Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Polityk i prostytutka. Koniec kariery posła Szeligi?

Kłopoty wyszły na jaw z początkiem tego roku, kiedy do Sądu Rejonowego Lublin-Zachód wpłynął akt oskarżenia przeciwko trójce szantażystów. To 28-letni Szczepan P., rok młodszy Przemysław S. (pracujący dla jednej z lubelskich agencji detektywistycznych) oraz 26-letnia Magdalena I. – prostytutka, absolwentka prawa KUL. Według prokuratury, cała trójka chciała wymusić od posła 5 tys. zł. Kartą przetargową miały być zdjęcia, filmy i nagrania, dokumentujące nocne spotkanie polityka z Magdaleną I
Polityk i prostytutka. Koniec kariery posła Szeligi?
Piotr Szeliga (Maciej Kaczanowski)
– Oskarżeni w celu osiągnięcia korzyści majątkowej stosowali groźbę upublicznienia materiałów, które mogły zdyskredytować pokrzywdzonego – przyznaje Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Prokuratura nie zdradzała, kto jest pokrzywdzonym w sprawie, ale akt oskarżenia nie pozostawił wątpliwości. Wynika z niego, że poseł, który w całej swojej karierze powoływał się na chrześcijańskie wartości, miał korzystać z usług prostytutki. A teraz ona oskarża go, że jej nie zapłacił.

Można zarobić

Z akt sprawy wynika, że Magdalena I. rozpoznała posła we wrześniu 2012 roku. W Faktach TVN oglądała relacje z marszu sympatyków telewizji Trwam. Wśród nich maszerował Piotr Szeliga. Prostytutka rozpoznała w nim mężczyznę, który nie zapłacił jej 200 zł za seks (żona polityka była w tym czasie w ciąży). Sięgnęła do Internetu i szybko ustaliła personalia dłużnika.

Postanowiła, że odbierze od niego pieniądze. – Nie będzie to zaległe 200 zł – pisała wówczas do swojej koleżanki.
Magdalena I. skontaktowała się później ze swoim znajomym, Przemysławem S. Przesłała mu również zdjęcie posła i jego żony. Detektyw-amator z kolei wtajemniczył w sprawę Szczepana P. Napisał mu, że \"można zarobić 5000 na dwóch”, szantażując \"polityka kościelnego”.

Spotkanie

Oskarżeni wdrożyli swój plan w życie. Magdalena I. zadzwoniła do Piotra Szeligi i 19 grudnia umówiła się z nim na spotkanie. Poseł był wtedy w Warszawie. O godz. 19.39 zarezerwował pokój w hotelu Luxor na peryferiach Lublina. Z akt sprawy wynika, że podał personalia fikcyjnej postaci – Marty Siwiec – i uprzedził obsługę hotelu, że taka osoba niebawem zgłosi się w recepcji. Rzeczywiście, około godz. 22 Magdalena I., podając się za Martę Siwiec, odebrała klucze do pokoju 107. Godzinę później do Luxoru dojechał poseł Szeliga i dołączył do młodej prawniczki.

Nie wiedział, że dziewczyna nagrywa wszystko na dyktafon. Włączyła również telefon komórkowy. Dzięki temu Szczepan P. i Przemysław S. mogli słyszeć wszystko, co dzieje się w pokoju. Czekali w samochodzie, na hotelowym parkingu. Mieli ze sobą aparat i kamerę. Wykorzystali ten sprzęt, kiedy około północy, Szeliga i Magdalena I. opuszczali hotel.

Poseł był szarmancki. Chciał odwieźć dziewczynę do domu. Kiedy ta podziękowała, ruszył w drogę do Warszawy.

Bankomat

Wtedy z Piotrem Szeligą skontaktował się Szczepan P. Miał mu zaproponować wymianę. Kompromitujące materiały za pieniądze. Z aktu oskarżenia wynika, że panowie spotkali się przy restauracji McDonald\'s. Poseł sprawdził stan konta i zaoferował 3 tys. zł. Potem miał jednak stwierdzić, że najbliższy bankomat jest zepsuty. Szantażysta kazał mu więc szukać sprawnego urządzenia.

Do transakcji nie doszło, bo poseł powiadomił o wszystkim policję. Nie reagował na SMS-y, w których szantażyści straszyli go opublikowaniem materiałów.
Patowa sytuacja nie trwała długo. 2 stycznia 2013 policjanci przeszukali m.in. mieszkania szantażystów. Odwiedzili też lubelską agencję detektywistyczną, dla której pracował Przemysław S. Zabezpieczyli nagrania, telefony i korespondencję szantażystów z posłem. Wynika z niej, że polityk miał straszyć swoich prześladowców. W jaki sposób? Poseł nie chce komentować sprawy.

– Do czasu zakończenia procesu nie będę się wypowiadał na ten temat – ucina Piotr Szeliga.

Prowokacja

W miniony weekend, dzień po tym, kiedy sprawa wyszła na jaw, poseł zawiesił swoje członkostwo w klubie Solidarnej Polski. Wydał również oświadczenie, pod którym podpisała się także jego żona.

– Jestem osobą, wobec której grupa przestępcza przygotowała zorganizowaną prowokację. Nie uległem tej prowokacji, ani próbie szantażu – napisał Szeliga. – Natychmiast poinformowałem o wszystkim policję i nasza współpraca doprowadziła do szybkiego ujęcia sprawców. Po zakończeniu postępowania sądowego udzielę wyczerpujących informacji. Na tę chwilę mimo krzywdzących mnie opinii, nie mogę tego uczynić, ponieważ złamałbym tajemnicę śledztwa. Nie pozwólcie, aby szantażyści triumfowali! – zakończył poseł.

Faktury

Szantażystom grozi do 3 lat więzienia. Dwaj panowie przyznali się do winy. Nie przyznała się tylko Magdalena I. W prokuraturze wyjaśniła, że nikogo nie szantażowała. Chciała jedynie, by poseł zapłacił jej 2 tys. zł.

Polityk podkreśla, że w całej sprawie to on ma status poszkodowanego. Padł ofiarą prowokacji. Niestety, ofiarą posła padła kasa Kancelarii Sejmu. Polityk wziął bowiem fakturę za pobyt w Luxorze w dniu, kiedy spotkał się z prostytutką. Później wystąpił o zwrot pieniędzy. Jak się okazało, nie pierwszy raz.

Kancelaria Sejmu, w oświadczeniu dla Informacyjnej Agencji Radiowej przyznała, że poseł Szeliga przedstawił faktury z hotelu Luxor za trzy noclegi w grudniu 2012 roku, na łączną kwotę 615 zł. Polityk rozliczył też faktury wystawione przez ten hotel za 2 noclegi z września 2012 roku. Tym razem chodziło o 390 zł.

– Warunkiem rozliczenia kosztu noclegu jest przedłożenie przez posłów imiennie wystawionych faktur – opisanych i potwierdzonych podpisem posła, że nocleg był związany z wykonywaniem mandatu poselskiego. Za celowość wydatkowania środków finansowych w tym zakresie ponoszą odpowiedzialność wyłącznie posłowie – czytamy w oświadczeniu Kancelarii Sejmu.

Szeliga tłumaczył w mediach, że 19 grudnia zatrzymał się w lubelskim hotelu, ponieważ następnego dnia miał spotkanie z działaczami partii w Zamościu. Wspominał też o umówionych spotkaniach z dziennikarzami. Pamięć posła okazała się jednak zawodna. Z akt sprawy jasno wynika, że zaraz po grudniowym spotkaniu z Magdaleną I., ruszył w drogę do Warszawy.

Ostrożność

Obyczajowa afera ma też wymiar polityczny. Decyzji o zawieszeniu Szeligi, jak i całej kontrowersyjnej sytuacji, nie chce komentować szef struktur Solidarnej Polski w województwie lubelskim, poseł Jarosław Żaczek. – Poseł Szeliga nie jest w tej chwili czynnym członkiem partii. Jak widać, sprawa pod każdym względem ma dalszy ciąg i kolejne decyzje będą adekwatne do tego, co się wydarzy – mówi Żaczek i dodaje, że w ostatnich dniach mamy do czynienia ze zmasowanymi atakami przeciwko Solidarnej Polsce. – W tej kadencji mieliśmy różne kontrowersyjne sytuacje z udziałem bardziej rozpoznawalnych polityków z większych ugrupowań. O takich sprawach trzeba mówić, ale tu skala ataków jest niewspółmierna do innych przypadków, które również nie powinny mieć miejsca.

Politycy innych ugrupowań także pozostają ostrożni w komentarzach. – To dotyczy spraw osobistych. Bardzo inteligentnie zachowali się w związku z nią koledzy z PiS z Biłgoraja, którzy postanowili nie kopać leżącego – mówi nam jeden z bardziej rozpoznawalnych działaczy Prawa i Sprawiedliwości, który chce zachować anonimowość. Ma na myśli odpowiedź na list otwarty \"środowisk prawicowych Ziemi Biłgorajskiej”, opublikowany 8 stycznia przez portal www.bilgoraj.com. Jego autorzy domagali się od Szeligi wyjaśnień na temat jego udziału w aferze związanej z szantażem i skandalem obyczajowym.

W odpowiedzi przewodniczący zarządu powiatowego PiS, Andrzej Szarlip, zapewnił, że członkowie jego ugrupowania odcinają się od wspomnianego listu. – Docierały do nas komentarze, że kampania posła Szeligi wobec Prawa i Sprawiedliwości była bardzo agresywna i wiele osób było zdziwionych, że nie wykorzystujemy okazji, żeby się odgryźć. Ale prawdę mówiąc nigdy nie uważałem, że pan poseł był konkurencją dla PiS – dodaje nasz rozmówca.

To może być koniec

O zdanie zapytaliśmy też posłów innych opcji. Ci także wypowiadają się ostrożnie. – Sprawę znam tylko z mediów. Nie chcę jej komentować, ale z relacji, jakie do mnie dotarły, wygląda to jak w najgorszym kryminalnym filmie – mówi Stanisław Żmijan z Platformy Obywatelskiej.

– To delikatna sprawa i z komentarzem poczekałbym do jej wyjaśnienia – twierdzi Michał Kabaciński z Twojego Ruchu. Nieco więcej mówi Jacek Czerniak z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. – W kwestii moralno-prawnej takie zdarzenia nie powinny mieć miejsca. Każdy polityk powinien być nieskazitelnie czysty, takie rzeczy rzutują nie tylko na pana posła, ale na całą scenę polityczną. Jednak w aspekcie prawnym, dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona, trzeba poczekać na decyzję organów ścigania i sądu.

Nieoficjalnie kilku z naszych rozmówców przyznaje jednak wprost: – To może być koniec kariery politycznej posła Szeligi.
Dr Łukasz Przybysz, specjalista komunikacji społecznej i medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego: – Nie zaryzykuję stwierdzenia, że to jego koniec, bo mieliśmy już do czynienia z różnymi sytuacjami, w których końce karier politycznych były ich początkami. Ale to na pewno jego koniec jako polityka prawicowej partii, która podkreśla związki z religią i takimi wartościami, jak rodzina i tradycja. Ta partia powinna wysłać czytelny sygnał, że odcina się od tej osoby. Na pewno to zdarzenie wpłynie długofalowo na wizerunek posła, ale i jego ugrupowania. Może też mieć wpływ na postrzeganie innych partii prawicowych.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama