Dwóch mężczyzn i kobieta z malutkimi filiżankami. Trochę jakby lekcja dystyngowanego trzymania delikatnego naczynia dwoma palcami i arystokratycznego picia. Uczy Michał Waszyński, patrzą: James Mason, wybitny angielski aktor teatralny, filmowy i telewizyjny, oraz Sophia Loren, ikona kina lat 50. i 60., gwiazda filmów włoskich i amerykańskich. Zdjęcie, które promuje film „Książe i dybuk” oraz cały 15. Festiwal Filmowy Millennium Docs Against Gravity, zostało zrobione w 1963 roku na planie „Upadku cesarstwa rzymskiego”.
Michał Waszyński był koproducentem tej historycznej superprodukcji, której budżet osiągnął 22 miliony dolarów. Droższa w historii kina była tylko zrealizowana rok wcześniej „Kleopatra”.
Rola producenta i współpraca z wytwórnią Samuela Bronstona to była ostatnia rola Waszyńskiego. Zmarł niecały rok po oficjalnym wejściu „Upadku” na ekrany.
Gehenna
- To oczywiste, że biografowi zależy na gromadzeniu materiałów na temat danej osoby. Okazało się to szczególnie frustrujące w przypadku Michała Waszyńskiego. Ślady jego istnienia dawno już zostały zatarte. Przez nazistów. I przez jego własne kłamstwa – pisał Samuel Blumenfeld, francuski dziennikarz, autor książki „Człowiek, który chciał być księciem.. I cytował Mary Fenigi, sekretarkę Samuela Bronstona, która uważała, że Waszyński był wieloma ludźmi naraz. W jakimkolwiek gronie się znalazł, odnosiło się wrażenie, że zna tych wszystkich ludzi od dziecka. Przyznała, że nigdy nie widziała podobnej zdolności adaptacyjnej. I że Waszyński był fascynujący.
Czarna perła
Właśnie książka Blumenfelda, która jest praktycznie głównym zródłem informacji o kimś, kto nakręcił czterdzieści filmów, zainteresowała Elwirę Niewiarę i Piotra Rosołowskiego. Jak tłumaczą w wywiadach, to wówczas poczuli, że trafili na niesamowitą opowieść z ogromnym potencjałem na film dokumentalny.
Twórcy założyli, że znajdą sporo materiałów archiwalnych i ruszyli w podróż śladami swojego bohatera. Tak powstał „Książę i dybuk”. Elwira Niewiera, jest scenarzystką i reżyserką filmową. Studiowała germanistykę, teatrologię i etnologię. Pracowała, jako asystentka reżysera, przy nominowanym do Oscara „Króliku po berlińsku” Bartosz Konopki. Do tego samego „Królika po berlińsku” zdjęcia robił Piotr Rosołowski, operator, scenarzysta i reżyser. Później już wspólnie zrealizowali nagradzany „Efekt domina”.
O swoim najnowszym bohaterze opowiadają, że był postacią absolutnie niejednoznaczną. Producentem filmowym, człowiekiem sukcesu, otoczonym gwiazdami, księciem we własnym rolls-roysie, a zarazem kimś okropnie poranionym, zamkniętym, niedopuszczającym nikogo do swoich sekretów.
Chodzili śladami kogoś, kto swoje ślady metodycznie zacierał i wyznawał zasadę: Zostawcie przeszłość za sobą, ona się nie liczy. Ważne jest tylko to, co przed nami. Żeby mieć cel i żeby iść do przodu.
Orlę
Choć bohater filmu Niewiery i Rosołowskiego bardzo chciał o tym zapomnieć, opowieść o nim trzeba zacząć chyba od Kowla. To najpewniej tam, w żydowskim sztetlu, 29 września 1904 roku kowalowi i handlarce drobiu urodził się syn Mosze. Mosze Waks. Bez względu na ilość opowieści jakie opisują dzieciństwo Mosze – od tych pokazujących nędzę życia w malutkiej chałupince przy ul. Łuckiej 26, po wersję wyrastania w pięknej, sięgającej horyzontu posiadłości z dworem i kościołem, przed którym Niemcy zastrzelili ojca – pewne jest jedno. Mosze Waks wyjechał z Kowla do Warszawy jako nastolatek. Tam spotkał reżysera filmowego Wiktora Biegańskiego. Karierę zaczął właśnie u niego od posady gońca. I, co najważniejsze, od zmiany nazwiska. W 1922 roku w filmie jako aktor debiutuje Michał Waszyński.
Reżyserski debiut odbył się siedem lat później. I aż do czasu nakręcenia "Dybuka" Waszyński uważany był za miernego twórcę. Recenzenci pisali, że przynosi wstyd polskiej kinematografii, nazywano go królem polskiego komizmu brukowego. Publiczność uważał inaczej i chodziła na jego filmy. Producenci też byli zadowoleni, bo były to obrazy kręcone, bywało, w dwa tygodnie. W latach 30. zrobił ich blisko 40. Wśród nich takie hity, jak: „Znachor” i „Profesor Wilczur” z Kazimierzem Junosza-Stępowskim i Elżbietą Barszczewską czy „Jaśnie pan szofer” z Eugeniuszem Bodo i „Dodek na froncie” z Adolfem Dymszą.
Król królów
Wojna zastała go Warszawie, później był w Białymstoku i Lwowie. Przypuszczalnie trafił na Syberię, był żołnierzem Andersa. Czołówka filmowa, którą kierował, dokumentowała cały szlak armii Andersa. W 1946 nakęcił "Wielką drogę" - film fabularny, w którym wykorzystał zdjęcia z bitwy o Monte Cassino.
To w tym mniej więcej okresie w dokumentach wojskowych znika Waszyński, Żyd z Kowla. Od tamtej pory jest Waszyńskim wyznania rzymskokatolickiego urodzonym w Warszawie. Dla Włochów, wśród których żyje po wojnie, jest pozbawionym majątku polskim księciem, który kręci filmy. Karierę reżysera kończy w 1947 roku obrazem „Fiamme sul mare". Na przełomie lat 40. i 50 nie porzuca filmu, ale we Włoszech, a potem Hiszpanii działa dla Hollywood jako dyrektor artystyczny, dyrektor castingu i w końcu producent. Odkrywa dla filmu Audrey Hepburn i Sophię Loren. Osoby, z którymi w tamtych czasach pozował do zdjęć, i nazwiska w obsadach filmów, przy których pracował, to mała historia kina światowego: Orson Welles, Errol Flynn, Gina Lollobrigida, Gregory Peck, Humphrey Bogart, Ava Gardner, Richard Burton, John Wayne, Rita Hayworth czy Claudia Cardinale.
Dybuk
Tyle o księciu. A co z dybukiem? „Dybuk. Na pograniczu dwóch światów” to najważniejszy zrealizowany na świecie film jidyszowy. Na podstawie znanej sztuki An-skiego wyreżyserował go Michał Waszyński!
Jak mogli przeczytać ówcześni widzowie na plakatach, teatr świetlny opowiada o tym, jak dwaj przyjaciele Sander i Nison związali się przysięgą, że ich dzieci w przyszłości się pobiorą. Żona Nisona powiła syna – Chonona, Sanderowi zaś urodziła się córka – Lea. Sander z czasem wzbogacił się i zaniechał dotrzymania przysięgi. Lea, która poznała przypadkiem przeznaczonego sobie Chonona, wzbrania się poślubić wybranego jej przez ojca kandydata. A gdy Chonon umiera, dziewczyna zostaje opętana przez jego ducha, zwanego dybukiem.
Głównym wątkiem filmu jest niespełniona miłość, czy też uczucie, które nie miało racji bytu w miejscu i czasie, w którym rozgrywa się akcja dramatu. W przypadku Waszyńskiego było bardzo podobnie. Nie mógł pozwolić sobie na bycie gejem w społeczności chasydzkiego sztetlu – tłumaczą w jednym z wywiadów twórcy „Księcia i dybuka”. Zwracają uwagę na to, jaką walkę musiał toczyć ze sobą ich bohater realizując „Dybuka”, skoro do końca podawał się za outsidera względem żydowskiej kultury, nie przyznając się nawet, że włada jidysz. Na planie pracował nawet tłumacz.
Rozmówcy Blumenfelda wspominają, że Misza zawsze mówił o tym swoim filmie szeptem. Ciągle się go bał. Jakby widział przesuwające się mu przed oczyma całe życie.
Pod banderą miłości
Uroczysta premiera „Dybuka” odbyła się 29 wrześniu 1937 roku w Sfinksie, jednym z największych kin Warszawy. Film nie schodził z afisza przez trzy miesiące. Dzięki temu, że Piotr Nazaruk z Ośrodka Brama Grodzka-Teatr NN przejrzał lubelskie gazety w języku jidysz wiemy, że przedpremierowe pokazy filmu Waszyńskiego odbyły się w Lublinie!
Kino Bałtyk. Już od 20-go tego miesiąca prezentowana będzie w naszym kinie słynna legenda dramatyczna na podstawie Sz. An-skiego w reżyserii M. Waszyńskiego. "Dybuk", dramatyczna legenda An-skiego przewyższa wszystkie dzisiejsze dzieła mające związek z żydowskim życiem. Pieśni religijne w wykonaniu Gerszona Siroty. W rolach głównych Morewski, Samberg, Lili Liliana, Dina Halpern, Liebgold, Bożyk, Lipman.
Takie ogłoszenie mogły przeczytać osoby, które 14 września 1937 roku kupiły dziennik "Lubliner Tugblat".
Bałtyk z ul. Szpitalnej 11 (dziś ul. Peowiaków) był jednym z kilkunastu działających wówczas w mieście kin. Właścicielem kamienicy był Szyja Brodt, a kino prowadził Tadeusz Kozicki.
Bezimienni bohaterowie
- W przeddzień pierwszego seansu „Lubliner Tugblat” wydrukował całostronicowy afisz filmu oraz notę „Lublin czeka z zapartym tchem na Dybuka”. Premierę odnotowała także w swoisty sposób endecka gazeta „Głos Lubelski”, która atakowała najemcę kina za sprowadzanie do Lublina filmów żydowskich „jak Dybuk i inne” – relacjonuje Piotr Nazaruk i dodaje, że „Dybuk” cieszył się w naszym mieście bardzo dużym powodzeniem. Według relacji prasowych przyciągał także chasydów, którzy nie chodzili wcześniej do kina ze względów religijnych.
Jeden z plakatów reklamujących lubelskie seanse tłumaczył widzom, że ceny biletów nie mogą być niższe, bo produkcja filmu była droga.
Elwira Niewiera i Piotr Rosołowski pytani, czy mogą wyjaśnić, dlaczego w kinie Kozickiego były pierwsze projekcje przyznają, że o pokazach wiedzieli, ale nie śledzili tych wątków, bo do „Księcia i dybuka” nie było im to potrzebne.
- Większość zdjęć do „Dybuka” była kręcona w plenerach Kazimierza nad Wisłą. Może producenci mieli jakieś zobowiązania wobec miejscowych współpracowników, a najbliższym miastem, w którym było kino był właśnie Lublin? Nie wiem. Zgaduję. Może producenci filmu, Felicja i Izydor Fenigsteinowie, właściciele wytwórni „Feniks” z ul. Chmielnej 43 w Warszawie, mieli zobowiązania wobec kogoś z Lublina? Kiniarze bardzo często dokonywali przedpłat na film, niekiedy na długo przed tym, zanim przystąpiono do produkcji. Ale żeby za to rewanżować się specjalnym pokazem? Nigdy o czymś podobnym nie słyszałem, ale w ówczesnej branży wszystko było możliwe – uważa dr Roman Włodek, filmoznawca z Instytutu Historii PAN, który zajmuje się historią filmu polskiego, biografistyką oraz tematyką judaistyczną. I był konsultantem przy powstawaniu „Księcia i dybuka”.
Kamienicy w której działało kino Bałtyk dawno nie ma. W jej miejscu stoi inna. Wśród wielu dokumentów dotyczących działalności przedwojennych lubelskich kin o ślad Bałtyku trudno.
Waszyński, mistrz zacierania śladów byłby zadowolony.
Projekcja filmu „Książę i dybuk” 13 maja o godz. 19.00 w CSK. Po projekcji spotkanie z twórcami. Gdyby ktoś jeszcze potrzebował rekomendacji, Elwira Niewiera i Piotr Rosołowski za „Księcia i dybuka” dostali nagrodę za najlepszy dokument o kinie na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji .
Korzystałam z Pleograf. Kwartalnik Akademii Polskiego Filmu", nr 3/2017 i Samuel Blumenfeld „Człowiek, który chciał być księciem”. Śródtytuły to tytuły filmów z filmografii Michała Waszyńskiego
Dwóch mężczyzn i kobieta z malutkimi filiżankami. Trochę jakby lekcja dystyngowanego trzymania delikatnego naczynia dwoma palcami i arystokratycznego picia. Uczy Michał Waszyński, patrzą: James Mason, wybitny angielski aktor teatralny, filmowy i telewizyjny, oraz Sophia Loren, ikona kina lat 50. i 60., gwiazda filmów włoskich i amerykańskich. Zdjęcie, które promuje film „Książe i dybuk” oraz cały 15. Festiwal Filmowy Millennium Docs Against Gravity, zostało zrobione w 1963 roku na planie „Upadku cesarstwa rzymskiego”.
Michał Waszyński był koproducentem tej historycznej superprodukcji, której budżet osiągnął 22 miliony dolarów. Droższa w historii kina była tylko zrealizowana rok wcześniej „Kleopatra”.
Rola producenta i współpraca z wytwórnią Samuela Bronstona to była ostatnia rola Waszyńskiego. Zmarł niecały rok po oficjalnym wejściu „Upadku” na ekrany.
Gehenna
- To oczywiste, że biografowi zależy na gromadzeniu materiałów na temat danej osoby. Okazało się to szczególnie frustrujące w przypadku Michała Waszyńskiego. Ślady jego istnienia dawno już zostały zatarte. Przez nazistów. I przez jego własne kłamstwa – pisał Samuel Blumenfeld, francuski dziennikarz, autor książki „Człowiek, który chciał być księciem.. I cytował Mary Fenigi, sekretarkę Samuela Bronstona, która uważała, że Waszyński był wieloma ludźmi naraz. W jakimkolwiek gronie się znalazł, odnosiło się wrażenie, że zna tych wszystkich ludzi od dziecka. Przyznała, że nigdy nie widziała podobnej zdolności adaptacyjnej. I że Waszyński był fascynujący.
Projekcja filmu w niedzielę, 13 maja, o godzinie 19 w CSK. Po projekcji spotkanie z twórcami. Gdyby ktoś jeszcze potrzebował rekomendacji, Elwira Niewiera i Piotr Rosołowski na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji dostali nagrodę dla najlepszego dokumentu o kinie.















Komentarze