W PRL prężny ośrodek rolniczej Solidarności. Ta niewielka wieś była zalążkiem niezależności i wolnej myśli. To tutaj przeciwko władzy organizowali się rolnicy. Powstawały podziemne pisma konspiracyjne i nielegalne plakaty. Ostatnio w gminie Fajsławice działo się coraz mniej. Ludzie zaczęli wyjeżdżać za chlebem. Przełom nastąpił kilka lat temu.
W połowie 2009 roku spółka Elektrownie Wiatrowe Kresy I z portugalskim kapitałem zaproponowała budowę farmy wiatrowej na terenie gmin Fajsławice i Łopiennik Górny. Władzom zależało, bo inwestycja wiązała się z budową nowych dróg i wpływami z podatków od turbin. Powstać miało ich 35, wieże miały być wysokie na 150 metrów. Zarobić miało około 500 osób, z którymi zaczęto zawierać umowy dzierżawy terenów pod wiatraki. Inwestor oferował 20 000 zł rocznie za każdy wiatrak postawiony na działce oraz opłaty m.in. za eksploatację dróg dojazdowych.
Wiatraki to szansa
Inwestor dosyć szybko zrezygnował z Łopiennika. Wystraszyło go negatywne nastawienie mieszkańców. – Bo taka farma to zagrożenie dla naszego zdrowia, degradacja gleb. Rolnicy stracą, a i gmina prawie nic nie zarobi. Te wiatraki to dla nas śmierć – mówił w 2010 roku Andrzej Sawa z komitetu protestacyjnego, który założono w gminie Łopiennik Górny.
W gminie Fajsławice było o wiele spokojniej. Urzędnicy szybko rozpoczęli prace nad zmianą planu zagospodarowania.
– Wiele osób miało nadzieje i ma ją do dziś, że się polepszy. Wiatraki miały zmienić oblicze naszej gminy. Ja też tak myślałem – opowiada Michał Stępniak z Ignasina.
Jednak w 2013 roku mieszkańcy zaczęli się buntować. – Chciałem wybudować dom, ale okazało się, że nie mogę tego zrobić, bo moja działka objęta jest strefą ochronną w związku z planowaną budową wiatraków – tłumaczy Stępniak. Do jego protestu przyłączyło się kilkaset osób, które obawiały się, że wiatraki powstaną zbyt blisko domów. Będą zagrażać zdrowiu i obniżą wartość ich działek.
Pod takim naciskiem Rada Gminy uległa. Jesienią ub. roku sprzeciwiła się budowie farmy w takim wymiarze i poprosiła inwestora, by przedstawił inną ofertę. – Chodziło o to, by turbin było mniej i rozlokowane były dalej od zabudowań – tłumaczy Krzysztof Gałan, zastępca wójta gm. Fajsławice. Ale to nie zadowoliło protestujących.
– To tylko mydlenie oczu. Radni chcieli w ten sposób ocieplić swój wizerunek. Moim zdaniem ich stanowisko niewiele za sobą niesie. Ta inwestycja od początku była źle przygotowana. Przede wszystkim bez konsultacji z mieszkańcami – uważa Stępniak.
Kontrola NIK
Sprawę Fajsławic wzięła pod lupę Najwyższa Izba Kontroli, która sprawdzała legalność kilkuset takich inwestycji w całej Polsce. Niedawno pojawiło się \"wystąpienie pokontrolne”. Dla gminy Fajsławice wypada ono bardzo negatywnie. Potwierdza, że źle realizowano tę inwestycję.
NIK wytyka m. in. to, że gmina niewystarczająco informowała mieszkańców o sprawie. Że zgodziła się, by to inwestor sfinansował zmiany w planie miejscowym, dzięki czemu mógł sam decydować, gdzie i ile wiatraków powstanie. Inny z zarzutów dotyczy niegospodarności: gmina wydała prawie 68 tys. zł na zmiany w studium, a później pod wpływem narastających protestów z niego zrezygnowała. Nielegalne miało też być zlecenie pracowni urbanistycznej opracowania zmian w planie miejscowym bez uchwały Rady Gminy.
Urzędnikom dostało się też za naruszenie prawa o zamówieniach publicznych: \"Niezgodnie z przepisami prawa o zamówieniach publicznych udzielono zamówienia z wolnej ręki – jako zamówienia uzupełniającego, podczas gdy jego wartość przekraczała 50 proc. wartości zamówienia podstawowego” – czytamy w wystąpieniu NIK.
– Z częścią tych ustaleń się nie zgadzamy. Inwestycja nie była przygotowywana w tajemnicy przed mieszkańcami, bo od 2010 roku omawiana była na każdej sesji rady, a mieszkańcy mogli w nich uczestniczyć – uważa Krzysztof Gałan. Dodaje, że gmina kilka razy proponowała mieszkańcom wycieczki do sąsiednich gmin, by przekonali się na własne uszy, jaki jest poziom decybeli. – Nikt nie chciał pojechać.
Także zdaniem sekretarza gminy Jacka Kęcika ocena NIK jest nierzetelna. – Niektóre zarzuty są absurdalne i krzywdzące. Inwestor nie miał wpływu na wszystko, a gmina nie ulegała jego presji. Dowodem jest to, że rada wstrzymała prace nad inwestycją. Jeśli chodzi o zmiany w studium, to musieliśmy zapłacić wykonawcy, bo wiązała nas umowa.
Co dalej?
Wójt zgłosił zastrzeżenia do kontroli i czeka na ich rozpatrzenie. Wiadomo, że inwestycja utknęła co najmniej do przyszłych wyborów. Wiadomo też, że jest poważnie zagrożona. Gmina prawdopodobnie będzie chciała poczekać aż w parlamencie zakończą się prace nad ustawą o elektrowniach wiatrowych. Jednym z pomysłów posłów jest to, by odległość elektrowni wiatrowych od zabudowań i lasów wynosiła minimum trzy kilometry. Tymczasem według ekspertów takie rozwiązanie zrujnowałoby branżę wiatrową w Polsce.
Według Michała Siembaba, dyrektora Polskiej Izby Gospodarczej Energii Odnawialnej do instalacji turbin, po wejściu nowych przepisów, nadawałoby się zaledwie 2 proc. terenów w Polsce.
– Nie jestem uprzedzony do wiatraków i uważam, że taka inwestycja mogłaby być zrealizowana w naszej gminie. Pod warunkiem, że turbiny będą stały co najmniej 1 km od zabudowań – kończy Michał Stępniak.
Tego, jakie mogą być konsekwencje kontroli NIK dla gminy Fajsławice, jeszcze nie wiadomo.
– Odpowiedź na to pytanie nie może być w tej chwili udzielona, bo postępowanie w sprawie nie zostało ostatecznie zakończone, a informacje zgromadzone stanowią tajemnicę kontrolerską – wyjaśnia Edward Lis, dyrektor delegatury NIK w Lublinie.
Reklama
Pod wiatr czyli o planach budowy farmy wiatrowej w Fajsławicach
Fajsławice: Ta inwestycja miała odmienić gminę, ale budowa farmy wiatrowej powoli zaczyna wszystkim wychodzić bokiem i jest coraz bardziej zagrożona
- 09.05.2014 15:41

Reklama












Komentarze