Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zupełnie inny świat

Ludmiła Rybałko urodziła się w północnej części Kazachstanu, 5 tys. km od Lublina, w Astrachance. Studiuje na piątym roku politologii UMCS. Jej marzeniem jest zostać w Polsce, uczciwie pracować i założyć rodzinę.
Ludmiła ma 29 lat. Mieszka w Domu Studenta Zaocznego w Lublinie. Biegle zna rosyjski i ukraiński. Robi tłumaczenia. Uczy się angielskiego. Z wykształcenia jest plastykiem. Pięknie maluje. Ma bardzo dobry kontakt z dziećmi. Ojciec - Ukrainiec pracuje jako nauczyciel zawodu, matka - Polka, jest na emeryturze. Rodzice Ludmiły zostali w 1936 r. deportowani z Kamieńca Podolskiego do Kazachstanu. - Dzieciństwo miałam bardzo udane. W socjalistycznym kraju wszystkie dzieci miały zapewnione wyjazdy na wakacje. Często jeździliśmy nad Morze Czarne i do Ałma Aty. Teraz, mimo że mamy niepodległość, jest źle. W 1991 r. Kazachstan odzyskał niepodległość. - Zmiany odczuliśmy wszyscy. Podobnie, jak w Polsce, był tylko ocet na półkach, a za stypendium mogłam kupić chleb i słoik ogórków - mówi Ludmiła. - Wszyscy musieliśmy dorabiać, żeby jakoś żyć. Robiłam rysunki techniczne dla innych studentów, praktycznie podejmowałam każdą pracę. W 1995 r. Ludmiła dowiedziała się, że istnieje możliwość wyjazdu na studia do Polski. Wysłała dokumenty do Ambasady Polskiej w Kachastanie, pojechała na komisję. - Niestety, okazało się, że moje papiery nie dotarły. Nie było mnie na liście. W 1996 r. ponownie złożyła podanie w Ambasadzie Polskiej. Otrzymała zaproszenie na roczny kurs języka polskiego dla nauczycieli. Przyjechała do Lublina. Bardziej kolorowy, dynamiczny i logiczny. Ludzie żyją po ludzku - zachwyca się Ludmiła. - Polacy często narzekają, ale naprawdę bez powodu. Nie znają prawdziwej biedy. Takiej, jaka jest w Kazachstanie. Zwiedziła Lubelszczyznę, pojechała na wycieczkę do Krakowa. Po kilku miesiącach, gdy już lepiej poznała język, złożyła dokumenty na studia. - Wybrałam politologię w UMCS. Z ciekawości - mówi Ludmiła. Dostała się na studia, ale nie miała z czego żyć. Starała się o stypendium z Ministerstwa Edukacji Narodowej. - Pojechałam do Warszawy na spotkanie. W ministerstwie jedna pani powiedziała mi, żebym wracała do siebie i nie objadała Polaków. Stypendium nie dostałam - ze łzami wspomina Ludmiła. - A przecież nie jestem pasożytem. Chciałam po prostu się kształcić... Ciężko było też w urzędach, kiedy musiała coś załatwić. Kiedy zaczynała mówić z akcentem, pojawiał się dystans i niechęć. Na szczęście uczelnia zwolniła ją z opłat za studia. Musiała jednak płacić za akademik i za coś żyć. - Znajoma kobieta z mojej wsi dała mi adres państwa, u których kiedyś była na Wigilii. Poszłam pod wskazany adres. To dyrektor jednej z dużych firm w Lublinie. Ta firma przez całe studia opłaca mi akademik. Zaprzyjaźniłam się z nimi i często ich odwiedzam. Jestem im bardzo wdzięczna, bo zawsze, kiedy mi smutno, mogę tam przyjść. Później poznałam kolejnych życzliwych ludzi. Na życie zarabia tłumaczeniami, sprzątaniem, pilnowaniem dzieci. - Zawsze można coś znaleźć, jeśli się chce, a pracy się nie boję - zapewnia. - Niewiele zarabiałam, czasem 200, a czasem 400 zł miesięcznie. Nawet z taką kwotą można żyć. Przez rok miałam stypendium naukowe. 100 zł miesięcznie. Wtedy żyło mi się łatwiej. Zawsze, kiedy przyjeżdżała na wakacje do domu w Astrachance, dziwiły ją puste mieszkania, całe bloki. Ludzie masowo wyjeżdżali. Gdzie kto mógł. Do Rosji, Polski, Niemiec, na Ukrainę. Jeśli ktoś ze wsi wyjechał i było mu dobrze, to ściągał całą wieś. - Tam po prostu nie ma życia. Mniejszości narodowe są uciskane. Kolosalne podatki dławią małą przedsiębiorczość. Ci, którzy nie mają skośnych oczu, z trudem dostają pracę. Ludmiła pisze pracę magisterską o katolickim duszpasterstwie w Kazachstanie. Jeśli do końca września nie znajdzie stałej pracy, będzie musiała wracać do Kazachstanu. - Chciałabym spokojnie żyć, pracować i mieszkać w Polsce. Czuję się tu dobrze. Moje marzenia nie są wielkie. W przyszłości mieć dom, rodzinę i dzieci. Zobaczyć świat, o którym czytałam w książkach - kończy Ludmiła.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama