Reklama
Człowiek-rekord
Widownia zamiera. Jurij bierze kilka pustych butelek. Rozbija je i kładzie się na ostrym jak brzytwa szkle. Prosi sześć osób z sali, aby stanęły na nim. Widownia zamiera, ale Jurij nic sobie z tego nie robi i sześć osób łazi po nim wte i wewte. - Każdy może to zrobić - mówi Jurij. Może i tak, ale mało kto próbuje
i mało kto spędził sześć lat życia w jednej z najlepszych jednostek specjalnych na świecie.
- 28.09.2006 16:31
Jurij Ziniewicz, rocznik 1965, do Polski przyjeżdża od 12 lat, W Lublinie Białorusin pojawia się od roku. Pokazuje, ile jest w stanie znieść ludzkie ciało.
Jurij na twardziela nie wygląda. Ot, jeden metr i 74 cm wzrostu i 68 kg. Zawsze razem z żoną Natalią, która dla niego porzuciła karierę lekarską, a która dziś pomaga mu w przygotowaniach do pokazów.
I choć nie wygląda, to raczej nie ma szans, by ktokolwiek normalny dałby mu radę.
- Sport uprawiam od piątego roku życia. Wciągnął mnie w to mój ojciec, pracownik wojskowego wywiadu ZSRR podczas II wojny światowej - wspomina Jurij, który ma za sobą sześć lat służby w radzieckim
Specnazie.
Jednak o swoich akcjach nie chce mówić.
Tajemnica.
Można się tylko domyślać, że gdyby był niemrawym chuderlakiem, nie trafiłby do takiej jednostki, ani się w niej długo nie utrzymał.
- Do wojska idą uformowani duchowo i fizycznie mężczyźni - twierdzi. Dziś uczy sztuk walki policjantów w Wadowicach, ale żyje z czegoś zupełnie innego. - Nazywają mnie \"człowiek-rekord” - mówi o sobie z dumą i pokazuje rosyjską księgę rekordów z 2001 roku, w której został wpisany jako pierwszy człowiek, który wykonuje tak wiele niebezpiecznych rzeczy. Jakich?
Gdy rozmawiamy, w tle leci nagranie z jednego z pokazów. Tego, gdzie Jurij leży na potłuczonych butelkach, a ludzie sobie po nim spacerują. Potem Jurij z kilku ostrych mieczy robi sobie schody, po których wchodzi na bosaka. - Nie czuję bólu, bo wyłączam psychikę, a ciało robi się elastyczne - wyjaśnia. - Każdy może to robić. Trzeba tylko pokonać swój lęk i strach, pozbyć złej energii. I maksymalnie skoncentrować. Ja pokazuję, co to znaczy koncentracja energii.
Asystent kładzie na jego klatce piersiowej ogromny kamień. Wali w niego młotem.
Kamień się rozpada, a Jurij uśmiecha.
Metalowy ostry pręt o grubości 18 mm Jurij przykłada sobie pod jabłko Adam... i zgina.
Gnie także grube stalowe pręty w rękach. - Jak miałem 15 lat, to rozbijałem dłonią cegłówkę, a gwoździa wbijałem ręką - opowiada z uśmiechem niewiniątka. - Trzytonowy samochód na mnie wjeżdża, 800-
kilogramowy łańcuch zrywam w rękach, a jednym ciosem wbijam gwóźdź w trzy deski o grubości 3 cm.
Białoruski Rambo? - E tam, Rambo to wymysł amerykański. To zwykły komediant, a nie autorytet. Nie taki, jak Bruce Lee - mówi Jurij. - Ja nic nie wymyślam, nie udaję. Pokazuję możliwości organizmu ludzkiego. Każdy może to robić, musi się tylko wsłuchać w swój organizm.
Ale nawet jemu zdarzają się błędy. Kiedyś się potknął i upadł na szkło, które wbiło mu się aż do kości. Przewrócił się tylko dlatego, że był zmęczony po czterech pokazach.
Pojechał do szpitala?
Nie. Zacisnął zęby i sam sobie powyciągał szkło. - Trzeba być zawsze czujnym jak kot - przestrzega. - Bo w życiu jak na wojnie. Najprostsza rzecz może zabić.
Jurij upiera się, że przez swoje pokazy promuje zdrowy styl życia. Bo on nie pije, nie pali, a w kółko ćwiczy. Codziennie, bez względu na pogodę, bieg na 10 km. Rano wylewa na siebie dwa wiadra zimnej wody. Po to, aby naładować się energią i wzbudzić w sobie wewnętrzne wibracje. I tylko zdrowa żywność.
- Moim córkom nie pozwoliłbym na to, co robię, ale z syna byłbym dumny - mówi ojciec 9-letniej Lizy i 2-letniej Ani.
A żonie nie przeszkadza ten \"zdrowy tryb życia”?
- Przed ślubem nawet się nie zająknął o swoim zajęciu - mówi Natalia Ziniewicz. - Jak go zobaczyłam na pokazie, to dostałam szoku. Ale już się przyzwyczaiłam i mnie to nie przeraża. Czy da się go od tego odciągnąć? Nie ma mowy - mówi.
A Jurij tylko się uśmiecha
Reklama













Komentarze