Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Moje życie Za Cukrownią - cz. II

W klimacie lat sześdziesiątych- Historie naszych Czytelników

Jedyne przedszkole w okolicy mieściło się w obecnym „Lawendowym Dworku” przy ulicy Krochmalnej. Prowadziła je Cukrownia Lublin. Najbardziej zapamiętałem stamtąd trzy rowerki marki „Bałtyk”, do których ustawiała się kolejka chętnych - wspomina Zygmunt Grzechulski w drugiej części opowieści „Moje życie Za Cukrownią”.
W klimacie lat sześdziesiątych- Historie naszych Czytelników
Zdjęcia z budowy przejścia podziemnego pod Dworcem

Autor: Archiwum Zygmunt Grzechulski

Szkoła podstawowa mieściła się w budynku dawnego obozu przejściowego przy ulicy Krochmalnej 31. Jesienią 1960 roku przenieśliśmy się do pierwszej części nowej szkoły. To była jedna z pierwszych na Lubelszczyźnie szkoła tysiąclecia (od red: szkoły tysiąclecia, nazywane „tysiąclatkami” budowano na jubileusz 1000-lecia Państwa Polskiego, przypadającymi na 1966 rok. Hasło budowy „tysiąca szkół na Tysiąclecie Państwa Polskiego” rzucił Władysław Gomułka 24 września 1958 roku. Łącznie wybudowano w Polsce 1422 szkoły).

WYŻ DEMOGRAFICZNY

Każdy uczeń miał swój fartuszek, chłopcy oczywiście do pasa, z białym kołnierzykiem i tarczą na rękawie. Było to o tyle dobre, że w tamtych czasach nie bardzo było się czym chwalić, jeśli chodzi o ubiór. Pamiętam, że przez wszystkie siedem lat (kończyłem jeszcze siedem las) były równoległe trzy klasy, tyle było dzieci (od red: lata 60. to okres wyżu demograficznego, w szkołach było ogromne przeludnienie, w 1961 r. na jedną izbę lekcyjną przypadało prawie 74 uczniów). Uczniowie byli naprawdę z daleka – z obecnych Czubów i Górek Wrotkowskich, jak i z całej Krochmalnej i bocznych uliczek. Tylko nieliczne dzieci z młodszych klas odprowadzał do szkoły ktoś z dorosłych, a tak chodziliśmy sami. 

W połowie lat 60. przeżyliśmy dwie powodzie, najgorsza była w 1964 roku. Woda była tak wysoka, że pod tzw. „żelaznym mostem” kolejowym na Bystrzycy, na Wrotkowie, sięgała połowy wysokości - od obecnego poziomu wody, do dolnej konstrukcji obiektu. Zalane były tereny od rzeki do ciągu ulic Dzierżawnej i Ciepłej, a po uliczkach pływały wojskowe amfibie, pomagając mieszkańcom. U kolegi w domu, który znajdował się około 150 m od rzeki woda sięgała do żyrandola w pokoju. Wydarzenia te były przyczynkiem do budowy przyszłego Zalewu Zemborzyckiego.

OD SYRENY DO SYRENY

W rejonie ulicy Krochmalnej funkcjonowały takie zakłady jak: Cukrownia Lublin, Zakłady Cukrownicze „Pszczółka”, Zakłady Spirytusowe- Rektyfikacja, Drożdżownia, Lubelskie Fabryki Wag, Zakłady Przemysłu Ziemniaczanego, Wytwórnia Syropu Ziemniaczanego, Rejonowe Przedsiębiorstwo Melioracyjne, Kierownictwo budowy kanału Wieprz- Krzna. Na krańcu ulicy była Gazownia Miejska. To była typowa dzielnica przemysłowa. Niektóre zakłady były szczególnie uciążliwe dla środowiska – z Drożdżowni na ulicę Betonową wylewała się ogromna ilość piany o nieprzyjemnym zapachu, z Krochmalni w stronę kościoła św. Teresy przelewała się pulpa, a z Cukrowni przez całą wiosnę wywożono traktorami pozostałości z osadników, które oprócz nieprzyjemnego zapachu tworzyły chmurę kurzu. 

Dodać należy, że większość zakładów używała swoich syren zwiastujących rozpoczęcie i zakończenie pracy. W Cukrowni praca w okresie kampanii praca rozpoczynała się o godzinie 6.00, a kończyła o 15.00 i 18.00. W soboty Cukrownia pracowała od godziny 7.00. Syreny włączane były zatem o godzinie 6.00, 7.00, 15.00, i 18.00. Pewnego dnia syreny zamilkły. Powodem był konflikt kubański. Wszyscy mieszkańcy w wielkim niepokoju czekali na dźwięk tych syren, bo oznaczałby on powrót czasu pokoju. 

W naszej dzielnicy były cztery sklepy spożywcze, dwa mięsne, galanteria, gospodarstwo domowe, sklep warzywniak. Z tych sklepów do dzisiaj pozostał tylko jeden… Był też fryzjer, strzyżenie kosztowało 5 zł, a później 7 zł. 

Wspomnę jeszcze, jako znak tamtych czasów, kiosk „Ruchu” na rogu ulicy Krochmalnej i Włościańskiej. Na przełomie lat 50. i 60, kiedy zaczęła ukazywać się gazeta „Kurier Lubelski”, do kiosku w godzinach popołudniowych, przed przyjazdem samochodu „Łączności” z popołudniowym wydaniem tej gazety, ustawiała się długa kolejka mieszkańców. To się już dzisiaj raczej nie zdarza. 

NA DWORCU

Z tego okresu pamiętam również ciągniki traktorowe z budowy kanału, które ciągnęły trzy przyczepy. Były też ciągniki samochodowe „Tatra”, posiadające kierunkowskazy ramienne, które podnosiły się i opadały przy skręcie pojazdu. Benzyna kosztowała 4,50 zł i 5,50 zł, a olej napędowy 2,20 zł. Bilet komunikacji miejskiej kosztował 0,80 zł na autobus i 0,60 zł na trolejbus. Później w latach 70. zdrożał do 1,50 zł. 

Dworzec znajdował się na przedłużeniu ulicy Krochmalnej, a ja dobrze zapamiętałem podróże koleją. Na początku lat 60. pociągi osobowe w kierunku Rozwadowa były zestawiane z tzw. boczniaków. Wzdłuż wagonu ustawione były podwójne ławki, między którymi przechodził konduktor w trakcie jazdy. Trzy przedziały były ze sobą połączone, a dalej trzeba było wyjść na zewnątrz. I oczywiście przejścia z wagonu do wagonu odbywało się przez tzw. „breki”, co umożliwiało jazdę na otwartej przestrzeni. Oświetlenie w przedziałach było jeszcze gazowe, konduktor pod wieczór przechodził i zapalał światło w każdym przedziale. 

Przed dworcem były skrzyneczki z kwiatami, z których układano datę: dzień, miesiąc, rok. Przy wyjściu z peronów kolejarze zabierali wykorzystane bilety, co mnie, kilkuletniemu dziecku, bardzo się nie podobało i próbowałem je zatrzymać. Na początku lat 60. wybudowano przejście podziemne pod peronami. 

KULTURALNIE

Na ulicy Krochmalnej pod nr 9 było kino „Widok” z wejściem od sąsiedniego zabytkowego budynku. Pamiętam takie filmy jak „Pat i Patachon” czy „Flip i Flap”, ceny biletów nie były wygórowane – w granicach od 6 do 8 zł, ale i stan techniczny kina pozostawał wiele do życzenia. Później zlikwidowano kino „Widok” i otworzono kino „Kryształ” na ulicy Krochmalnej 13 (dziś jest tu sala gimnastyczna). Ciekawostką jest, że w takie „święta” jak 1 Maja i 22 Lipca na placu targowym przy zbiegu ulicy Piekarskiej i Przeskok, z dostosowanych do tego samochodów wyświetlane były filmy o dość banalnej fabule. Ale to kino także przyciągało ludzi. 

Warto też wspomnieć o istniejącej na przełomie lat 60.i 70. restauracji „Popularna” na końcu ulicy Krochmalnej. W początkowym okresie było tam dosyć schludnie, z podziałem na kawiarnię i restaurację. Wydaje się, że jej upadek nastąpił po otwarciu przy Placu Dworcowym nowej kawiarni „Piast” (obecnie to obskurny budynek), w której było naprawdę ładnie i ceny były przystępne, nawet jak na młodego człowieka, jakim wtedy byłem. Pod koniec swojej działalności w latach 80. „Popularna” była już bardzo podrzędnym lokalem. Została już tylko na zdjęciach. 

Zniknęły też dwa groby żołnierzy Armii Czerwonej, które stały na końcu ulicy Betonowej, przy ogrodzeniu Zakładów Ziemniaczanych przed przejazdem kolejowym. Na początku lat 70. już ich nie było. 

Wspomnienia Zygmunta Grzechulskiego

„Dziewczyny z Kaliny, chłopaki z Krochmalnej” Piszcie o swoich ulicach: [email protected]


Autor: archiwum autora

Autor: archiwum autora

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama