Czy młoda osoba, która popełniła zbrodnię, powinna spędzić resztę życia za kratami? Historia Moniki Osińskiej pokazuje, że odpowiedź nie jest prosta.
Czy kara dożywotniego pozbawienia wolności jest adekwatna? Wszystko tak naprawdę zależy od sytuacji i okoliczności – odpowiedziałby chyba każdy, nie tylko sędzia. Pisząc relacje z rozpraw sądowych, na ławie oskarżonych spotykam najróżniejsze osoby. Niektórzy mordercy od lat mieli konflikt z prawem, a ich czas spędzony na wolności to jedynie przerwa pomiędzy kolejnymi przestępstwami. Są też tacy, którzy zaatakowali raz – w sposób przemyślany, pod wpływem impulsu lub, niestety, alkoholu. Często wydają się niepozorni, niewyglądający na kogoś, kto może skrzywdzić drugiego człowieka. A jednak czasu cofnąć się nie da.
W podobnej sytuacji znalazła się Monika Osińska, dobrze znana w mediach lat 90., nie tylko jako Monika O., ale też jako morderczyni, dożywotka. Ta niespełna 18-letnia dziewczyna została pierwszą w Polsce kobietą skazaną na karę dożywotniego pozbawienia wolności za brutalne zabójstwo Jolanty Brzozowskiej. Oprócz niej taki sam wyrok usłyszeli jej dwaj koledzy. Wszyscy byli maturzystami i potrzebowali pieniędzy na studniówkę. Ofiarę odwiedzili pod pretekstem poszukiwania pracy. Właśnie wtedy, 19 stycznia, doszło do makabrycznej zbrodni. Po wszystkim sprawcy ukradli 400 zł, trochę elektroniki, biżuterię i… pojechali na pizzę.
Sama Monika, dożywotka i jednocześnie bohaterka reportażu Wojciecha Tochmana „Historia na śmierć i życie”, tak naprawdę nie zadała ani jednego ciosu ofierze. Była jednak na miejscu, a więc w sposób pośredni uczestniczyła w zbrodni. Według narracji Tochmana to właśnie ona musiała wziąć na barki najcięższe oskarżenia – zarówno te płynące z mediów, opinii publicznej, jak i później w więzieniu. Dlaczego to właśnie na nią spłynęła największa fala hejtu? Być może dlatego, że była kobietą – kobietą „bestią”, wyrachowaną, pozbawioną skrupułów. Czy jednak na pewno?
Reportaż to nie tyle opowieść o samej zbrodni, co o jej konsekwencjach. Jej ofiarami są nie tylko bliscy poszkodowanej, ale też rodzina oskarżonej, która musi uciekać przed społecznym linczem. To także opowieść o przemianie i dorastaniu. Niepojęte wydaje się, gdy tak młoda osoba, dopiero wchodząca w dorosłość, idzie za kratki. W ten sposób traci tak naprawdę wszystko. Nie chodzi tylko o najpiękniejsze lata życia, kontakt z rodziną, ale też o możliwość kształtowania swojego charakteru, rozwój, szansę na macierzyństwo… Dożywotnie więzienie odbiera szansę i nadzieję. Wbrew temu Monika O. jednak właśnie w tym miejscu dorasta i wychodzi z niego jako dojrzała kobieta.
Warto w tym miejscu ponownie zastanowić się, czy kara dożywocia jest adekwatna. Tochman twierdzi, że nie. Perspektywa całego życia za kratami jest karą eliminacyjną – pozbawia szansy na poprawę, zwłaszcza gdy mowa o młodej osobie. Warto pamiętać, że dożywocie zastąpiło w polskim prawie karnym karę śmierci. Na dzień dzisiejszy jest to więc najsurowszy możliwy wyrok, który skazanym daje nikłą szansę na powrót do społeczeństwa.
Czytając komentarze pod artykułami o zbrodniach i brutalnych napaściach, widać jednak, że ludzie oczekują sprawiedliwości i jak najsurowszych kar. Z jednej strony to „oko za oko”, z drugiej – zupełnie ludzki lęk przed „bestią”, która może ponownie zaatakować. Monika Osińska odpokutowała już swoją winę – dwa lata temu wyszła na wolność. Większość swojego życia spędziła jednak w więzieniu.
O tych doświadczeniach, ale też o wymiarze sprawiedliwości, zbrodni i karze, możemy się dowiedzieć z reportażu „Historia na śmierć i życie”. Warto dodać, że jest to również książka o warsztacie dziennikarskim – o zawodzie, który dziś nie zawsze cieszy się dobrą sławą. Historia jest hołdem dla wybitnej reporterki Lidii Ostałowskiej, która jako pierwsza zaczęła dokumentować losy Moniki. Niestety, nigdy nie udało jej się ukończyć tej pracy.
