Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zwyczajnie nie chcemy łupków obok siebie

Wczoraj Czarnobyl, dzisiaj Chevron – pod takimi hasłami protestują mieszkańcy gminy Żurawlów. Nie chcą, by amerykański koncern szukał u nich gazu łupkowego. Ustawili traktory i od poniedziałku blokują wjazd na teren przyszłej wiertni.
Zwyczajnie nie chcemy łupków obok siebie
(Jacek Szydłowski)
– Boimy się, że jeśli ruszą wiercenia, dojdzie do zatrucia wody, mogą też wyschnąć studnie – mówi Emil Jabłoński, sołtys Żurawlowa w gm. Grabowiec. – Rozwój przemysłu zagraża prowadzeniu gospodarstw. Zatrują środowisko i nikt nie kupi naszych produktów. U nas są ziemie I i II klasy. Po co pchać się tu z odwiertami?

Sporna działka

Podobnego zdania jest większość mieszkańców Żurawlowa. W poniedziałek blisko sto osób zablokowało wjazd na pole, wydzierżawione przez firmę Chevron.

Koncern przysłał na miejsce ekipę, która miała ogrodzić działkę. Nie udało się. Protestujący zablokowali traktorami dojazd do pola. Nie pozwolili robotnikom wyładować materiałów. Doszło do przepychanek, interweniowała policja. Na szczęście, obyło się bez poważniejszych incydentów.

Na spornej działce od poniedziałku dyżurują pracownicy firmy Chevron, ekipa, która ma postawić ogrodzenie oraz kilku ochroniarzy. Tuż obok przez cały czas pikietuje kilkudziesięciu mieszkańców wsi.
– Firma nie powinna grodzić działki, bo nie ma prawa na postawienie wiertni. Tymczasem, płot to integralna część tej inwestycji – przekonuje Jabłoński. – Chevron może prowadzić tylko badania sejsmiczne. Takie informacje uzyskaliśmy w Ministerstwie Środowiska.

Blokada w Żurawlowie trwa dzień i noc. Każda ze stron, uzbrojona w kamery i telefony, filmuje poczynania swoich przeciwników. Porządku pilnuje policja. Mimo to co jakiś czas dochodzi do utarczek między protestującymi a ekipą dyżurującą na polu.

Łupki nas wykończą

Uczestnicy blokady przekonują, że poszukiwania i wydobycie gazu łupkowego niesie ze sobą same zagrożenia. Obawy budzi m.in. proces szczelinowania. Polega on na wtłaczaniu w skały mieszanki wody, piasku i chemikaliów. Wszystko odbywa się na głębokości ok. 3500 metrów.

– Nie wiadomo, czy po latach ta cała chemia nie przedostanie się na powierzchnię – przekonuje pan Andrzej, uczestnik blokady. – Czytałem, że skutki wierceń odczuwalne są nawet kilkanaście kilometrów od samej wiertni. U nas jest spichlerz Polski, doskonała woda i ziemia.

Zdaniem protestujących, rozwój branży wydobywczej wszystko zniszczy.

– Żeby to się opłacało, trzeba wykonać tysiące odwiertów – dodaje pan Andrzej. – W USA, na koncesji o podobnej wielkości, firma wykonała 6400 odwiertów. Ja sobie tego u nas nie wyobrażam.

Nasze miejsce, nasz dom

Mieszkańcy zarzekają się, że zrobią wszystko, żeby nie dopuścić do wierceń.
– To jest nasze miejsce, nasz dom i będziemy go bronić – dodaje Alicja Makuch, uczestniczka pikiety. – Obawiamy się, co będzie za 20 czy 50 lat. Nie chodzi o nas, ale o nasze dzieci i wnuki. Jak ruszą wiercenia, to nie będą mieli czym karmić i poić bydła. Ludzi są tu ze sobą zżyci. Nie pozwolimy zamienić tego miejsca w pustynię.

Protestujący twierdzą, że rozwój branży wydobywczej nie tylko zatruje wodę. Nie podoba im się również hałas, jaki mają powodować generatory przy wiertni. Boją się również zapachu cieczy wykorzystywanej do wierceń. Obawiają się, że zanieczyszczone płyny będą trafiały do pobliskich rzek.

– My sporo wiemy, mamy informacje z różnych źródeł – wyjaśnia Jabłoński. – Też się szkolimy. Nikt nas nie sponsoruje. Żaden Gazprom. Zwyczajnie nie chcemy łupków obok siebie.

Nie ma rozmowy

Obie strony okopały się na swoich pozycjach. Mieszkańcy nie zamierzają negocjować z firmą, jeśli jej przedstawiciele nie opuszczą spornego pola. Koncern również nie pali się do negocjacji.
– Jeśli chodzi o rozmowy – z uczestnikami protestu w Żurawlowie spotykaliśmy się już wielokrotnie – kwituje Grażyna Bukowska, rzecznik Chevron Polska.

Niestety, komunikacja na linii inwestor – mieszkańcy, zawiodła.

– Firma zorganizowała spotkanie w styczniu. Przywieźli jedzenie, ustawili mikrofony, ale jak zobaczyli dziennikarzy, to uciekli – wspomina Henryka Bernard, uczestniczka blokady. – Nic nam nie wyjaśnili, tylko sobie poszli. Potem zabrali też jedzenie, bo przecież nikt go nie tknął. Chyba myśleli, że nas tym przekupią…

Protestujący twierdzą, że firma zachowuje się arogancko i lekceważy ich na każdym kroku.
– Jeśli już się z nami spotykają, to recytują tylko gotowe formułki – dodaje Alicja Makuch. – Jak zadajemy trudniejsze pytania, o to, jakie będą skutki wydobycia po 20 czy 50 latach, to już nie ma rozmowy. Chevron się z nami nie liczy i nie słucha naszych argumentów. Nie chcemy ich tutaj.
Mieszkańców rozsierdziła nie tylko postawa firmy. Skarżą się również na polityków.

– Poseł Arkadiusz Bratkowski powiedział nam kiedyś, że jak przez łupki zabraknie nam wody, to będą nam ją dowozić w beczkach – wspomina Makuch. – Jak pytaliśmy o degradację terenów stwierdził, że mają już dla nas inne miejsce. Kim my jesteśmy, żeby tak nas traktować?

– To bzdura. Złośliwość ludzka nie zna granic – komentuje Arkadiusz Bratkowski, europoseł z PSL. – Nigdy niczego takiego nie mówiłem. Podczas oficjalnych spotkań byli naukowcy i przekonywali, że przy zachowaniu odpowiednich wymogów technologicznych, poszukiwanie gazu nie stwarza zagrożenia. Sam mieszkam w gminie Miączyn, gdzie też bada się łupki. Nie zamierzam się wyprowadzać. Moim zdaniem, rozwój tej branży to szansa na rozwój.
Gmina nie pomoże

Policja pojawiła się na miejscu blokady już pierwszego dnia. Doszło wówczas do przepychanek. Poszkodowani byli po obu stronach, ale nikt nie złożył oficjalnego doniesienia. Profilaktycznie, mundurowi są na miejscu przez cały czas. Przyznają jednak, że poza pilnowaniem porządku niewiele można zrobić.

– Nie jesteśmy tu stroną. Blokada nie odbywa się na drodze publicznej, więc nie ma podstaw do interwencji – wyjaśnia Joanna Kopeć, oficer prasowy komendy w Zamościu. – Protest toczy się na drodze gminnej, ale wójt nie podjął decyzji o likwidacji blokady. Ta sprawa jest w gestii lokalnego samorządu.

– Najlepiej zrzucić wszystko na nas – mówi Tadeusz Goździejewski, wójt gminy Grabowiec. – Trudno połączyć wodę z ogniem. Próbowaliśmy rozmawiać z obiema stronami, ale bez skutku. Każdy stawiał warunki i nie mogło dojść do porozumienia. Obie strony stoją na skrajnych stanowiskach.

Organizacja

Wójt przyznaje jednak, że firma może ogrodzić wydzierżawioną działkę.
– Mają odpowiednie dokumenty – przyznaje Goździejewski. – Każdy, kto ma tytuł prawny do terenu, w tym przypadku dzierżawca, może postawić na nim ogrodzenie. Bez względu na rodzaj prowadzonej działalności.

To teoria, bo jakakolwiek próba rozładowania materiałów na działce, spotyka się z natychmiastową reakcją protestujących. Nic nie wskazuje na to, by mieszkańcy mieli odpuścić.

– Jesteśmy coraz lepiej zorganizowani – przyznaje Jabłoński. – Mamy już wojskowy namiot, w którym wyświetlaliśmy filmy. Głównie dotyczące wydobycia gazu łupkowego. Jest też kuchnia polowa. Kucharz przygotowuje dla wszystkich zupę, kawę i herbatę. Mamy też stoły, więc jest wygodnie.

Działamy zgodnie z przepisami

Przedstawiciele firmy Chevron są oszczędni w komentarzach. Nie siadają do rozmów z protestującymi. Zapewniają też, że mogą szukać gazu zgodnie z prawem.

– Koncesja jest ważna do 6 grudnia 2013 – dodaje Bukowska. – Chevron ma wszystkie pozwolenia, które są konieczne do tego, aby ogrodzić wydzierżawiony przez nas teren. Działamy zgodnie z przepisami.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama