Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zapowiadacz

Rozmowa z Jackiem Lenartowiczem, znanym konferansjerem bokserskim
Niewielu mężczyzn potrafi wywołać swoim głosem ciarki na plecach innych mężczyzn. Taka sztuka udaje się Jackowi Lenartowiczowi, jednemu z najlepszych konferansjerów bokserskich w Polsce. Oprócz sportu, Lenartowicz zajmuje się również filmem. 49-letni aktor w swojej karierze zagrał m.in. w \"Karolu. Człowieku, który został papieżem”, \"Katyniu” i kilku serialach telewizyjnych. • Jak podobał się panu Lublin? - Bardzo, bo to przecież moje miasto! Od dziesiątego roku życia mieszkałem na osiedlu LSM, więc znam to miasto od podszewki. Tu przeżywałem pierwsze miłości i tu skończyłem studia na UMCS. Chociaż teraz mieszkam w Warszawie, to zawsze będę uważał Lublin za moje miasto. - Często w życiu zdarza się, że człowiek robi rzeczy, których by się nie spodziewał. O tym, że zostałem konferansjerem, zadecydował przypadek. Od wielu lat siedziałem w boksie i miałem kilku znajomych promotorów, którzy zaproponowali, żebym zajął się tym fachem. Widać potrzebowali człowieka z doświadczeniem aktorskim, a ja przecież takie posiadam, gdyż na co dzień gram w teatrze. - Pewnie. To był 2001 rok, a gwiazdą wieczoru był Jurij Nużnienko, który walczył o tytuł międzynarodowego mistrza Polski. • Był stres? - Pewnie. Ułatwiało mi pracę jednak moje obycie sceniczne. Ciężko było się przygotować do tamtej gali, bo w telewizji bardzo mało puszczano profesjonalnych zapowiedzi; przecinano je reklamami lub polskim komentarzem. • Jak przygotowuje się pan do gali? - Robię to już parę ładnych lat i specjalnie nie przygotowuję się do nich. Przyjeżdżam do miasta, biorę rozkład walk i zapowiadam. Jeżeli, tak jak dzisiaj, impreza jest transmitowana w telewizji, to piszę sobie na kartce angielski tekst, aby się nie pomylić. • Iloma językami pan włada? - Polskim, angielskim i rosyjskim. - Musi być trochę jak bokser w ringu. Otwarta głowa i czujność to podstawa. Wiadomo, że zdarzają się różne rzeczy. Czasami, tak jak w Lublinie, ktoś wbiegnie do ringu, czasami ktoś coś krzyknie, ale ze wszystkim trzeba sobie umieć poradzić. Z pewnością pracę ułatwia mi też fakt, że strasznie kocham boks i żyję tym sportem również poza pracą. • Jaki jest sposób na porwanie publiczności? - Kibice odbierają to, co im daję, dlatego muszę być zaangażowany w galę i spontaniczny. Najważniejszą rolę odgrywają jednak same walki. Jeżeli są one na wysokim poziomie, tak jak w Lublinie, to moje zadanie nie jest wtedy aż tak trudne. - Nie mam takowych. Kiedyś Przemysław Saleta walczył na warszawskim Torwarze z Ratko Draskoviciem, to wysiadł mi mikrofon. Nie zraziłem się jednak i wykrzyczałem całą zapowiedź bez mikrofonu. Jednak czy to była wpadka? Chyba raczej sukces, bo na tamtej gali było ponad siedem tysięcy ludzi. • Na kim się pan wzoruje? - Nie mam wzoru, aczkolwiek czasami podpatruję Michaela Buffera. Ciężko jednak go naśladować, bo on prowadzi gale po angielsku, a ja po polsku. Wydaje mi się, że Buffer nie zrobiłby takiego show w języku polskim, dlatego śmiem twierdzić, że obaj jesteśmy niepowtarzalni. • Polski Michael Buffer? - Wiem, ze niektórzy tak mówią. Pewnie, że miło jest usłyszeć taki komplement. • Pojawiały się propozycje prowadzenia zagranicznych gal bokserskich? - Tak. Kiedyś nawet nosiliśmy się z zamiarem zorganizowania kilku gal dla Polonii. Wiadomo że za granicą jest o wiele trudniej taką imprezę prowadzić, bo nie zna się chociażby tak dobrze temperamentów jej uczestników. • Ulubiony bokser? - Ja ich wszystkich kocham. Weźmy za przykład chociażby Krzysia Włodarczyka. Znamy się chyba ze sto lat, więc trudno naszego Diablo nie lubić. Przecież to taki miły i sympatyczny chłopak. Podobnie jest zresztą z Rafałem Jackiewiczem i Andrzejem Wawrzykiem. Z tego drugiego za kilka lat naprawdę będzie solidny bokser. • Boks zawodowy to bardziej spektakl czy sport? - Oczywiście, że sport. Wiadomo, że ma on w sobie coś ze sztuki, ale to tylko dodatek. Esencją jest sam pojedynek. To taka szermierka na pięści, gdzie jest krew, ból i emocje. • A co pan powie ludziom, którzy zarzucają boksowi zawodowemu ustawianie walk? - Niech powiedzą to tym chłopakom, którzy wylewają pot na treningu, aby w ringu być lepszym od rywala. Pewnie, że na każdej gali są lepsze i gorsze walki, ale zazwyczaj pojedynek wieczoru można określić mianem klasy światowej. • Marzenia? - Jestem człowiekiem spełnionym zawodowo, bo robiłem konferansjerkę z największymi gwiazdami, włączając Dona Kinga, Andrzeja Gołotę czy Darka Michalczewskiego. Mam żonę i dzieci, więc czego można chcieć więcej? Chyba tylko długiego życia.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama