Zmasakrował kobietę, wyjdzie za dwa lata

Mężczyzna nie odpowiadał za zabójstwo, ale za spowodowanie "choroby realnie zagrażającej życiu”. Śledczy uznali, że Jan H. nie chciał zamordować swojej partnerki. Bijąc Sabinę N. mógł jednak przewidzieć tragiczne konsekwencje. Do fatalnej w skutkach awantury doszło w lutym ubiegłego roku. Jan H. od paru lat mieszkał ze swoją konkubiną. Sabina N. od czasu do czasu uciekała jednak od 72-latka. Po raz ostatni wróciła dwa dni przed śmiercią. W dniu tragedii para piła alkohol. Doszło do kłótni. Jan H. co najmniej kilkanaście razy uderzył kobietę w twarz. Wreszcie chwycił za drewniane polano i bił nim Sabinę N. w uda i pośladki. Później popchnął na zamknięte drzwi. Kobieta upadła na podłogę w sieni. Awantura przeniosła się na podwórko. Sąsiadka Jana H. zeznała, że Sabina N. "leżała w śniegu, jak foka, z twarzą we krwi”. W tym czasie 72-latek przysypywał zmasakrowaną kobietę śniegiem. Powiedział sąsiadce, że ją "obił”. Mężczyzna zaciągnął Sabinę N. do domu. Po pewnym czasie kobieta zmarła. Dopiero następnego dnia Jan H. wezwał policję. Wyjaśnił mundurowym, że jego konkubina zmarła "z uduszenia”. Już wstępne oględziny zwłok pozwoliły jednak zweryfikować jego zeznania. Na początku śledztwa Jan H. przekonywał, że nie bił swojej partnerki. Mówił, że Sabina N. spała pijana i brudna. Rano zaciągnął ją więc do kuchni, żeby się umyła. Dopiero po pewnym czasie mężczyzna przyznał, że pobił kobietę. Wyjaśnił, że był "zły do granic wytrzymałości”, bo jego partnerka za dużo piła, a po alkoholu stawała się agresywna. Jan H. spędzi za kratami najbliższe dwa lata. Sąd zaliczył mu na poczet kary dotychczasowy, roczny pobyt w areszcie.