Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Znachorzy i bohaterowie

Chyba mało kto wie, że powiedzenie \"pijany w sztok” ma związek z lubelskim aptekarstwem - śmieje się dr Andrzej Wróbel.
Kierownik Zakładu Historii Nauk Medycznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie opowiada historię sprzed 200 lat. - Na Starym Mieście, w kamienicy przy Rynku 13 miał aptekę Michał Sztok. Był jej trzynastym właścicielem. Kajetan Koźmian pisał o nim, że pił na umór i miał liczną gromadkę dzieci. Można się zastanawiać, czy pił, bo miał dużo dzieci, czy miał dużo dzieci, bo pił. W każdym razie, apteka podupadała, a na pijanego mówiło się, że upił się jak Sztok - opowiada Wróbel. Trochę historii W 1506 roku król Zygmunt Stary nadał wyłączny przywilej założenia apteki w Lublinie Marcinowi z Grodziska za zasługi, jakie oddał królowi w wojnie moskiewskiej. W aptekach, które funkcjonowały już jako świeckie, było to samo co w przyklasztornych, a także leki czy medykamenty znachorskie. Stosowano wydaliny i wydzieliny, części gadów, płazów i różnych zwierząt. - Często zalecano je trafnie - uważa doktor. - Na przykład na oczy okłady z surowej wątroby. Wątroba ma dużą zawartość witaminy \"A”. Niektórym chorym zalecano urynoterapię do dziś nawet stosowaną. Jak twierdzi A. Wróbel, najbardziej znaczący okres lubelskiego aptekarstwa to lata międzywojenne. W tym wąskim kręgu ludzi były postacie tragiczne i piękne, i godne potępienia. W ich życie brutalnie wkraczała historia. Zdrajcy i bohaterowie - Apteki często zmieniały adresy. Apteka Sztoka przeniosła się na Królewską 4 i po latach przejął ją Tomasz Rychter. Gdy w 1833 roku zawiązał się w Lublinie spisek niepodległościowy, Rychter zdradził i jako zdrajca przeszedł do historii. W 1944 roku pijany w sztok radziecki czołgista zburzył dawną aptekę Sztoka, która już mieściła się przy Krakowskim Przedmieściu 14b. Wojna i okupacja obnażała charaktery ludzi. Również aptekarzy. Elitarna, ale niewielka grupa ludzi najbardziej okrutnych represji doznała po wojnie w latach szalejącego, stalinowskiego terroru. - Jednym z najbogatszych ludzi w Lublinie był Emil Żółtowski. Nie krył się z tym. W 1926 roku kupił aptekę przy kościele św. Ducha. Jeździł zrobionym na zamówienie czerwono perłowym mercedesem, nie wędkował, ale miał niezwykłą kolekcję wędek w tym jedną wysadzaną brylantami, nie palił, ale miał wybór najprzedniejszych cygar, jeździł na polowania z arystokracją - wylicza Wróbel. - W piwnicach domu miał wytwórnię i kolekcję nalewek, choć sam nie pił. Konspira Przyszła wojna. Żółtowski gościł Niemców u siebie. - A w jego aptece trwała działalność konspiracyjna. Wydawano leki dla więźniów Zamku i Majdanka. Trucizny i cyjanek dla tych, którzy nie mogli znieść tortur. Podobno między mieszkaniem aptekarza, a kościołem św. Ducha było tajemne przejście. Wspólnie z księdzem Janem Fiutą-Faczyńskim wystawiali polsko brzmiące metryki Żydom, produkowali fałszywe dokumenty - opowiada doktor. W \'44, z chwilą wkroczenia sowietów do Lublina, sąd pozbawił Żółtowskiego majątku, praw obywatelskich i skazał na więzienie jego i jego żonę. Ona wyszła i przypuszczalnie opłaciła sowicie wypuszczenie Żółtowskiego. Był schorowany, wyniszczony, cierpiący. Żyd wieczny tułacz Niezwykłą postacią był aptekarz Stanisław Lichtson związany z Kazimierzem. Zamieszkał tam ok. 1913 roku, ale już dwa lata później prowadził aptekę w Rosji, gdzie zastała go rewolucja. Został aresztowany i skazany na śmierć. - Jego żona Maria była znajomą siostry Dzierżyńskiego. Dotarła do niego wstawiając się za mężem. Dzierżyński wydał rozkaz i w 1918 roku Lichtson był już wolny. Ten od razu przyjechał do Kazimierza, gdzie zbudował dom i prowadził aptekę. - Lichtson był przyjacielem malarzy, artystów i literatów. Tuwima, Słonimskiego, Kuncewiczów. Po wybuchu wojny przybiegł do niego Kuncewicz z krzykiem, że trzeba uciekać. Załadowali się od razu do auta i z Pruszkowskim jako kierowcą ruszyli na wschód. Gdy za Kowlem zabrakło paliwa, malarz postanowił wrócić. Lichtsonowie pojechali do Samarkandy. Pruszkowski źle wybrał - został rozstrzelany w Warszawie. Aptekarz zaś po wojnie osiadł w Łodzi, jego córka Anna do dziś mieszka w Szwecji. Historia aptekarstwa na Lubelszczyźnie i historie ludzi związanych z tym zawodem są zwierciadłem naszych narodowych dziejów i jednocześnie lustrem ludzkich charakterów. Spisane zajęłyby kilka tomów.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama