Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Hołd dla Lublina i jego mieszkańców. Czułe wyznanie uczuć

W pewnym momencie zrozumiałem, że ten projekt będzie rodzajem hołdu dla Lublina i jego mieszkańców, ale też czułym wyznaniem uczuć wobec miasta. Życzyłbym sobie, by słuchając i oglądając „Kocham, Lublin, Szanuję” widzowie na nowo odnaleźli w sobie empatię i miłość do miasta - napisał w programie Bartek Wąsik. Jego projekt „Nowa Warszawa”, czyli 12 na nowo zaaranżowanych piosenek o Warszawie, spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem krytyki i publiczności. Czy film o Lublinie z muzyką na żywo powtórzy sukces?
Hołd dla Lublina i jego mieszkańców. Czułe wyznanie uczuć
Bartek Wąsik

Autor: Dorota Awiorko

Rozmowa z Bartkiem Wąsikiem, pianistą i kompozytorem, współzałożycielem i członkiem zespołów „Lutosławski Piano Duo” i „Kwadrofonik”, autorem projektu „Kocham, Lublin, Szanuję. Harmonie miasta”, którego premiera odbędzie się w sobotę, 11 marca, w Teatrze Starym

• Jak długo mieszkał pan w Lublinie? 

- Osiemnaście lat. Opuściłem Lublin dla Warszawy, gdzie rozpocząłem studia pianistyczne. Oczywiście do Lublina wracałem, tu nadal mieszka moja rodzina. Ale wtedy był czas, kiedy wciągnęła mnie Warszawa.

• Jak pan spojrzy na Lublin z tamtej, młodzieńczej perspektywy, to jakie miasto wtedy tam widział?

- Cały czas się nad tym zastanawiam. To było miasto, odbierane przeze mnie, można powiedzieć osobę niewinną, młodą - jak chleb powszedni. Może przez to tego miasta już nie zauważałem i nie rozumiałem. Teraz, kiedy przyjeżdżam po latach, odkrywam różne znaczenia wielu miejsc.

• Co się zmieniło?

- Nagle zaczynam odkrywać nocny widok wieżowca na ulicy Walecznych. Albo rozświetlony komin przy elektrociepłowni, który znam od dziecka, bo wychowywałem się na osiedlu przy ul. Kruczkowskiego. Podczas realizacji filmu miałem okazję stanąć na szczycie tego komina.

• Jak stamtąd widać Lublin?

- To był widok niewyobrażalny. Zresztą, kiedy opowiadałem o miejscach, w których kręciliśmy film - mojej mamie i babci - mówiły, że nie wiedzą, gdzie to jest. A jeśli o którymś miejscu wiedzą, to nigdy nie zdawały sobie sprawy z widoków, które stamtąd mogą się rozciągać. Lub ludzi, którzy w tych miejscach opowiadali nam swe historie.

• Ważny był widok z dachu hotelu Victoria?

- Tu powstały ukochane time-lapse’y, spędziliśmy tu masę czasu, włącznie z „polowaniami” na super pełnie Księżyca.

• Jakie miejsca podczas kręcenia filmu najbardziej pana zaskoczyły?

- Widok z dachu Urzędu Miasta przy ulicy Wieniawskiej. Lublin wygląda stamtąd jak jakieś włoskie miasto. To był dla mnie bardzo zaskakujący widok. I ten widok „występuje” w naszym filmie. Ale najsilniejsze przeżycie zdarzyło się gdzie indziej.

• Gdzie?

- Często, jadąc do babci, przejeżdżaliśmy przez Kalinowszczyznę. Zawsze mnie interesowało, co jest za tym starym murem. Potem dowiedziałem się, że to jest stary żydowski cmentarz. Pamiętam zamkniętą furtę na cztery spusty. Wiele lat później, podczas kręcenia filmu spacerowaliśmy ulicą Lubartowską, byliśmy w dawnej Jesziwie. Tam zapytałem, jak można dostać się na kirkut. Pewien pan zapytał mnie, czy mam przy sobie dowód osobisty. Powiedziałem, że tak. Dałem mu ten dowód, a on wręczył mi w zamian klucz na kikut mówiąc: Tylko niech go pan przyniesie. Powiedziałem do Roberta Migasa (reżyseria dźwięku w filmie): właśnie spełnia się moje dziecięce marzenie. Zawsze chciałem tam trafić. Otworzyliśmy furtę, znaleźliśmy się w środku. Byliśmy sami na tym kirkucie. Co raz trafiały nam się takie magiczne przypadki. Potem jak przetrąceni wracaliśmy z Lublina do Warszawy, dyskutowaliśmy o Lublinie.

• Wróćmy do widoków z góry. Nie doczekał pana filmu prof. Władysław Panas, badacz niewidzialnego Lublina. „Dopiero z nieba - tylko z nieba - widać tę przedziwną osobliwość Miasta” pisał Panas o Lublinie, mieście, którego nie ma. Czy zobaczymy ją w filmie?

- Wracam do tych widoków z góry, bo widać stamtąd Lublin inaczej. Ale - a propos osobliwości miasta - zamarzyło mi się, żeby wejść pod ziemię. A dokładnie wejść do kanału Czechówki. W miejscu, kiedy rzeka znika przy ulicy Wodopojnej. I przeszliśmy. Zatrzymaliśmy się pod rondem przy Tarasach Zamkowych, bo poziom wody był za wysoki. Wcześniej stanęliśmy pod włazem, znajdującym się na terenie bazaru, na którym jest napisane: tędy płynie Czechówka. W filmie pojawi się światło, padające z góry. Od spodu widać przechodzących ludzi.

• Edward Hartwig, którego zdjęcia pan oglądał przed produkcją filmu napisał, że światło mieszka w bramie kilka minut. Jak ważne było światło w filmie?

- Polowaliśmy na wszystkie pory roku. Nie trafiliśmy na przykład na śnieżną zimę. Pamiętam widok ulicy Narutowicza, „ubranej” w drzewa pełne złotych, pomarańczowych liści. I piękne światło. Okazało się pod koniec zdjęć, że bateria była wyczerpana i nic nie zostało zarejestrowane. Piękne obrazy się zgubiły. Przyjechaliśmy tydzień później, już nie było ani liści ani takiego światła. Często trafiałem na takie wyjątkowe światło, takie widoki.

• Jakie?

- Udało mi się zrobić zdjęcie przy kościele św. Agnieszki. Niebo było tak błękitne, wręcz ciemno niebieskie, w kadrze znalazł się dach kościoła, kawałek wieży - i to niebo. Wysłałem znajomym. A oni się pytali: Gdzie ty wyjechałeś na wakacje? Do Włoch? Odpisałem, że jestem w Lublinie. I oni nie mogli uwierzyć. Musieli sprawdzić w internecie, czy taki kościół rzeczywiście istnieje.

• W programie napisał pan, że film ma zachęcić ludzi do spojrzenia na Lublin z miłością?

- Tak, bo ci co mieszkają w Lublinie, narzekają na miasto. A ci, co przyjeżdżają z zewnątrz, odczuwają zupełnie co innego. Nie wiem, jak to jedno z drugim połączyć. Ale też ten film i muzyka, którą napisałem, a więc cały projekt będzie na tyle uniwersalny, że ktoś kto nawet nie jest mieszkańcem Lublina - mam nadzieję - poczuje o co chodzi w tym mieście. Że ktoś, kto sobie na przykład włączy ten film w Genewie, Los Angeles czy Tokyo, powie: Ja tam chcę pojechać!

Rozmowa z Bartkiem Wąsikiem, pianistą i kompozytorem, współzałożycielem i członkiem zespołów „Lutosławski Piano Duo” i „Kwadrofonik”, autorem projektu „Kocham, Lublin, Szanuję. Harmonie miasta”, którego premiera odbędzie się w sobotę, 11 marca, w Teatrze Starym

• Jak długo mieszkał pan w Lublinie? 

- Osiemnaście lat. Opuściłem Lublin dla Warszawy, gdzie rozpocząłem studia pianistyczne. Oczywiście do Lublina wracałem, tu nadal mieszka moja rodzina. Ale wtedy był czas, kiedy wciągnęła mnie Warszawa.

• Jak pan spojrzy na Lublin z tamtej, młodzieńczej perspektywy, to jakie miasto wtedy tam widział?

- Cały czas się nad tym zastanawiam. To było miasto, odbierane przeze mnie, można powiedzieć osobę niewinną, młodą - jak chleb powszedni. Może przez to tego miasta już nie zauważałem i nie rozumiałem. Teraz, kiedy przyjeżdżam po latach, odkrywam różne znaczenia wielu miejsc.

• Co się zmieniło?

- Nagle zaczynam odkrywać nocny widok wieżowca na ulicy Walecznych. Albo rozświetlony komin przy elektrociepłowni, który znam od dziecka, bo wychowywałem się na osiedlu przy ul. Kruczkowskiego. Podczas realizacji filmu miałem okazję stanąć na szczycie tego komina.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama