Niewiele zabrakło, a piłkarze Tomasovii zapunktowaliby w trzecim meczu z rzędu. W środę długo prowadzili w Dębicy z tamtejszą Wisłoką, ale w końcówce stracili dwie bramki i ostatecznie przegrali 1:2.
Po dwóch kolejnych zwycięstwach nadzieje na utrzymanie III ligi dla Tomaszowa Lubelskiego odżyły. Tym bardziej, że po pierwszej połowie zaległego spotkania w Dębicy, to niebiesko-biali prowadzili 1:0. W 23 minucie po akcji Arkadiusza Smoły i zagraniu wzdłuż bramki błąd popełnił jeden z obrońców gospodarzy, który przepuścił piłkę pod nogą. A z prezentu skorzystał Rafał Kycko. Przyjął sobie futbolówkę i bez problemów strzelił do siatki po długim rogu.
W 45 minucie Wisłoka miała świetną okazję, żeby doprowadzić do wyrównania i przy okazji podciąć rywalom skrzydła. Sebastian Fedan nie wykorzystał jednak rzutu karnego i to podopieczni Pawła Babiarza schodzili do szatni w bardzo dobrych humorach. Zresztą, po zmianie stron goście nadal trzymali się dzielnie.
Dopiero w samej końcówce miejscowi przechylili szalę na swoją stronę. Najpierw po stracie w środku pola Paweł Zygmunt dostał piłkę między dwóch stoperów i w sytuacji sam na sam z Łukaszem Bartoszykiem doprowadził do wyrównania. W tym momencie Tomasovia skoncentrowała się już tylko i wyłącznie na obronie remisu. I chyba niepotrzebnie, bo w końcówce straciła drugiego gola. Po stałym fragmencie gry udało się wybić piłkę raz, ale ta wróciła w pole karne, gdzie Tomasz Palonek jednak trafił na 2:1.
– Na pewno mamy duży niedosyt. Niepotrzebnie ratowaliśmy już remis przez te ostatnie kilkanaście minut. Mecz był wyrównany, a my dobrze się zaprezentowaliśmy. Wisłoka to taki zespół, który nie kalkuluje, tylko gra do przodu. Dzięki temu było kilka sytuacji zarówno z jednej, jak i drugiej strony. Myślałem, że skoro rywale nie wykorzystali karnego, to że już nam nie strzelą. Niestety, stało się inaczej – mówi Paweł Babiarz.
Szkoleniowiec przyjezdnych przyznaje też, że jeszcze przy stanie 1:1 miała miejsce kontrowersyjna sytuacja. – Jestem przekonany, ze Damian Chmura dostał łokciem w twarz. Arbiter nie dopatrzył się przewinienia, a to działo się w końcówce, w polu karnym przeciwnika, dlatego spotkanie mogło się potoczyć zupełnie inaczej. No cóż, przegraliśmy, chociaż mogliśmy wywalczyć punkt. Trzeba się jednak szybko pozbierać i powalczyć w sobotę przeciwko KSZO – dodaje trener Tomasovii.
Tomasovia: Bartoszyk – Pleskacz, Chmura, Skiba, Zozulia, Tsybulnyk, Słotwiński (79 Tomaszewski), Kycko (72 Doiteau), Smoła, D. Szuta, J. Szuta.
Żółte kartki: Król – Smoła, Słotwiński, Chmura.
Sędziował: Patryk Świerczek (Brzesko).
Znowu rozczarowanie
Ostatni z naszych zespołów, który w środę pojawił się na boisku zawiódł przed własną publicznością. Orlęta Spomlek mierzyły się z ostatnią w tabeli Wólczanką Wólka Pełkińska. Niespodziewanie spotkanie zakończyło się remisem 1:1
W weekend biało-zieloni trzy razy prowadzili w Tarnowie, ale zremisowali z Unią 3:3. W środę drużyna Mikołaja Raczyńskiego musiała za to gonić. Niespodziewanie to ekipa z Podkarpacia w 21 minucie wyszła na prowadzenie po bramce Denisa Dolinskiego. I do przerwy zanosiło się na dużą niespodziankę, bo goście utrzymali korzystny rezultat,
Gospodarze od razu po przerwie dokonali jednak trzech zmian i szybko udało się doprowadzić do wyrównania. Już w 55 minucie po podaniu Sebastiana Kaczyńskiego na 1:1 trafił Mateusz Ozimek. Do końca meczu pozostawało jeszcze sporo czasu i wydawało się, że Orlęta pójdą za ciosem. Niestety, nie udało się już zdobyć drugiej bramki i w Radzyniu Podlaskim musieli się zadowolić remisem.
Komentarze