Do zdarzenia doszło w piątek, przy ul. 1 Maja w Lublinie. Wolontariusze - asystenci osób bezdomnych - mają tam siedzibę.
– Po godz. 20 chcieliśmy wezwać pogotowie do jednego z naszych podopiecznych. Mężczyzna, ledwo chodzi i ma paskudne owrzodzone, śmierdzące rany na nodze, które od dawna się nie goją. W piątek nogi wyglądały znacznie gorzej niż wcześniej. To była otwarta rana – opowiada Michał Żelazo, wolontariusz \"Gorącego patrolu”, który zimą opiekuje się bezdomnymi i ubogimi. – Mieliśmy już podobne sytuacje i pogotowie nigdy nie odmówiło nam pomocy. Np. w przypadku młodego człowieka z podobną raną, tyle, że była już martwica i ratownik powiedział nam, że gdybyśmy nie zadzwonili po pomoc to on straciłby nogę. Dlatego wolałem być nadgorliwy.
Wolontariusz zadzwonili na pogotowie. – Pierwszy telefon: dyspozytorka informuje nas, że nie wyśle karetki, bo pogotowie jeździ tylko do chorych dzieci, wypadków i zawałów serca, a poza tym jak pan sam do nas przyszedł, to może sam pójść do szpitala na SOR – relacjonuje wolontariusz. – Drugi telefon, jakieś 10 minut później: inna dyspozytorka jest już skłonna wysłać do nas karetkę, ale po konsultacji z koleżanką, z którą wcześniej rozmawialiśmy zmienia decyzję. W trakcie tych rozmów nasz podopieczny, który nie jest w dobrej kondycji psychicznej zaczyna płakać, a po dłuższej chwili wychodzi.
Na tym nie koniec tej historii. – Ponad godzinę później dzwoni do mnie na komórkę dyspozytorka z pogotowia, pytając gdzie jesteśmy, bo karetka jest już u nas, na 1 Maja – dodaje Żelazo.
Zdaniem przełożonego dyspozytorki odmowa wysłania karetki pogotowia była słuszna.
– Nie chodziło tutaj o nagły stan zagrażający życiu, tylko o chorobę przewlekłą – przekonuje Zdzisław Kulesza, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego SP ZOZ w Lublinie. – Tłumaczyła to dyspozytorka i radziła, aby udać się do lekarza. Później karetka rzeczywiście została wysłana (bo było kolejne wezwanie – przyp. red.), ale tego mężczyzny już nie było. I dodaje: Gdybyśmy zaczęli jeździć do każdego podobnego przypadku to niczym innymi byśmy się nie zajmowali i ludzie, którzy potrzebują pilnej pomocy by jej nie otrzymali.
Dyrektor Kulesza zwraca też uwagę, że wieczorem dyżur pełni lekarz rodzinny, który może przyjechać do chorego. On też zdecyduje, czy stan pacjenta wymaga hospitalizacji.
Ostatecznie mężczyzna, który w zeszłym roku stracił w pożarze żonę i błąka się po Lublinie nie spotkał się z ratownikami ani lekarzem. Wolontariusze \"Gorącego patrolu”, którzy działają we współpracy z Centrum Duszpasterstwa Młodzieży i zimą pracują z bezdomnymi, którzy nie przebywają w schroniskach i noclegowniach nie widzieli go od piątku.
Reklama
Dyspozytorka nie chciała wysłać karetki. \"Pan sam może pójść na SOR\"
Dyspozytorka pogotowia ratunkowego w Lublinie nie wysłała karetki do bezdomnego z owrzodzonymi nogami. Stan 55-latka zaniepokoił wolontariuszy z \"Gorącego patrolu”, którzy wzywali pomoc. Przełożony dyspozytorki tłumaczy, że nie była to nagła sytuacja.
- 06.01.2013 16:24

Reklama













Komentarze