Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Browar dla Krasnoludów

Strzelcy z 444 przeładywali broń i skontrolowali celowniki optyczne. Operator ciężkiego boltera nerwowo sprawdzał,
czy zamek jest odpowiednio naoliwiony. Tymczasem sierżant Marokk szeptał z przymkniętymi oczami modlitwę do Imperatora. Wszyscy czekali na rozpoczęcie największej bitwy w Warharmera 40 000, jaka została rozegrana w Polsce. Aż się wierzyć nie chce, że najlepsi zawodnicy Grand Tournament grają na makietach Jarosława Raczkiewicza spod Niedrzwicy. Ale co się dziwić, skoro on jest w robieniu makiet najlepszy? Pochodzi z Lublina. Skończył szkołę muzyczną I stopnia w klasie skrzypiec i fortepianu. - Dziś, po 25 latach stolarki, na skrzypcach nie zagram - śmieje się Jarosław Raczkiewicz i w podziemiach Trybunału Koronnego poprawia właśnie wieżyczkę bramy, broniącej dostępu do gotyckiego Lublina. W sumie zrobił już pięć makiet miasta, którego nie ma. Takich makiet nie ma żadne miasto w Polsce. Raczkiewicz zapala świecę i prowadzi w kierunku ołtarzowej szafy. Chybotliwy płomień wydobywa zamek otoczony wysokim murem z trzema basztami, zza których wyłania się kaplica św. Trójcy i donżon. Ze wzgórzem staromiejskim, na którym stoją miejskie świątynie łączyła go linia murów obronnych. Też z basztami. Taki Lublin ocalał na fresku w kamienicy Lubomelskich przy Rynku 8. - Znaleźli mnie w sklepie \"Krzyś”, gdzie wstawiałem makiety do gier. Najpierw zobaczyłem fresk. Zatarty. Zamknąłem oczy. Starałem się wyobrazić sobie królewskie miasto - opowiada cichym głosem. Potem studiował stare dokumenty. Fresk był zniszczony, trzeba było zrobić komputerową wizualizację. - No to liczymy budynki. Raz, dwa, trzy, czternaście. W sumie nieco ponad sześćdziesiąt budynków - dodaje skromnie. - Zrobiłem trochę bajkowe kolory. Czy to jest Lublin? O widok w kamienicy Lubomelskich wciąż kłócą się historycy - śmieje się mistrz. Po szkole muzycznej poszedł do elektronika na Wojciechowskiej. Potem pracował w serwisie Canona w Lublinie. Ale i tak ciągnęło go do antyków. - W 1982 roku trafiłem do pracowni renowacji antyków Waldemara Maciejewskiego. Spytałem o pracę. Popatrzył niechętnie - opowiada Raczkiewicz. Później okazało się, że jak wziął ucznia na terminowanie i poduczył do zawodu to po roku uciekał na swoje. Chodził dopóty, aż wychodził. - Mistrz zapytał, czy od jutra mogę stawić się do pracy. Skinąłem głową - mówi Jarosław. Na pierwszą robotę dostał mebel do szlifowania papierem ściernym. I tak się zaczęło. Zrobił dyplom czeladnika, potem papiery mistrzowskie. - Najdziwniejszy mebel jaki pamiętam? Sekretera dla Jana Pawła II, jak był w Lublinie. Zrobiliśmy ją u Maciejewskiego. W końcu nie trafiła do papieża - mówi Raczkiewicz. - Za wystawna była. Kuria zrezygnowała. Poszła w prywatne ręce. • Potrafi pan zrobić sekretarzyk ze skrytkami? - To duża frajda. Chowanie skrytek sprawia przyjemność. Mogę zrobić sekretarzyk, sekreterę, co komu potrzeba. Ale przede wszystkim robię renowację antyków - tłumaczy Jarosław. • Da się z tego żyć? - Ciężko. Jarosław Raczkiewicz bierze świecę i prowadzi w kierunku największej panoramy Lublina pod Trybunałem Koronnym. Jeszcze trochę i turyści będą mogli zobaczyć Lublin ze sztychu Brauna i Hogenberga z 1618 roku. Budynków nie liczymy, bo... - Trochę by zeszło, jest ich ponad trzysta - śmieje się budowniczy Lublina. Po raz drugi płomień świecy wydobywa rozległe miasto. Widać obronne bramy, kościoły. Katedrę w pierwotnym kształcie. Dominikanów. Kolegiatę św. Michała i Wizytki. Z czego się robi Lublin? - Listewki, styropian, płyta, czarny klej i piasek, który robi za fakturę tynków - uśmiecha się Raczkiewicz. - To taki rodzaj teatrzyku z panoramą miasta. Ludzie to uwielbiają - mówi Tomasz Pietrasiewicz, dyrektor Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN, który zamówił makiety. Za sprawą syna dowiedział się o War Hammer Battle, potem o grach opartych na Władcy Pierścieni. - Zrobiłem pierwszą makietę do gry. Stawia się ją na stole o wymiarach 122 cm na 183 cm, rozkłada armie. I gra. Wciągnęło mnie - opowiada o swojej nowej pasji. Pasjonaci zamawiają u Raczkiewicza makiety. Dokupują boksy z żołnierzami. W jednym boksie może być 25 żołnierzy. Trzeba za nich zapłacić od 60 do 120 zł. Ale jedna figura może kosztować nawet 150 zł. A jedna makieta Raczkiewicza? - Trzeba dać 500 zł. Ale to bardzo precyzyjna robota - tłumaczy pasjonat spod Niedrzwicy. Do domu na wsi uciekł z miastowego zgiełku. Z budynku gospodarczego zrobił pracownię. Na 60 metrach kwadratowych stoi wieloczynnościowa maszyna. Heblarka z grubościówką, piła tarczowa, frezarka i tokarka w jednym. Do tego heble, dłuta, papier ścierny, materiały. W tym drogocenny fornir. Na jednym ze stołów stoi makieta do kolejnej gry. - To browar dla Krasnoludów - śmieje się Raczkiewicz. Dziś na jego makietach grają najlepsi zawodnicy Grand Tournament. Zawodów nad zawodami. Raz na jakiś czas Raczkiewicz zostawia gry i jedzie w świat, żeby popracować przy porządnych antykach. - W moje ręce trafiają prawdziwe unikaty. Tak, żebym nie wyszedł z wprawy - śmieje się Jarosław. Antyki, jak makiety do wojennych gier: nie mają przed nim tajemnic. - Mistrz Maciejewski nauczył mnie, że od maszyny się zaczyna. Potem jest cierpliwe dłubanie. Jak wstanę rano o siódmej, to do jedenastej w nocy mogę przy meblu siedzieć. A za domem rośnie energetyczna wierzba. - Zasadziłem pół hektara. Rośnie już rok. Trzeba było z motyką parę razy chwasty przelecieć - zastanawia się Jarosław. Wierzba będzie rosnąć jeszcze dwa lata. Potem pójdzie na opał. • Pan będzie karczował? - A kto - odpowiada ze spokojem. A jak wróci z Niemiec, zrobi sobie panele słoneczne na dach. W końcu i to potrafi.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama