Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Wyspy Alandzkie i koszykówka

Rozmowa z Karolem Śliwą, sędzią koszykówki, dziennikarzem, blogerem i podróżnikiem.
Wyspy Alandzkie i koszykówka
Karol Śliwa to znana postać w lubelskim środowisku koszykarskim. Kiedy mieszkał w Polsce był cenionym sędzią, a także niezłym koszykarzem, który swoją pasję realizował w rozgrywkach Pod koszami Dziennika Wschodniego. Obecnie mieszka na Wyspach Alandzkich w Finlandii. W Skandynawii nie rozstał się z koszykówką. Obecnie sędziuje mecze ligi szwedzkiej i fińskiej. Oprócz tego prowadzi zajęcia z młodzieżą w klubie Basket Aland. Karol jest nieprzerwanie dziennikarzem Magazynu MVP. (Jacek Świerczyński)
Przeciętny Polak raczej niewiele wie o Wyspach Alandzkich...

– Wyspy Alandzkie należą do Finlandii, ale mają dużą autonomię. Posiadają własny parlament, a językiem urzędowym jest szwedzki. Fiński słyszy się na ulicach bardzo rzadko. Ludzie są tam bardzo spokojni, jest dużo lasów, jezior. Ciekawostką jest fakt, że drogi na Alandach są czerwone.

Czerwone?

- Tak. Zawdzięczają to lokalnej skałce, która ma taki właśnie kolor.

Jak pan tam trafił?

- To był czysty przypadek. Kilka lat temu mój przyjaciel miał koleżankę, która stamtąd pochodziła. Zaprosiła nas do siebie. Pojechaliśmy, spodobało nam się. Później jeździliśmy tam każdego lata jako studenci, żeby pracować. Zakochaliśmy się w Alandach. Co mnie urzekło? Chyba spokój mieszkańców. Tam życie toczy się w zupełnie innym tempie. Widać to nawet na ulicach, gdzie samochody poruszają się dużo wolniej niż w Polsce. Poza tym przyroda i sam fakt, że są to mało znane wyspy, co sprawia że miejsce jest nieco tajemnicze, odizolowane od reszty Europy.

Nie przeszkadza panu brak słońca?

- Rzeczywiście, to jest pewien problem, ale nie jest aż tak źle. O ile w lecie dzień jest bardzo długi, to w zimie trwa on jedynie kilka godzin. Słońce wówczas wstaje po godzinie 9, a zachodzi już około godziny 15. Ale dla mnie to nie problem. Mam swoje treningi w kosza, siłownię, basen i internet. Dzięki sieci mam kontakt z rodziną i znajomymi oraz resztą świata, czyli przede wszystkim NBA.

To prawda, że Finowie umilają sobie zimowy czas za pomocą alkoholu?

- Tak, Finowie piją dość dużo. Oczywiście nie wszyscy, ale generalnie jest to jeden z większych problemów społecznych w tym kraju.

A co pan w ogóle robi na tych wyspach?

– W ciągu tygodnia uczę się szwedzkiego. Od września do marca odbywałem staż w jednej z partii politycznych alandzkiego rządu. Polityka, obok koszykówki, jest moją pasją. W weekendy jestem sędzią. Położenie wysp pozwala mi pracować w dwóch krajach. Czasem zdarza się tak, że jednego dnia mam mecze w Finlandii, a 24 godziny później już biegam po parkietach w Szwecji.

Dodajmy, że jest pan całkiem niezłym arbitrem. W Finlandii prowadzi pan nawet mecze drugiej ligi.

- W Szwecji z kolei sędziuje trzecią ligę. Jest tam sporo arbitrów z innych państw. Sam pracowałem na boisku m.in. z Grekiem, Litwinem czy Amerykaninem. W Finlandii sprawa wygląda nieco inaczej, bo tam sędziów innej narodowości jest znacznie mniej. Jako ciekawostkę podam, że oprócz mnie, sędziuje i mieszka w Finlandii inny Polak, mój bardzo dobry kolega, który na imię ma również Karol.

W jakim języku porozumiewa się pan z zawodnikami?

- Najczęściej w międzynarodowym języku przepisów. Poza tym po angielsku. W Szwecji znają go wszyscy. Mój szwedzki jeszcze nie pozwala mi na zaawansowane dyskusje, ale staram się go używać. W Finlandii rozmawiam z zawodnikami i trenerami tylko po angielsku. Po fińsku znam zaledwie kilka słów. Jest to prawdopodobnie jeden z najtrudniejszych do nauczenia języków na świecie.

Czy w Skandynawii koszykówka jest popularnym sportem?

- Wbrew pozorom jest całkiem popularna i często uprawiana przez młodzież. Nie brakuje obiektów do regularnego, profesjonalnego trenowania nawet w maleńkich wioskach. Problem pojawia się na poziomie seniora. Nie każdy może wyjechać ze sportowym stypendium do Stanów Zjednoczonych, nie każdy na etapie juniora zostanie wypatrzony przez skautów najmocniejszych europejskich klubów. Kontrakty w rodzimych ligach pozwalają normalnie żyć, ale nie zapewniają bezpiecznej przyszłości.

Ale to chyba jest problem w wielu krajach?

- Jasne. Kilku zawodników ze Skandynawii miało spore szczęście. Najlepszym przykładem są Szwedzi Jonas Jerebko i Jeff Taylor, którzy trafili do NBA. Wspomnieć też trzeba Macieja Lampe, który jest przecież \"produktem” szwedzkiego systemu szkolenia. Wśród Finów najlepsi grają w silnych europejskich ligach. Peteri Koponen był nawet wybrany w drafcie do NBA, ale nie zdecydował się na karierę za oceanem. Przed nim wielką gwiazdą w Finlandii był Hanno Möttölä, który kilkanaście lat temu zaliczył epizod w Atlancie Hawks.

Pan również przyczynia się do rozwoju fińskiej koszykówki.

- Mam nadzieję, że tak. Prowadzę treningi w klubie Basket Aland w Mariehamn, stolicy Wysp Alandzkich. W mojej grupie są dzieci w wieku od 10 do 16 lat. Staram się odciągać je od Facebooka i PlayStation.
Są jakieś talenty?

- Talenty to może za dużo powiedziane. Po młodzieży widać, że nie są obyci z koszykówką i raczej nie oglądają jej w telewizji. Jest jednak kilka osób, które mają smykałkę do basketu.

Czyli NBA oglądają dość rzadko...

- Na pewno rzadziej niż ja. Jestem od lat wielkim fanem NBA.

Udało się już panu spotkań na żywo z gwiazdami NBA?
- Tak, miałem to szczęście. David Stern, Jason Kidd, Paul Pierce czy Kevin Garnett to tylko kilka z osób, które udało mi się namówić na rozmowę.

Kto zrobił największe wrażenie?

- Kevin Garnett. Jestem jego wielkim fanem od dziecka. Możliwość porozmawiania, zrobienia wspólnego zdjęcia było spełnieniem wielkiego koszykarskiego marzenia. Ekipy z najlepszej ligi świata rozgrywają w ostatnich latach dość regularnie mecze w Europie. Przy okazji chciałbym tu wspomnieć o ich profesjonalizmie. Kluby przywożą ze sobą własne kosze, parkiet, nawet napoje. Dwie drużyny NBA przyjeżdżające do Europy na jeden mecz zabierają ze sobą około trzystuosobową grupę.

Marcin Gortat ma szanse zostać gwiazdą NBA?

- Gwiazdą pierwszego formatu raczej nie, ale przecież on już dziś jest jednym z najlepszych środkowych w NBA. Jest rozpoznawany, szanowany i bardzo lubiany za swoją ciężką pracę i drogę, jaką przeszedł. W dzisiejszych czasach na palcach jednej ręki można policzyć klasowych centrów w tej lidze. Marcin już jest jednym z nich. Latem podpisze nowy kontrakt i wiele wskazuje na to, że będzie to kontrakt jego życia. Gdybym miał mu doradzać, to poradziłbym mu pozostanie w Washington Wizards. Uważam, że ma szanse żeby w przyszłości wystąpić w Meczu Gwiazd.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama
Reklama