Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Czy sędzia jest kalosz?

Niejaki Graham Poll, obywatel brytyjski, był do niedawna szczęśliwym człowiekiem. Doceniano go w pracy i powierzano bardzo ważne zadania. Stawiano go za wzór mniej utalentowanym kolegom, za niespełna dwa tygodnie czekało go wielkie wyzwanie: miał sędziować finał mundialu. Niestety, jego kariera legła w gruzach, bo okazało się, że Poll ma problemy z liczeniem w zakresie do trzech
Rzecz wydała się podczas meczu Australia–Chorwacja. Poll pokazał Chorwatowi Simuniciowi jedną żółtą kartkę. Potem drugą. Po niej powinien pokazać czerwoną i wyrzucić piłkarza z boiska. Ale postanowił być oryginalny i nie wyrzucił, tylko mu jeszcze trzecią żółtą dowalił. Żeby już wszystkim namącić w głowach mecz zakończył akurat wtedy, gdy Australijczycy zdobywali kolejną bramkę. Przy tym wszystkim fakt, że nie podyktował dwóch karnych, jest już tylko zabawnym epizodoem. Poll został „gwiazdą” mundialu i bohaterem mediów. Na krótko, bo popularności pozazdrościł mu Rosjanin Iwanow. W meczu Portugalia–Holandia pobił rekord: pokazał 16 żółtych i cztery czerwone kartki. Kartek było więcej niż fauli, wściekli piłkarze skakali wokół sędziego. Chyba że akurat się bili za jego plecami. Cyrk. I tak jest w co drugim meczu: bramki ze spalonych. Prawidłowe gole nie są uznawane. Nie ma karnych, które powinny być, a są faule, które widział tylko sędzia. Skoro każdy w telewizorze na powtórce widzi, że faulu nie było, a sędzia dyktuje karnego, to po co nam sędzia? A jeżeli już musi być, to nie można go jakoś wspomóc? Można, a pomysłów nie brakuje: dwóch sędziów głównych. Każdy ma swoją połowę boiska, więc zobaczy więcej. Piłki wyposażone w chip, który sygnalizuje, że piłka przekroczyła linię bramkową. Konsultacje z innym sędzią, który siedzi przed monitorem i w kilka sekund może zobaczyć powtórkę. Proste? Owszem, tylko że takich zmian nie chcą sędziowie. Oni nawet rozmawiać nie chcą. – Sędziowanie na mundialu? Nie jestem zainteresowany rozmową. – Muszę się poradzić, czy mogę mówić. – A daj pan spokój... Dopiero za czwartym razem trafiliśmy na sędziego, który zgodził się na rozmowę. Zaczął ja od tego, że nie może... mówić. – Nie będę komentował konkretnych przypadków – mówi Tomasz Mikulski, na co dzień internista z Lublina, ale też sędzia międzynarodowy z 20-letnim stażem. – Bo nie mogę: regulamin FIFA zabrania komentowania decyzji innych sędziów. Własnych zresztą też, więc Poll nigdy się nie wytłumaczy z tych trzech żółtych kartek. Mikulski mówi, że sam nigdy tylu jednemu piłkarzowi nie pokazał. Ale broni sędziów. – Bo mamy dodatkowe emocje. Czasami w sensie sportowym jest nuda, a tu nagle zaczyna się dziać. Emocje, adrenalina i napięcie. Coś w tym jest, ale chyba nie w karnym dyktowanym na minutę przed końcem meczu. Bach i lepsza drużyna po 4 latach przygotowań wraca do domu. – Owszem, są propozycje zmian w przepisach, ale jestem im przeciwny. Nawet najlepsze powtórki nie zawsze wszystko wyjaśnią – dodaje Mikulski. – A z nowymi technologiami też jest kłopot. Bo wymagają specjalnych piłek, bramek, fotokomórek. A sędziowanie musi być identyczne na każdym poziomie. A nie wyobrażam sobie, by na takie gadżety było stać okręgowe ligi. To może od razu lepiej losować wynik meczu, zamiast przez półtorej godziny czekać, aż arbiter coś wymyśli? – Sędziowskich błędów wcale nie ma więcej niż kiedyś – odpiera zarzuty Mikulski. – Jest za to lepsza technika, która pozwala je zobaczyć: kamery, powtórki, itd. Ale przyznaję, że choć oglądałem większość ostatnich spotkań, to nie widzę murowanego faworyta do sędziowania finału. Nie ma kogoś takiego jak Pier Luigi Colina. Włoski arbiter o twarzy kosmity był jeszcze niedawno gwiazdą nie mniejszą niż Ronaldinho. Sędziował najważniejsze mecze i mylił się niezwykle rzadko. I co najważniejsze: miał respekt wśród piłkarzy. – Sędzia musi być stanowczy albo chociaż sprawiać takie wrażenie. Piłkarze próbują podważyć jego autorytet; wybić go z rytmu. Biorą go na litość, obrzucają wyzwiskami, oszukują. Różne są sposoby... I tu pomaga też doświadczenie. Rok 1994, ćwierćfinał Argentyna–Nigeria. – Spotkanie prowadził mój znajomy, szwedzki sędzia. W pewnym momencie zobaczył brutalny faul na piłkarzu Argentyny – wspomina lubelski arbiter. – Tyle że natychmiast zrobiło się zbiegowisko i on nie wiedział, który z Nigeryjczyków sfaulował. Wtedy Szwed wyjął czerwoną kartkę i... jeden z Nigeryjczyków spuścił głowę. Miał szczęście, bo inaczej komu by tę kartkę dał?
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama