Każdego roku Polacy wydają na fajerwerki niemal miliard złotych. To potężny biznes, który od dziesięciu lat stale rośnie – mimo że rośnie również świadomość szkód społecznych i zdrowotnych, jakie za sobą niesie. Wystarczy zapytać lekarzy dyżurujących w sylwestra na SOR-ach. Oparzenia, urazy kończyn, uszkodzenia wzroku i słuchu to klasyka noworocznych statystyk. Centra miast po takich wystrzałowych balach wyglądają jak pola bitwy. I nigdy nie wiadomo, czy coś z pozostałości nie wypali jeszcze po wszystkim.
I to jest ta jaśniejsza strona sylwestrowych wystrzałów.
Bo jest jeszcze ta ciemniejsza – znacznie bardziej dramatyczna – nad którą nie mamy żadnej kontroli. Zwierzęta, zarówno domowe, jak i wolno żyjące, odbierają huk fajerwerków jako zapowiedź nadchodzącego zagrożenia. Instynkt każe im natychmiast uciekać. Uciekają panicznie, na oślep, byle dalej od niebezpieczeństwa. Jeśli nie zginą pod kołami samochodów, potrafią przebiec dziesiątki kilometrów i nigdy nie wrócić do swoich domów czy naturalnych siedlisk.
Głośne wybuchy i oślepiające światła wywołują u ptaków lęk i dezorientację. Spłoszone zrywają się do lotu i giną masowo, zderzając się z budynkami, liniami energetycznymi i innymi przeszkodami.
Właściciele zwierząt hodowlanych wiedzą, że tej nocy muszą szczególnie zabezpieczać stajnie i obory. Zwierzęta rwą się do ucieczki, gotowe sforsować każdą przeszkodę, gdy za płotem goście z miasta puszczają w niebo kolorowe fajerwerki. Dla nich to świetna plenerowa zabawa. Dla zwierząt na wsi – najgorszy koszmar.
Wybuch najgłośniejszych petard osiąga poziom dźwięku porównywalny ze startem odrzutowego samolotu, słyszanym z bardzo bliska. Psy mają słuch znacznie wrażliwszy niż ludzie. Noworoczne wystrzały potrafią go trwale uszkodzić.
Kiedy wreszcie zatrzymamy to bezsensowne szaleństwo?
W Sejmie leżą dwa poselskie projekty ustaw – Lewicy i Koalicji Obywatelskiej – w sprawie zakazu używania fajerwerków. W grudniu miała się nimi zająć sejmowa Komisja Nadzwyczajna ds. Ochrony Zwierząt, jednak prace się opóźniły po prezydenckim wecie tzw. ustawy łańcuchowej.
Niektóre samorządy wzięły sprawy w swoje ręce. Całoroczny zakaz odpalania fajerwerków, petard, ogni sztucznych i innych materiałów pirotechnicznych obowiązuje w Zakopanem. Podobną uchwałę podjęła Rada Miasta Krakowa. W Warszawie oficjalnego zakazu nie ma – są apele o rezygnację z ich używania, a zamiast tradycyjnych pokazów miasto organizuje widowiska laserowe. Prezydent Lublina Krzysztof Żuk apeluje na Facebooku: „Świętujemy nadejście Nowego Roku bez hałaśliwych petard. Wybierajmy bezpieczne i ciche formy zabawy z myślą nie tylko o zwierzętach, lecz także o osobach starszych, dzieciach i wszystkich, którzy źle znoszą nagłe i głośne wybuchy. Razem możemy sprawić, że sylwester będzie radosny dla wszystkich.”
Kropla drąży skałę i można przypuszczać, że w końcu doczekamy się przyjęcia odpowiednich regulacji. Całkowity zakaz stosowania materiałów pirotechnicznych wprowadziła właśnie Holandia. W Polsce łatwo nie będzie. Zapewne okoniem stanie Konfederacja, nieprzewidywalne jest też stanowisko prezydenta Karola Nawrockiego, który – swoim zwyczajem – może taką ustawę zawetować. Wszystko w imię wolności osobistej. To ulubione hasło polityków, gdy brakuje innych argumentów. Bo w demokracji wolność to świętość.
Ale nasza wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się cudze cierpienie i krzywda. Gdy nasze prawo do świętowania odbiera innym prawo do bezpiecznego i spokojnego życia. Gdy nasza zabawa staje się czyimś koszmarem.
Potrzebujemy ustawodawstwa, które jasno i uczciwie te kwestie ureguluje. Ale jeszcze bardziej potrzebujemy wiedzy, świadomości, empatii i wrażliwości. Tego nie załatwi ani miejska uchwała, ani sejmowa ustawa. Zwyczajnie, po ludzku: odpuśćmy sobie fajerwerki, dajmy żyć innym.
Przed nami sylwestrowa noc. Będzie głośno, hucznie i wystrzałowo. Jedni zapamiętają ją do końca życia. Inni jej nie przeżyją.
















Komentarze