Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Jak dobrze przeżyć kolędę? "Najsmutniejsze są chwile przed zamkniętymi drzwiami"

Rozmowa z ks. Piotrem Irackim, wikariuszem w Parafii pw. Świętej Rodziny w Lublinie, doktorantem na Wydziale Teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, autorem bloga sacerdos.pl. Ostatni wpis duchownego dotyczy wizyty duszpasterskiej.
Jak dobrze przeżyć kolędę? "Najsmutniejsze są chwile przed zamkniętymi drzwiami"
W ciągu mojej 12-letniej posługi duszpasterskiej odwiedziłem ok. 12 tys. rodzin. Pisząc ten poradnik chciałem zwrócić uwagę na istotę tego spotkania - mówi ks. Piotr Iracki, autor bloga sacerdos.pl

• Co skłoniło księdza do napisania na swoim blogu „10 krótkich rad jak dobrze przeżyć kolędę”?

– W internecie można znaleźć poradniki związane z wizytą duszpasterską. Wiele z nich jest napisanych przez ludzi, którzy „po kolędzie” nie chodzą i nie mają w tym zakresie żadnego doświadczenia. W ciągu mojej 12-letniej posługi duszpasterskiej odwiedziłem ok. 12 tys. rodzin. Pisząc ten poradnik chciałem zwrócić uwagę na istotę tego spotkania. Starałem się omówić punkty, które stanowią fundamenty tej wizyty, na przykład zaczynając od sprawdzenia kiedy jest wizyta, po zastanowienie się nad intencją wspólnej modlitwy.

• Czy miał ksiądz jakąś nieoczekiwaną sytuację albo nieprzyjemne zdarzenie podczas kolędy?

– Nie opowiadam innym, o tym co wydarzyło się podczas kolędy, zwłaszcza jeśli chodzi o rzeczy trudne czy smutne. Myślę, że niedobrze byłoby, gdyby pewne rodzinne sprawy zostały upublicznione. Poza tym nas, kapłanów, obowiązuje tajemnica duszpasterska. Ale mogę powiedzieć o sympatycznych sytuacjach. Historie ludzi, ich sprawy: te radosne jak i chwytające za serce, są okazją do wielu przemyśleń. Na wizytę duszpasterską bardzo często czekają dzieci. Pokazują zabawki, przygotowują rysunki. Mam całą teczkę ich prac, które otrzymałem w prezencie podczas kolędy. Takie spotkania bardzo dobrze wspominam.

Najsmutniejsze są chwile przed zamkniętymi drzwiami, gdy słychać odgłosy przy wizjerze, natomiast brak jest komuś odwagi, by otworzyć i podziękować za wizytę. Z nieoczekiwanych sytuacji to do dziś wspominam wizytę i długą rozmowę w mieszkaniu po generalnym remoncie, przy talerzyku z mandarynkami i jednej wiszącej żarówce. Było prosto i skromnie, ale okoliczności nie przeszkodziły gospodarzowi by się spotkać.

• Jakich tematów podczas wizyty duszpasterskiej powinno się unikać?

– Myślę, że powinno unikać się tematów związanych z polityką i pieniędzmi. Ja staram się też nie pytać o osobiste sprawy związane na przykład ze zdrowiem; chyba, że ten temat pojawia się na przykład w związku z intencją modlitwy, o którą pytam przez rozpoczęciem wspólnej modlitwy. Większość osób, które odwiedziłem po kolędzie, chce żebyśmy pomodlili się o zdrowie. Warto też unikać tematów, na które nie mamy większego wpływu. Skupienie na rodzinie, życiu sakramentalnym czy parafii jest zawsze budujące. Ja staram się unikać jak ognia obgadywania sąsiadów czy innych księży.

• A czy duchownym zdarza się popełnić jakiś nietakt podczas takiej wizyty?

– Zdarzają się takie sytuacje, zwłaszcza kiedy nie do końca zrozumiemy na przykład relacje między małżonkami, czy dziadkami a wnukami. Niestety czasem zdarza się, że z kartoteki, którą mamy przy sobie nie została wykreślona osoba zmarła, a ksiądz o tę osobę akurat zapyta. Poza tym myślę, że kapłani powinni nauczyć się lepiej słuchać i mieć większą cierpliwość do swoich parafian. Często po chwili rozmowy mamy pełniejszy obraz czyjejś sytuacji życiowej. Niestety wierni niekiedy nie rozumieją, że wizyta duszpasterska to nie wizytacja, odpytywanie. Od kilku lat zwykłem pytać o życie religijne, ostatnią spowiedź, świąteczną Komunię świętą. Często takie pytania są odbierane jako wtrącanie się w życie. Pytam raczej z troski, chcąc odwołać się do ich doświadczenia wiary, formacji duchowej. Bardzo często takie pytania otwierają drzwi do bardzo głębokiej, duchowej rozmowy. Szybko okazuje się, że gospodarze bardzo chcą żyć wiarą w Boga, ale nie wiedzą jak. Zwykle przez zaniedbanie. Kapłan na kolędzie jest kimś, kto może im wskazać drogę: zaprosić na kurs ewangelizacyjny, rekolekcje, modlitwę uwielbienia czy Mszę św. o uproszenie zdrowia. Pojawiają się łzy wzruszenia i ciche podziękowanie za poruszenie tej ważnej struny wiary w ich sercu. Często taka wizyta skutkuje decyzjami - o spowiedzi, chrzcie dziecka czy ślubie kościelnym.

