Reklama
Browar dla Krasnoludów
Strzelcy z 444 przeładywali broń i skontrolowali celowniki optyczne. Operator ciężkiego boltera nerwowo sprawdzał,
- 06.03.2008 13:39
czy zamek jest odpowiednio naoliwiony. Tymczasem sierżant Marokk szeptał z przymkniętymi oczami modlitwę do Imperatora. Wszyscy czekali na rozpoczęcie największej bitwy w Warharmera 40 000, jaka została rozegrana w Polsce. Aż się wierzyć nie chce, że najlepsi zawodnicy Grand Tournament grają na makietach Jarosława Raczkiewicza spod Niedrzwicy. Ale co się dziwić, skoro on jest w robieniu makiet najlepszy?
Pochodzi z Lublina. Skończył szkołę muzyczną I stopnia w klasie skrzypiec i fortepianu.
- Dziś, po 25 latach stolarki, na skrzypcach nie zagram - śmieje się Jarosław Raczkiewicz i w podziemiach Trybunału Koronnego poprawia właśnie wieżyczkę bramy, broniącej dostępu do gotyckiego Lublina.
W sumie zrobił już pięć makiet miasta, którego nie ma. Takich makiet nie ma żadne miasto w Polsce. Raczkiewicz zapala świecę i prowadzi w kierunku ołtarzowej szafy. Chybotliwy płomień wydobywa zamek otoczony wysokim murem z trzema basztami, zza których wyłania się kaplica św. Trójcy i donżon. Ze wzgórzem staromiejskim, na którym stoją miejskie świątynie łączyła go linia murów obronnych. Też z basztami. Taki Lublin ocalał na fresku w kamienicy Lubomelskich przy Rynku 8.
- Znaleźli mnie w sklepie \"Krzyś”, gdzie wstawiałem makiety do gier. Najpierw zobaczyłem fresk. Zatarty. Zamknąłem oczy. Starałem się wyobrazić sobie królewskie miasto - opowiada cichym głosem.
Potem studiował stare dokumenty. Fresk był zniszczony, trzeba było zrobić komputerową wizualizację.
- No to liczymy budynki. Raz, dwa, trzy, czternaście. W sumie nieco ponad sześćdziesiąt budynków - dodaje skromnie. - Zrobiłem trochę bajkowe kolory.
Czy to jest Lublin? O widok w kamienicy Lubomelskich wciąż kłócą się historycy - śmieje się mistrz.
Po szkole muzycznej poszedł do elektronika na Wojciechowskiej. Potem pracował w serwisie Canona w Lublinie. Ale i tak ciągnęło go do antyków. - W 1982 roku trafiłem do pracowni renowacji antyków Waldemara Maciejewskiego. Spytałem o pracę. Popatrzył niechętnie - opowiada Raczkiewicz. Później okazało się, że jak wziął ucznia na terminowanie i poduczył do zawodu to po roku uciekał na swoje.
Chodził dopóty, aż wychodził.
- Mistrz zapytał, czy od jutra mogę stawić się do pracy. Skinąłem głową - mówi Jarosław.
Na pierwszą robotę dostał mebel do szlifowania papierem ściernym. I tak się zaczęło.
Zrobił dyplom czeladnika, potem papiery mistrzowskie.
- Najdziwniejszy mebel jaki pamiętam? Sekretera dla Jana Pawła II, jak był w Lublinie. Zrobiliśmy ją u Maciejewskiego. W końcu nie trafiła do papieża - mówi Raczkiewicz. - Za wystawna była. Kuria zrezygnowała. Poszła w prywatne ręce.
• Potrafi pan zrobić sekretarzyk ze skrytkami?
- To duża frajda. Chowanie skrytek sprawia przyjemność. Mogę zrobić sekretarzyk, sekreterę, co komu potrzeba. Ale przede wszystkim robię renowację antyków - tłumaczy Jarosław.
• Da się z tego żyć?
- Ciężko.
Jarosław Raczkiewicz bierze świecę i prowadzi w kierunku największej panoramy Lublina pod Trybunałem Koronnym. Jeszcze trochę i turyści będą mogli zobaczyć Lublin ze sztychu Brauna i Hogenberga z 1618 roku.
Budynków nie liczymy, bo...
- Trochę by zeszło, jest ich ponad trzysta - śmieje się budowniczy Lublina.
Po raz drugi płomień świecy wydobywa rozległe miasto.
Widać obronne bramy, kościoły. Katedrę w pierwotnym kształcie. Dominikanów. Kolegiatę św. Michała i Wizytki.
Z czego się robi Lublin?
- Listewki, styropian, płyta, czarny klej i piasek, który robi za fakturę tynków - uśmiecha się Raczkiewicz.
- To taki rodzaj teatrzyku z panoramą miasta. Ludzie to uwielbiają - mówi Tomasz Pietrasiewicz, dyrektor Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN, który zamówił makiety.
Za sprawą syna dowiedział się o War Hammer Battle, potem o grach opartych na Władcy Pierścieni.
- Zrobiłem pierwszą makietę do gry. Stawia się ją na stole o wymiarach 122 cm na 183 cm, rozkłada armie. I gra. Wciągnęło mnie - opowiada o swojej nowej pasji.
Pasjonaci zamawiają u Raczkiewicza makiety. Dokupują boksy z żołnierzami. W jednym boksie może być 25 żołnierzy. Trzeba za nich zapłacić od 60 do 120 zł. Ale jedna figura może kosztować nawet 150 zł.
A jedna makieta Raczkiewicza?
- Trzeba dać 500 zł. Ale to bardzo precyzyjna robota - tłumaczy pasjonat spod Niedrzwicy.
Do domu na wsi uciekł z miastowego zgiełku. Z budynku gospodarczego zrobił pracownię. Na 60 metrach kwadratowych stoi wieloczynnościowa maszyna. Heblarka z grubościówką, piła tarczowa, frezarka i tokarka w jednym. Do tego heble, dłuta, papier ścierny, materiały. W tym drogocenny fornir.
Na jednym ze stołów stoi makieta do kolejnej gry.
- To browar dla Krasnoludów - śmieje się Raczkiewicz. Dziś na jego makietach grają najlepsi zawodnicy Grand Tournament. Zawodów nad zawodami.
Raz na jakiś czas Raczkiewicz zostawia gry i jedzie w świat, żeby popracować przy porządnych antykach.
- W moje ręce trafiają prawdziwe unikaty. Tak, żebym nie wyszedł z wprawy - śmieje się Jarosław.
Antyki, jak makiety do wojennych gier: nie mają przed nim tajemnic.
- Mistrz Maciejewski nauczył mnie, że od maszyny się zaczyna. Potem jest cierpliwe dłubanie. Jak wstanę rano o siódmej, to do jedenastej w nocy mogę przy meblu siedzieć.
A za domem rośnie energetyczna wierzba.
- Zasadziłem pół hektara. Rośnie już rok. Trzeba było z motyką parę razy chwasty przelecieć - zastanawia się Jarosław.
Wierzba będzie rosnąć jeszcze dwa lata. Potem pójdzie na opał.
• Pan będzie karczował?
- A kto - odpowiada ze spokojem.
A jak wróci z Niemiec, zrobi sobie panele słoneczne na dach.
W końcu i to potrafi.
Reklama













Komentarze