Rosomak z bliska robi duże wrażenie. Cielsko blisko 20-tonowej maszyny przytłacza ogromem.Zwarta konstrukcja kadłuba przypomina sprężysty korpus drapieżnika, a duże koła: potężne, mocne łapy największego przedstawiciela łasicowatych.
Rosomak może pływać, brodzić i pokonywać miejsca, wydawałoby się, nieprzejezdne.
Spotkanie
Autobus kluczył po uliczkach Siemianowic Śląskich. \"Familoki” przesuwały się za szybą. Stara część śląskiego miasteczka wywiera traumatyczne, niemal depresyjne wrażenie. Czerwona cegła pokryta szarym pyłem przemysłowej przeszłości Śląska. Stare reklamy na ścianach pamiętają czasy PRL-u. Kierowca kilka razy gubił drogę.
W końcu dojechał do czegoś, co kiedyś było placem przy dużym zakładzie przemysłowym. – Już za chwilę zobaczycie, po co tu przyjechaliśmy – mówi Paweł Paluch, rzecznik prasowy Scania Polska, organizatora tej wyprawy. Zza krzaków, w tumanach śnieżnego pyłu, z lekkim szmerem 6-cylindrowego, prawie 12-litrowego, 490-konnego Diesla montowanego też w ciężarówkach Scania, wyskakuje rosomak. Lekko płynie po dziurach, które nie robią na nim żadnego wrażenia. Jest to wersja testowa, a więc nie ma wieży z uzbrojeniem.
Trudne dzieciństwo
Na początku tego wieku polska armia potrzebowała nowoczesnego, kołowego transportera opancerzonego. Spuścizna po bratniej armii –\"bewupy” i \"scoty” – choć solidna, była przestarzała i nie przystawała do potrzeb wojska XXI wieku. MON rozpisało przetarg. Do rywalizacji stanęli giganci zbrojeniówki – szwajcarski Mowag z transporterem pirania, Steyr Daimler Puch z uznanym pandurem i Finowie z patrią, a właściwie koncepcją tego pojazdu. Finowie weszli w alians z Wojskowymi Zakładami Mechanicznymi, jako polskim partnerem offsetu. Kontrakt był olbrzymi, bo chodziło wówczas o 5 miliardów złotych (kontrakt w całości zamknie się kwotą ponad 6 miliardów złotych, co związane z licznymi modernizacjami przeprowadzonymi w trakcie trwania umowy – przyp. red.) i długoletnie dostawy dla polskiej armii. Walka była zażarta.
Po otwarciu ofert okazało się, że wygrali Finowie. Ich oferta była o 2 miliardy złotych tańsza niż Austryjaków z Steyr. I tak wybór padł na patrię, czyli rosomaka. Dziś, po 8 latach rosomak jest w 100 proc. produkowany z podzespołów wytwarzanych w Polsce. Ciekawostką jest fakt, że podwozia są wytwarzane w Janowie Lubelskim, w byłej fabryce Caterpillar, przez polsko-fińską spółkę Komas.
Jazda
– Proszę wsiadać, tylko nie robimy zdjęć w środku – zaprasza kierowca testowego rosomaka. Małe, ale wygodne foteliki nie były ciasne. Pas biodrowy zapięty i można jechać. Po chwili wnętrze przeszył lekki pomruk 490-konnego Diesla Scanii. Kierowca dodał gazu i rosmak pomknął jak podcięty batem. 20-tonowa bestia z dużą lekkością i gracja pokonywała kolejne doły, a z głośników sączyła się nastrojowa muzyka.
Zadziwiające było to, jak ten 20-tonowy \"żołnierz” mknie po dziurawym torze testowym siemianowickich zakładów. Na początku wydawało się, że \"desant” będzie poddany olbrzymim wstrząsom, z amplitudą sufit – podłoga. Nic z tych rzeczy. Odczuwalne były tylko lekkie szarpnięcia, mimo że kierowca nie żałował \"gazu”. Rosomak zapewnia spory komfort, także akustyczny. W środku było zaskakująco cicho.
– Mimo dużej masy, rosomaka prowadzi się bardzo łatwo. Wręcz jest idiotoodporny – mówi kierowca testowy rosomaka. Kierownica jak w samochodzie, automatyczna skrzynia, dobra widoczność przez luk lub specjalną osłonę kierowcy. – Trochę treningu i każdy może nim kierować – dodaje kierowca. O dziwo rosomak jest szybki. Na asfalcie \"wyciąga” 120 km/h. Po Internecie krąży już legendarny film kierowcy ciężarówki, który filmował kolumnę rosomaków.
– O kurde, czołg mnie bierze – można po chwili usłyszeć na nagraniu kierowcy.
Świat to za mało
Rosomaki służą wszędzie tam, gdzie są polskie wojska na misjach. Były w Czadzie, teraz są w Afganistanie. Zawsze z rosomakiem podróżuje ekipa techniczna z Siemianowic. I zawsze rosomak zbiera pozytywne recenzje. – Kilka lat temu byłem w Sharanie. Rozmawiałem z grupą żołnierzy z Miedzyrzecza. Nagle jeden z nich, kapral, powiedział \"panie ministrze, jeśli ktoś będzie pana krytykował za kupno dla nas rosomaka, niech pan na wezwie na świadków. Powiemy, że dzięki tym wozom jesteśmy tutaj bardziej bezpieczni* – wspominał Janusz Zemke, były minister obrony, który podpisał kontrakt na rosomaka.
Rosomaki trafiają nie tylko do polskiej armii. Służą także w Indonezji. – W wersji dla tamtejszej armii musieliśmy zamontować kuchenkę do gotowania ryżu, bo wypady do \"dżungli” czasami są bardzo długie. Tamtejsi wojskowi kazali nam, w ramach ćwiczeń, wyjąć i zamontować silnik z rosmaka. Czas mierzono od momentu wejścia ekipy technicznej na pojazd, do ustawienia silnika na stojaku i ponownego montażu. Wyjęcie zajęło nam 28 minut, montaż nieco ponad pół godziny – opowiada jeden z pracowników zakładów w Siemianowicach Śląskich.
Niestety są i kłopoty
W 2013 roku kończy się kontrakt z MON na dostawę 690 rosomaków w 10 wersjach i odmianach. Tym samym wygasa umowa licencyjna z Finami. Przez lata polscy inżynierowie z Siemianowic wprowadzili szereg ulepszeń i modernizacji wynikających z doświadczeń zebranych przez polskich żołnierzy walczących na misjach wojennych w Czadzie i Afganistanie. Polski rosomak to teraz najlepszy opancerzony transporter kołowy w NATO.
Teraz Finowie chcą bezpłatnie przejąć prawa do tych modernizacji i stawiają ostre warunki przedłużenia licencji. Polska strona wytka Finom nie wywiązywanie się z zapisów umowy offsetowej i żąda kar umownych.
Przed polskim rosomakiem kolejna batalia. Tym razem sądowa…
* – wypowiedź za wydawnictwem \"60 lat WZM w Siemianowicach Śląskich”
Rosomak z lubelskimi łapami
\"Rośki”, \"Mistrz ciętej riposty” czy \"Zielony diabeł” – tak żołnierz służący na misji w Afganistanie określają polskie kołowe transportery opancerzone rosomak. 15 grudnia minęło osiem lat od dostarczenia pierwszych pojazdów dla Wojska Polskiego. Od kilku lata podwozia do transporterów wytwarza spółka z Janowa Lubelskiego.
- 28.12.2012 12:21

Reklama













Komentarze