Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.
Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)
Pierwsza fala deszczu przyszła z niedzieli na poniedziałek. Mieszkańcy osiedla Brzeziny I z przerażeniem patrzyli na wzbierające kałuże, które w okamgnieniu przemieniały się w rwące potoki. Osiedle zaczęło tonąć w wodzie. – Rano nie mieliśmy jak przejść na przystanek – opowiada Roman Ładny mieszkający w bloku przy ul. Głogowej. – Tutaj spływa woda z całego miasta i nas po prostu zalewa. W poniedziałek rano straż pożarna wypompowywała wodę z zalanych piwnic, mieszkańcy uprzątali teren osiedla i zalane garaże. Woda powoli spływała studzienkami do ścieków. Mieszkańcy odetchnęli z ulgą. Na dwa dni. Bo najgorsze przyszło ze środy na czwartek. – O drugiej w nocy pobiegłam zabrać samochód z garażu – opowiada pani Wiesława Nankiewicz. – To był ostatni moment, bo w garażach z minuty na minutę przybywało wody. A na dworze ściana deszczu. Ciężko było iść, bo tonęło się po kolana w wodzie. Skutki nocnej ulewy zobaczyli mieszkańcy nad ranem. Piwnice zalane po sam sufit, woda podchodząca niemal pod drzwi mieszkania na parterze. Zatopione samochody w garażach. – Masakra! – podsumowuje Tadeusz Nowicki, który już od rana wybierał wiaderkami wodę z kanału. Na osiedlu Brzeziny I osiem lat temu wybudowano 200 garaży. Dwa lata temu zalało je po raz pierwszy. W tej chwili do tych położonych w najniższych miejscach nie ma w ogóle dojścia. Jedne garaże zalało prawie pod sufit, inne tylko do połowy. Ale i to wystarczyło, żeby uszkodzić zamknięte w nich samochody. – Wszystko do wyrzucenia – skarży się właściciel jednego z niżej położonych garaży pokazując ociekające wodą chodniki i przemoczoną tapicerkę w swoim aucie. Obok garaży stoi samochód. W mule, zaciekach. – Wystawał 10 cm spod wody – opowiadają świdniczanie. – Tylko dach było widać. - Nikt tu do nas nawet nie zajrzał, ani z urzędu miasta, ani z administracji osiedla – skarżą się mieszkańcy bloków przy ul. Wiśniowej i Głogowej. – A przecież wiadomo, że to wszystko wina zapchanych studzienek. Woda stoi jak w jeziorze. Stanisław Pastusiak z-ca kierownika administracji osiedla Brzeziny I twierdzi, że zarówno w poniedziałek, jak i w czwartek pracownicy administracji uprzątali zalane korytarze w blokach i pomagali mieszkańcom porządkować piwnice. - Teraz szykujemy się do odkażania. Ale dopóki nie będzie nowego kolektora, to ciągle będzie nas zalewać – mówi Pastusiak, który sam mieszka przy ul. Wiśniowej i dwa razy deszcze podtopiły jego piwnicę. Arturowi Soboniowi rzecznikowi prasowemu urzędu miasta także zalało garaż. Popołudniu, tak jak inni, wybierał z niego wodę. Dlatego rozumie zdenerwowanie ludzi, ale zaprzecza, jakoby miasto nie interesowało się tym, co się stało. - Od rana po całym mieście jeździł wiceburmistrz Świdnika Ryszard Sudoł i spisywał skutki nocnego zalania – odpiera zarzuty mieszkańców Soboń. - Zdajemy sobie sprawę, że istniejący w Świdniku kolektor wód deszczowych nie spełnia już swojej roli i w najniżej położonych punktach miasta, w przypadku gwałtownych opadów zalewane są piwnice i garaże. Dlatego władze miasta zdecydowały się w ubiegłym roku przystąpić do budowy nowego systemu oczyszczania i odprowadzania wód deszczowych. Inwestycja obejmie budowę kolektora zbiorczego wód deszczowych oraz oczyszczalni wód deszczowych i zbiornika retencyjnego. Koszt inwestycji to ok. 25 mln zł. - Przygotowanie dokumentacji technicznej trwało rok i jest już gotowe. Kupujemy niezbędne grunty, w tym roku miasto wyda na to ok. 0,5 mln. W 2006 zamierzamy rozpocząć realizację tej inwestycji, jeśli pozyskamy na nią odpowiednie fundusze. To pozwoli zminimalizować efekty opadów deszczowych – mówi rzecznik. Ale to odległa perspektywa. Do tego czasu pozostaje nadzieja, że... nie będzie padać. Zdecydowanie utopijna, biorąc pod uwagę aktualne prognozy pogody.
– Poszukujemy głównie osób w zawodach laminater oraz operator obrabiarek sterowanych numerycznie do zakładu wyrobów kompozytowych i zakładu mechanicznego. Duże szanse na przyjęcie do pracy mają osoby ze średnim, bądź zawodowym wykształceniem technicznym. – Aktualnie planujemy przyjęcie około 20 osób – zapowiada Jan Mazur rzecznik prasowy PZL Świdnik.
Lublin znajdzie się w samym centrum najbliższych wyborów parlamentarnych i prezydenckich. To od nas popłyną w Polskę bieżące informacje o frekwencji i wynikach wyborów. A wszystko za sprawą lubelskiej spółki MikroBIT, która wygrała przetarg Krajowego Biura Wyborczego na internetową obsługę wyborów.
Na drożyznę na stacjach jeszcze długo nic nie poradzimy. Ale wystarczy wybrać się na tańszą stację, by na jednym tankowaniu zaoszczędzić nawet 11 złotych. To prawie 2,5 litra benzyny.
Niemal co czwarta stacja na Lubelszczyźnie handluje paliwem złej jakości. Najczęściej za dużo jest w nim siarki i benzenu. Nikogo nie przyłapano u nas na modnym w zachodniej Polsce procederze „chrzczenia” paliw wodą.
Emilia ma duże szarozielone oczy i robi wrażenie bardzo niewinnej. To jej największy atut. Agata lubi prowokować. Drapieżną fryzurą, ostrym makijażem i obcisłymi skórami. A Tamara to dama. Wysoka i elegancka. Można z nią porozmawiać o polityce albo o książkach. Wszystkie są luksusowymi... No właśnie. Prostytutkami?
Andrzej Wójtowicz miał trzydzieści trzy lata, kiedy pierwszy raz usiadł w siodle. I zapragnął mieć konia. Żeby sobie na nim czasem pojeździć i odpocząć od pracy. Dzisiaj ma 80 koni i należy do ścisłego grona największych hodowców koni krwi arabskiej w Polsce. Jest też jednym z najbardziej utytułowanych polskich dżokejów. Wygrał w wyścigach wszystko, co było do wygrania.
Poznałam jednego, a zobaczyłam kilku. Kilku Adasiów. Wchodzili, wychodzili, kręcili się, podśpiewywali i gadali jeden przez drugiego. Tym samym głosem, który dźwięczał mi w głowie jak syrena alarmowa. Zwielokrotnieni, sklonowani, odkalkowani. Śnię? Pijacki koszmar na trzeźwo? Zwariowałam? - Spokojnie. Nas jest po prostu trzech - śmieje się Adaś.
Idea była prosta, choć niebanalna. Prosta, bo kalendarz na nowe tysiąclecie miały ozdabiać dziewczyny. Niebanalna, bo dziewczyny niezwykłe. Piłkarki ręczne z lubelskiej, mistrzowskiej drużyny. Profesjonalistki. Najlepsze z najlepszych. Niepokonane. Iwona, Wioletta, Sabina. Przebrane, wystylizowane, odświętne. Inne, niż te znane z boiska. Jesień, zima, lato. Przypadek? Nie jestem pewna. Zwłaszcza teraz, po pięciu latach, które tak wiele zmieniły w życiu każdej z nich. Właściwie wszystko