Życie z piranią
W sobotę 8 września o godz. 6 rano Piotra Stańczaka, drzemiącego nad Wisłą
w Piotrawinie, zerwał głos dzwonka - znak, że ryba chwyciła przynętę. Doskoczył do kija. Podciąga dwa, trzy metry. Stop. On ciągnie, ryba ciągnie. On w swoją stronę, ona w swoją. Zaczyna się walka. Adrenalina podnosi się - to musi być duży sum.
Na brzegu stoi brat
z podbierakiem i harpunem gotów zakłuć i wyciągnąć okaz. Co to jest?! Ryba nikczemnych rozmiarów (33 cm, 75 dkg),
a w pyszczku… zęby jak mleczaki u dziecka. Dziesięć godzin później okaże się,
że to jest… pirania!
20.09.2001 18:09