczą się wokół wiary cementowanej obrzędowością.
Nie ginie też polskie poczucie humoru. Polacy zmieniają słowa kolędy: „dzisiaj w Warszawie wesoła nowina, tysiąc bombowców leci do Berlina”. Ludzie organizują jasełka, gdzie wyśmiewają Hitlera. Wraz z zmieniającą się sytuacją na wojnie, szczególnie na froncie wschodnim, ta nadzieja rośnie.
• A jak wyglądała pierwsza Wigilia w wolnym Lublinie, w 1944 roku?
- Lublin jest miejscem, do którego ściąga wiele znamienitych uczonych z Lwowa, z Uniwersytetu Jana Kazimierza, z Politechniki czy Akademii Medycznej, z Wilna. Już we wrześniu 1944 roku uczeni w Bibliotece Łopacińskiego organizują wykłady dla ludności, konstytuują się lubelskie uczelnie. Dlaczego jest to tak ważne? Ci ludzie o wielkich autorytetach odbudowują polskie tradycje, a nie wizje komunistów. Sądzę, że te pierwsze święta nawiązują do naszych tradycji, mimo ogromnych problemów aprowizacyjnych. W Archiwum Państwowym zachowały się dokumenty mówiące o potężnych brakach żywności, odzieży, butów, wszystkiego. Mimo to ludzie wciąż życzyli sobie spokojnych świąt, bo wojna nadal trwa. Myślę, że te pierwsza święta były czasem wielkiej radości.
Nikt nikomu nie życzył wesołych świąt
• Wigilia podczas okupacji: to był czas radości, czy też trauma wojny przytłaczała radość świąt?
- Wszystkie okupacyjne wigilie mają wymiar niezwykle emocjonalny, ale ta pierwsza, w 1939 roku, była niezwykle dramatyczna. Śledząc wspomnienia wyraźnie przebija się jeden wątek: społeczeństwo nie było przygotowane na porażkę. Spora część Polaków sądziła, że jeśli już nastała niemiecka okupacja, to będzie mieć charakter tej z 1915 roku. Pamiętajmy, że podczas I Wojny Światowej, w Wigilię na froncie zachodnim zawieszano działania wojenne, żołnierze wychodzili z okopów, dzielili się opłatkiem i śpiewali kolędy. Taki obraz funkcjonował w przestrzeni emocjonalnej. Sądzono, że ta okupacja będzie podobna. Nie bez podstaw. Gdy przyjrzymy się Lublinowi w roku 1915, wówczas pod okupacją wojsk CK, to działania wojenne nie dotykają bezpośrednio ludności cywilnej. Na Krakowskim Przedmieściu działają sklepy, toczy się życie towarzyskie, kulturalne, teatr wystawia, ludzie pięknie ubierają się. Wojna ma charakter cywilizowany, jeśli można użyć takiego sformułowania.














Komentarze