• Lubi ksiądz zwierzęta? Kilka lat temu w innym wpisie na blogu napisał ksiądz, z przymrużeniem oka, o tym co lubi, a czego nie lubi na kolędzie.

– Oczywiście, że lubię. W moim rodzinnym domu w Kraśniku też były zwierzęta. W kontekście kolędy miałem na myśli sytuację podobną do tej, z którą spotyka się listonosz: czyli przenoszenie zapachów. Dlatego podczas wizyty duszpasterskiej staram się zwierząt nie dotykać. Znajomi kapłani opowiadali o sytuacji, gdy pies agresywnie zareagował na spotkanie z nową osobą - co było nawet dla właścicieli zaskoczeniem. Nie jestem jednak zwolennikiem zamykania psa w pokoju czy łazience, żeby przez całą wizytę drapał w drzwi.

• A ile powinna wynieść ofiara, przekazywana podczas kolędy?

– Ofiara jest absolutnie dowolna. Nie ma też żadnych stawek. Źle, gdyby były. Jeśli chodzi o przekazywaną ofiarę to uważam - podobnie jak ksiądz Wojciech Węgrzyniak - że to podziękowanie za całoroczną pracę w parafii, za kazania, spowiedzi, nabożeństwa, pracę duszpasterską z dziećmi czy młodzieżą. Ja problemu z „kopertą” nie mam. Tak jak moi znajomi księża, nigdy sam nie biorę ofiary ze stolika. Część pieniędzy zebranych podczas kolędy jest dysponowana zgodnie z wolą proboszcza i rady duszpasterskiej - co jest związane z potrzebami parafii. Część trafia na utrzymanie kurii i dzieł diecezjalnych, zaś pozostała kwota jest dzielona między kapłanów w parafii. Co do statystyk, to w Lublinie wierni przekazują zwykle od 10 do 100 zł. Można też przelać na konto parafii jako darowiznę, by otrzymać odpis od podatku. Może zdarzyć się też tak, że w budujących się parafiach całość ofiar jest przekazywana na budowę kościoła. W jednej z polskich diecezji kapłani mają zakaz zbierania ofiar na kolędzie. Myślę, że kwestia datku jest trochę tematem zastępczym. Ja na kolędzie wolę rozmawiać o wierze, wspólnocie parafii, życiu sakramentalnym.

• A czy zdarzyło się księdzu nie przyjąć ofiary?

– Tak i to nie raz. Czasem są o to nawet „kłótnie” z domownikami, którzy nalegają aby wziąć kopertę. Zdarzyło się mi czy innym księżom nie przyjąć datku ze względu na trudną sytuację materialną czy ciężką chorobę gospodarza.

• Co skłoniło księdza do napisania na swoim blogu „10 krótkich rad jak dobrze przeżyć kolędę”?

– W internecie można znaleźć poradniki związane z wizytą duszpasterską. Wiele z nich jest napisanych przez ludzi, którzy „po kolędzie” nie chodzą i nie mają w tym zakresie żadnego doświadczenia. W ciągu mojej 12-letniej posługi duszpasterskiej odwiedziłem ok. 12 tys. rodzin. Pisząc ten poradnik chciałem zwrócić uwagę na istotę tego spotkania. Starałem się omówić punkty, które stanowią fundamenty tej wizyty, na przykład zaczynając od sprawdzenia kiedy jest wizyta, po zastanowienie się nad intencją wspólnej modlitwy.

• Czy miał ksiądz jakąś nieoczekiwaną sytuację albo nieprzyjemne zdarzenie podczas kolędy?

– Nie opowiadam innym, o tym co wydarzyło się podczas kolędy, zwłaszcza jeśli chodzi o rzeczy trudne czy smutne. Myślę, że niedobrze byłoby, gdyby pewne rodzinne sprawy zostały upublicznione. Poza tym nas, kapłanów, obowiązuje tajemnica duszpasterska. Ale mogę powiedzieć o sympatycznych sytuacjach. Historie ludzi, ich sprawy: te radosne jak i chwytające za serce, są okazją do wielu przemyśleń. Na wizytę duszpasterską bardzo często czekają dzieci. Pokazują zabawki, przygotowują rysunki. Mam całą teczkę ich prac, które otrzymałem w prezencie podczas kolędy. Takie spotkania bardzo dobrze wspominam.

Najsmutniejsze są chwile przed zamkniętymi drzwiami, gdy słychać odgłosy przy wizjerze, natomiast brak jest komuś odwagi, by otworzyć i podziękować za wizytę. Z nieoczekiwanych sytuacji to do dziś wspominam wizytę i długą rozmowę w mieszkaniu po generalnym remoncie, przy talerzyku z mandarynkami i jednej wiszącej żarówce. Było prosto i skromnie, ale okoliczności nie przeszkodziły gospodarzowi by się spotkać.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama