Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Beata Kozidrak: Co mi Panie dasz?

Jestem szczęśliwa, że mam Andrzeja przy sobie tyle lat. Czuję się silna. Andrzej czuje to samo. Uzupełniamy się. We dwoje tworzymy silny monolit. Wspieramy się zawodowo i prywatnie. Rozmowa z Beatą Kozidrak, wokalistką grupy Bajm
Beata Kozidrak: Co mi Panie dasz?
Artur Daniewski
Adam Drath
Beata Kozidrak
Krzysztof Niescior
Maria Dobrzańska
Piotr Bielecki (archiwum zespołu)
• Jaki był dla pani i Bajmu rok, który się kończy?

– Pracowity, twórczy. Na początku roku zamykaliśmy kolejną, studyjną płytę \"Blondynka”. Mieliśmy szczęście, bo masteringiem zajmował się światowej klasy fachowiec. W międzyczasie zagraliśmy 50 koncertów. Pod koniec roku ukazała się książka-album o zespole.

• Czy tytuł \"Blondynka” oznacza, że dedykowała pani płytę kobietom?

– Wrażliwym ludziom, którzy w zaganianym świecie, wyścigu szczurów potrzebują nostalgii. Pytają, dokąd prowadzi nas świat. Czy warto poświęcać swoich najbliższych dla sukcesu zawodowego? Co zrobić, żeby nie stracić ich z pola widzenia i dalej kochać? Cały czas kochać, a nie gubić uczucia po drodze, na której wyścig się odbywa. Natomiast jest to płyta kobieca, bo ja jestem kobietą. To są moje teksty. Nie warto poświęcać rodziny dla sukcesu. Największym sukcesem człowieka jest wyważenie wszystkiego. Należy robić swoje, realizować marzenia, ale szanować rodzinę, mieć dla niej czas. A przy okazji zajmować się swoją pasję.

• A co znajdziemy w książce o zespole \"Bajm”?

– Kawał naszej historii. Napisała ją Ewa Tutka, zrobiła wywiady z muzykami, którzy tworzyli zespół. Opisała piękną przygodę, którą przyszło nam przeżyć. Wielką niewiadomą. Tu w Lublinie spotkaliśmy naszych muzyków, tu poznałam męża Andrzeja, tu wszystko rozkwitło. Drugim ważnym miastem dla nas było Opole. W książce przeczytacie o wszystkim, co nam się przydarzyło. Jest ciekawa i dowcipna, o wielu historiach dowiedziałam się z relacji muzyków, zawartych w książce. Znajdziecie w niej bardzo dużo archiwalnych zdjęć. Musiałam przekopać archiwum. Zawsze marzyłam, żeby wszystko uporządkować, ale życie jest takie pokręcone, wciąż niesie nowe wyzwania i wciąż nie było czasu, żeby się tym zająć. Ewa \"dusiła” nas, wreszcie przywołała do porządku i uporządkowała całą artystyczną dokumentację. Powstała barwna książka, którą dobrze się czyta. To tak, jakbym zabrała was na trasę koncertową, która niezmiennie trwa od 1978 roku.

• Za chwilę wigilia. Gdzie ją spędzicie?

– Tu, w domu, pod Lublinem. Przy tym stole. Z najbliższymi. Siostra ma swoją rodzinę, więc spotkamy się w pierwszy lub drugi dzień świąt. Od czwartku odłożyłam wszystko, przygotowuję wigilię z mamą, która lepi uszka. Na stole tradycyjne smaki.

• Powtarza pani: Bo miałam zawsze Andrzeja przy sobie. Miłość to?

– Nie tylko definicja. Młodym się wydaje, że kiedy spotyka się tego człowieka i czuje w brzuchu motylki, to jest miłość. Miłość to jest stała temperatura, którą się w sobie ma przez całe życie. Pierwsze zauroczenie przeistacza się w głębsze uczucie, następnie w wielką przyjaźń. Jeśli te trzy składniki są obecne przez cały czas, małżeństwo ma szansę. To jest cudowne. Co nie oznacza, że przez życie przechodzi się bezboleśnie. Są konflikty, bo są różne charaktery, ale wszystko da się zrównoważyć. Pod warunkiem, że uda się zobaczyć swoje dobre i złe strony, wykorzystywać te dobre, na co dzień. Trzeba dawać drugiej osobie szansę, bo człowiek jest tylko człowiekiem.

• Czego się pani nauczyła od męża?

– Andrzej jest bardzo mądrym człowiekiem. Przewidywalnym. Potrafi rozpoznawać ludzi. Tego się od niego uczę cały czas. Często byłam zbyt łatwowierna do ludzi. Wydawało mi się, że wszyscy ludzie są dobrzy, fantastyczni. Kiedy kilka razy się sparzyłam, zauważyłam, że trzeba wybierać ludzi, którzy nas nie zranią. Andrzej nauczył mnie także, żeby nie przejmować się złymi komentarzami w Internecie. Wierzę, że wrogość w ludziach to tylko margines. Reszta ma w sobie dużo dobroci.

• Czego się pani uczy?

– Mężczyźni lubią, kiedy kobieta jest kobieca. Zawsze dba o siebie. Staram się taka być. Dla niego. Nie tylko dla swoich fanów. Uczę się dawać ciepło w domu, żeby Andrzej czuł kobiecą rękę.

• W życiu trzeba się czegoś trzymać?

– Rodziny. Jestem szczęśliwa, że mam Andrzeja przy sobie tyle lat. Czuję się silna. Andrzej czuje to samo. Uzupełniamy się. We dwoje tworzymy silny monolit. Wspieramy się zawodowo i prywatnie.

• Cały czas jest pani na topie, nie zwalnia tempa. Skąd ta energia?

– Stąd, że muzyka nie przestała być moją pasją. To mi daje motor. Ale nie ma nic piękniejszego, gdy staję na scenie i widzę publiczność. To jest dopiero akumulator. Jakby ktoś mnie podłączył na 220 Volt. Albo więcej. Daję dobrą energię. Odbieram energię ludzi – za każdym razem inaczej. Wraca do mnie.

• Więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu?

– Moim zdaniem powinna być zachowana równowaga.

• Osiągnęła pani w życiu harmonię?

– Tak. Od jakiegoś czasu czuję ją w sobie. Dobrze jest być kobietą spełnioną. Muzycznie osiągnęłam dużo. Nie jest to światowa kariera, nie wiem czy byłabym w stanie ją udźwignąć. Wystarczy mi to, co mam. Ale są kolejne marzenia i wyzwania. Trzeba je realizować na każdym etapie życia. Marzeń nam nikt nie zabierze.

• Jak znaleźliście swoje miejsce pod Lublinem?

– Andrzej dostrzegł go z samolotu. Okazało się, że człowiek, który tu mieszkał, planował sprzedaż. Spodobało nam się. Urzekł nas ogród. Dodałam swoje ukochane kwiaty. Wiosna jest niebywała. Przylatuje wiele ptaków. Wracają do starych gniazd, zakładają nowe. Z nimi budzę się do życia. Latem przeważnie nas nie ma. Jesień ma obłędne kolory. Ogród żyje, zimą wygląda tak, jakbym była Królową Śniegu. Kiedy wstanę, siadam w salonie i patrzę na ogród, który prawie wchodzi do salonu. Mój wzrok biegnie w dal. Chce mi się żyć.

• Jak wygląda pani dzień w domu? Wolny od koncertów i tras?

– Zwyczajnie. Ludziom wydaje się, że wszystko za mnie robi cały sztab ludzi. Wstaję rano. Piję herbatę, potem kawę. Robimy sobie śniadanie. Zaczynam wyhamowywać. Po silnych emocjach, podróżach, stresach. Nie jest to łatwe. Potem obmyślam, co trzeba zrobić w domu. Wyznaczamy sobie z Andrzejem zadania. Jest tego dużo. Jak w rodzinie.

• Jak stworzyć dom, z którego nie chce się człowiekowi ruszać?

– Najpierw musi być miłość. I szacunek. Potem należy budować swoje domy. Kiedy nie ma uczucia, nie ma domu. Bez uczucia dom jest tylko hotelem. Dom to jest rozmowa. Z żywym człowiekiem. O tym, jak minął dzień, co zrobiłeś fajnego, czy masz jakiś problem. Jeśli tak, to zastanawiamy się, jak rozwiązać go wspólnie. Nie siedzenie przed komputerem czy telewizorem. Na tym polega życie. Dom to są także sąsiedzi. Wiosną, jak mi czegoś zabraknie, podjeżdżam pod nasz sklepik, sąsiedzi mnie pozdrawiają, chwilę porozmawiamy.

• Ma pani czas na spacer po Lublinie? Po ulubionych miejscach?

– Ostatni rok taki był. Dużo spacerowałam. Wprawdzie muszę to robić trochę w przebraniu, ale lubię pochodzić, powspominać, pomyśleć o tym, co było, nacieszyć się tym, co jest. Całe moje dzieciństwo to Stare Miasto, wychowałam się na Grodzkiej, ja, proszę pana, starówkę znam od podszewki.

• Ulubiony kościół?

– Dominikanie, tam miałam komunię.

• Ulubione miejsca na Lubelszczyźnie?

– Roztocze, zaraził mnie tym miejscem nasz perkusista. Kiedyś, z moją pierwszą córeczką, jeździliśmy z namiotem nad Łukcze.

• Co jest w życiu najważniejsze? Bóg, pieniądze, dom rodzina, pasja?

– Wszystko po trochu. Każdy wybierze coś innego. Może najważniejsza jest wiara w to, że w życiu można bardzo dużo osiągnąć. Ale bez miłości, przyjaźni, pieniędzy tego się nie zrobi.

• Śpiewa pani: \"Co mi Panie dasz?”. Czy pracując, spełniając marzenia, kochając, czuje pani Jego obecność?

– Piszę i śpiewam dla ludzi. O nich myślę. Ich czuję. Tutaj, na ziemi. Czuję też obecność wyższej siły

• Plany?

– Kolejne koncerty. Ciekawa trasa w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Niemiec. I Polska. O kolejnej płycie nie myślę, muszę odpocząć. Ale planuję swoją, solową produkcję. Co jeszcze? Kolejne wydawnictwa, publikacje, ale nie chcę zapeszyć. Czasem coś planujemy, a życie lubi zaskoczyć. Jak traciłam kogoś bliskiego, zastanawiałam się, dlaczego? Dziś wiem, że to znak, żeby zatrzymać się, uspokoić, pomyśleć. Zaakceptować to, że na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Wierzę też, ze zawsze jest czas na zmianę. Poprawę relacji z mężem, dziećmi.

• Może to życie mówi nam: Tu jestem, zatrzymaj się?

– No bo czym jest to życie? Chwilą. Szukaniem źródła, które pomoże się otworzyć na zmiany. Otwiera okienka w naszej duszy i mózgu.

• Boi się pani, że los nagle zmieni pani życie?

– Tak. Biorę to pod uwagę. Widzę po bliskich, jak życie zmienia momentalnie nasz los, wywraca wszystko, wiem, że człowiek nigdy nie może być pewny swojego losu. O jedno proszę Boga, żeby było zdrowie dla mojej rodziny i moich bliskich. I żeby Polska szła w dobrym kierunku.

• Jest pani szczęśliwa?

– Tak.

• Idą święta. Czego pani chciałaby życzyć Czytelnikom?

– Żeby trudne chwile i problemy pozwoliły pootwierać w sercu okienka. Na najbliższych. Na siebie. Żeby każda taka chwila wzbogacała. Mówi się o końcu świata. Koniec to zamknięcie tego, co dotychczas. I otwarcie się na zmiany. Początek dobrego. Tej nowej, dobrej, wspólnej, rodzinnej drogi wam życzę.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama